- Ojczym bił matkę – tłumaczy. - Uważałam, że jak mąż bije żonę jest to zupełnie normalne.
Matka przyjmowała ciosy z pokorą, ważne było, że w domu jest chłop, bo to on według niej wyznacza pozycje kobiety w społeczeństwie. Anna uznała więc, że bicie to normalna sprawa, tym bardziej, że żyją w środowisku, w którym wiele kobiet doznaje przemocy. A i jej czasami ojczym nie oszczędzał.
Jej mąż już przed ślubem nadużywał alkoholu, bywał w stosunku do niej agresywny. W przeciwieństwie do wielu kobiet, Anna nie uważała jednak, że on się zmieni. Żyła w przekonaniu, że to jego święte prawo. Ona jest kobietą i powinna znieść wszystko. Bo i pewnie mąż miał racje, kiedy się na nią złościł.
Za co bił? Za byle co. Anna dodaje, że była przekonana, że miał ku temu powody. Że może coś źle zrobiła, źle się domem zajęła, źle ugotowała obiad.
- Moja teściowa też była bita, często wyzywana. Taka tam u nas była tradycja. Kiedy jednak mąż zaczął bardzo bić też dzieci, poszłam wtedy do opieki społecznej, dowiedziałam się, że nie musimy cierpieć – mówi – Bałam się strasznie coś zrobić, ale była tam taka pani, która mi pomogła. Najpierw założyłyśmy Niebieską Kartę, potem poszłam do prokuratury. Poszedł do więzienia za „znęty”. Prawie półtora roku siedział. Ta pani powiedziała mi wtedy, że nie muszę być bita przez męża. Ja naprawdę wtedy o tym nie wiedziałam, choć wiele osób może w to nie uwierzyć.
W tym czasie Anna złożyła pozew o rozwód. Ma ośmioro dzieci, na szczęście większość dorosłych, w domu została dwójka. Nigdy nie pracowała, bo przy takiej ilości dzieci nie było na to szansy. Czy tle dzieci chciała? Sama nie wie, tak wyszło. Chłopu seks się należy, ona nigdy nie myślała o konsekwencjach. On co prawda złościł się na kolejne ciąże i znowu były razy, ale co miała zrobić? Rodziła, bo nie było wyjścia.
Na pierwszej sprawie zgodziła się, żeby mąż płacił po 100 złotych na dziecko. Z czego miała żyć? Nie wie, bo przecież bez pracy była. Potem podnieśli trochę te alimenty. No i ma 500 plus. Ale to kropla w morzu potrzeb. Mieszkanie zadłużyła na 6 tysięcy złotych, z trudem starcza na podstawowe potrzeby. Wpłaca po kilkadziesiąt złotych miesięcznie, żeby na bruk jej nie wyrzucili.
Mieszka w małej miejscowości. U siebie pracy nie znalazła, dojeżdżać też trudno, bo autobusu żadnego praktycznie nie ma.
- Próbowałam sprzedawać na targu – mówi. - Nie swoje, najęłam się do kogoś. Na prowizji byłam. Stałam całe dnie, praktycznie nic nie zarobiłam.
Najmuje się do mycia okien, sprzątania, ale w jej miasteczku kobiety raczej same robią wszystko w domu. Anna ma dziś 50 lat i żadnych perspektyw. A za sobą mroczną przeszłość. Mówi, że żałuje wielu rzeczy, że nie poszła nigdy do pracy, że nie musiała mieć tylu dzieci, choć przecież wszystkie bardzo kocha.
- Czego żałuję najbardziej? - że matka mnie żyć nie nauczyła. Że tyle lat znosiłam katorgę, bo wydawało mi się, że właśnie tak żyć trzeba – mówi.
Magdalena Gorostiza
P.S. Imię i niektóre szczegóły zostały zmienione.