- Myśli miałam straszne, naprawdę straszne – Marta pamięta tamten dzień. - Upał jak diabli, ja nóg nawet sama na łóżko nie mogłam położyć, a lekarze jakby nigdy nic stwierdzili, że się mną nie zajmą.
To był jej ostatni pobyt w szpitalu, skierowanie dała lekarz rodzinna załamana tym, co widziała. Domowe leczenie nie skutkowało, odesłała do lubelskiego szpitala klinicznego przy u. Staszica. Tam w ciągu jednego dnia Marta przeszła przez 4 oddziały. Nie została na żadnym…
Zaczęło się dwa lata wcześniej
- Problemy z nogami miałam od dawna, kolana bolały, nogi puchły – Marta wraca do początków całej historii. - Ale dramat zaczął się po urodzinach wnusi jak upadłam i się potłukłam.
Tak wyglądały nogi pani Marty po upadku
Karetką zawieźli na SOR też przy ulicy Staszica. 12 godzin leżała aż mąż po nią przyjechał. Zrobili prześwietlenie ręki, bo bolała. A nogi?
- Nikt się nimi nie interesował choć widać jak wyglądały, bo córka zrobiła zdjęcie – wzdycha Marta.- Kazali iść do swojej przychodni, żeby tam się mną zajęli. Tylko jak iść jak nogi odmawiały posłuszeństwa…
Z dnia na dzień było gorzej, co jakiś czas Martę zabierała karetka. Nogi spuchnięte, zaczęły się rany, wżery. Nie chodziła.
-Nic tylko kazali smarować maściami – dodaje. - A od tych maści na antybiotyku było coraz gorzej. Skóra jak u krokodyla i zewsząd sącząca się limfa.
Coś mi tu kobito przywlekła!
Poszła do lekarza prywatnie, choć wiele trudu kosztowała ta cała wizyta. Ale na nodze była bulwa jak piłka do tenisa i Marta już wytrzymać nie mogła.
- Ledwo weszłam do gabinetu, skora na bulwie pękła – mówi Marta. - Rozlała się limfa a lekarz w krzyk, co ja mu tu przywlekłam. Stwierdził, że to róża, taka choroba zakaźna.
3 tygodnie Marta spędziła w szpitalu. Na różę leczyli, ale bezskutecznie, nogi dalej jak banie, chodzić nie mogła. Było coraz gorzej a znikąd pomocy, znikąd wsparcia.
- Nikt nie powiedział, dlaczego puchną, nikt nie wskazał żadnych działań – wzdycha Marta. - Nie padło słowo o obrzękach limfatycznych, o tym, że mogłaby pomóc jakaś rehabilitacja.
W maju tego roku po raz kolejny dostała skierowanie. Od rodzinnej, co patrzeć na jej nogi już wcale nie mogła.
- Jedyna, co się mną przejęła – mówi Marta. - Dała skierowanie na naczyniówkę.
Upał był jak diabli gdy Marta do szpitala trafiła, spocona, z nogami jak balony.
- Na naczyniówce popatrzyli, powiedzieli, że elefantyzm, że nic nie mają do roboty – prycha. - Elefantyzm, tak powiedzieli, myśleli, że nie zrozumiem, że jestem jakaś głupia. Odesłali na zakaźny, że niby róża, po 2 godzinach przyszedł ordynator, popatrzył na nogi, stwierdził, że nie róża i zwieźli mnie na wewnętrzny. Tam powiedzieli, że to nie ich sprawa i odesłali na dermatologię. Na dermatologii poradzili, żeby nogi antybiotykiem smarować, tym samym, co od miesięcy nie pomógł.
Złachana Marta wróciła do domu. Mąż nogi na łóżko włożył, pot lał się z niej strumieniami.
Tak wróciła pani Marta ze szpitala do domu...
- Odciąć, umrzeć, pękną może – takie myśli miałam – mówi. - Wdała się już martwica. Przewidywałam bliski koniec.
Pan Bóg mi zesłał anioła
Miesiąc czasu męka trwała. W końcu córka nie wytrzymała, zaczęła szukać ratunku na własną rękę, skoro w szpitalu nie chcieli pomóc.
- A skóra na nogach w rękach się rozłaziła – wspomina Marta. - Wżery, kratery, każda noga ważyła pól tony. Kazali brać furosemid na odwodnienie. Nic nie pomagało, było jeszcze gorzej.
W końcu zjawiła się rehabilitantka ( chce pozostać anonimowa, bo mówi, że chodzi o pomoc chorym, a nie reklamę jej nazwiska). Zaczęła drenaż limfatyczny, bandażowanie. Już po miesiącu Marta nie mogła uwierzyć w to, co widzi.
- Nie chcę nawet komentować kompetencji i wiedzy lekarzy, bo to co zrobili z panią Martą jest żenujące – mówi rehabilitantka. - W Polsce jest we Wrocławiu klinika, w której leczy się obrzęk limfatyczny. Nie wiedzieli w Lublinie, co zrobić, trzeba było tam pacjentkę odesłać. A przynajmniej poinformować, że rehabilitacja odpowiednio robiona może pomóc. I nie dawać furosemidu, bo w przypadku obrzęków limfatycznych skutek jest odwrotny. Słów szkoda, nie do wiary, że tak można potraktować chorego człowieka.
Dziś Marta chodzi już w domu o kulach, sama wchodzi na łóżko, jest coraz bardziej samodzielna.
Nogi po miesiącu odpowiedniej rehabilitacji
- Anioła pan Bóg mi zesłał – mówi. - Bo ja już żyć nie chciałam, taki ból, taka rozpacz. Myślałam sobie – XXI wiek mamy, twarze przeszczepiają, a nikt nie wie, co z moimi nogami robić. Nie wiem, czy lekarze nie wiedzą, czy im się nie chce ludzi leczyć.
Nogi dziś
Magdalena Gorostiza