Beata chodziła z Pawłem trzy lata, kiedy zdecydowali się na małżeństwo. Ja sama mówi, fajerwerków nigdy nie było, ale czuła się z Pawłem dobrze. Dość małomówny, raczej spokojny, wydawało się, że do siebie pasują. Było więc huczne wesele, jak to w niewielkim mieście. I okazały prezent ślubny – nowy dom na sporej działce.
- Tyle tylko, że nie miałam pojęcie, że wraz z domem dostaję w prezencie ślubnym teścia. Przychodził kiedy chciał, do wszystkiego się wtrącał. On ten dom budował i uważał, że ma do tego prawo – mówi Beata.
Jeśli więc w wielu opowieściach to teściowe są heterami, w przypadku Beaty było odwrotnie. Teściowa raczej cicha, drobna, wydawał się wycofana. Przychodziła dość rzadko. Teść natomiast zjawiał się z Pawłem po pracy, bo prowadzili rodzinny biznes. I to teść decydował jaka kosiarkę kupić, gdzie zasadzić kwiaty, które meble ogrodowe byłyby najlepsze. Beata miała swoje mieszkanie po babci i wolałaby tam zamieszkać, byle tylko czuć się jak u siebie. Próbowała rozmawiać o tym z Pawłem, ale bezskutecznie.
- Mówił, że nie dość, że ojciec nam pomaga i finansuje wiele rzeczy, to jeszcze mi źle. A ja czułam się w tym domu jak intruz. I ciągła krytyka,że coś nie tak zrobiłam. Powoli Paweł też zaczął przyjmować styl swojego ojca. Im dalej w las, tym bardziej mnie lekceważył, robił niesmaczne uwagi – opowiada Beata.
Ona pracowała w prywatnej firmie, nawet całkiem nieźle zarabiała. Mąż stwierdził, że powinien mieć dostęp do jej pieniędzy, bo prowadzą wspólne życie i ona też powinna się dokładać do wydatków. Nie oponowała, ale wkrótce zaczęła być coraz bardziej ubezwłasnowolniona. Paweł sprawdzał ciągle konto, robił uwagi, gdy kupiła sobie sukienkę czy buty.
- Czemu w tym tkwiłam? Nie mam pojęcia. Myślę, że to syndrom gotującej się żaby. Obaj z teściem powoli podkręcali temperaturę. Czułam się w tym źle, ale nie bardzo wiedziałam wtedy, co mogłabym zrobić – mówi Beata.
Potem zaszła w ciążę i było oczekiwanie na „dziedzica”. Urodziła córkę i teść też nie omieszkał uwag na ten temat robić. Jedynie teściowa zaakceptowała wnuczkę i trzeba przyznać, że sporo Beacie pomagała. Ale była bardzo związana z babcią, dziadek wnuczkę wyraźnie lekceważył, czym zaraził też syna. Matka Beaty nie chciała się angażować w sprawy córki,po śmierci męża weszła w nowy związek i miała swoje własne życie.
Z czasem Paweł odciął Beatę od koleżanek, nie pozwalał na wyjścia, jak chciała którąś zaprosić, to słyszała „a po co ona ma tu przychodzić”. Życia towarzyskiego praktycznie nie mieli, jedynie często wpadał do nich najlepszy przyjaciel Pawła – Wojtek. Musiał widzieć co się dzieje, bo nie raz słuchał złośliwych uwag Pawła czy teścia. Pewnego dnia, po jakiejś mało przyjemnej wymianie zdań, Paweł wyszedł do kuchni. „Nie przejmuj się” - usłyszała od Wojtka. Złapała się tego „nie przejmuj się” jak liny ratunkowej, poczuła, że ktoś ją rozumie, jest jej bliski.
Kiedy więc kiedyś spotkała Wojtka przypadkiem w mieście, siedli razem w parku. Beata zwierzyła mu się ze swojego życia, on mówił, że rozumie, że zna przecież Pawła od dawna. Że może nie jest złym facetem, ale zawsze ulegał ojcu. Umówili się z Wojtkiem na kolejny spacer, a Beata zaczęła potrzebować tych spotkań. Wreszcie był ktoś, kto współczuł, kto wziął za rękę, pocieszył. Kiedy pewnego dnia lało jak z cebra, Beata zaprosiła Wojtka do mieszkania po babci.
- Samo wyszło, że znaleźliśmy się w łóżku. Ja łaknęłam jak kania dżdżu bliskości, zrozumienia, ciepła – mówi Beata.
I dodaje,że jak ktoś jest strasznie spragniony, to wypije wodę z kałuży. Nie dba wówczas o możliwe konsekwencje. A przecież wiadomo było, że ta historia nie mogła dobrze się skończyć. Wtedy jednak było jej wszystko jedno.
Spotykali się z Wojtkiem regularnie. Już wyłącznie w mieszkaniu Beaty. Zostawiała córkę z babcią i pod pozorem załatwiania ważnych spraw, wychodziła z domu. Jednak żyli w małym mieście i nie było szans, żeby romans dało się na dłuższą metę ukryć. Któregoś razu, kiedy była z Wojtkiem, usłyszeli dzwonek do drzwi. To był Paweł. Krzyczał, że wie, że tam są, wyzywał ja od najgorszych.
Bała się wrócić do domu, ale musiała to zrobić, choćby ze względu na córkę. Przywitał ją teść i kazał się wynosić. Miała już spakowaną walizkę. Chciała zabrać Alę, ale nie pozwolił zbliżyć się do córki. Słyszała krzyki dziecka, ale niewiele mogła zrobić.
Wróciła do swojego mieszkania z jedną walizką w ręku. Po 12 latach małżeństwa została bez niczego. Paweł oczyścił jej konto, nie zostawił nawet złotówki. Pożyczyła parę groszy od matki i dostała na pożegnanie komunikat, że jak nawarzyła piwa to musi je teraz wypić.
W miasteczku huczało od plotek, w pracy omijano ją szerokim łukiem. Wyrodna matka, dziwka, zdradziła męża z jego przyjacielem. Czar spotkań z Wojtkiem prysł, ani on ani ona nie mieli ochoty dalej się widywać.
- I zostałam sama jak palec. Teść nie dopuszczał mnie do dziecka, Paweł nie chciał ze mną rozmawiać. Wiedziałam, że czeka mnie walka w sądzie o dziecko, że trzeba będzie brać rozwód, a w dodatku byłam bez grosza przy duszy – mówi Beata.
Kilka dni po rozstaniu, nieoczekiwanie zawitała do niej teściowa. Beata spodziewała się wyrzutów, ale usłyszała jedynie, że mogła to załatwić inaczej, najpierw odejść, nie robić skandalu.
- Myślisz dziecko, że ja nie rozumiem. Rozumiem lepiej niż ci się wydaje. Nie jestem też taka bezwolna, jak ci się może wydaje. Nie martw się, Ala do ciebie wróci – usłyszała Beata.
Teściowa wyszła zostawiając na stole kopertę. Było w niej 10 tysięcy złotych! Beata była zaskoczona, ale i równie wdzięczna, przynajmniej jeden problem związany z finansami był już na jakiś czas załatwiony.
Za kilka dni teściowa przyprowadziła Alę. Rzeczy dziewczynki przywiózł następnego dnia kuzyn Pawła.
- Córka musi być z matką, bardzo za tobą tęskniła. Powiedziałam im, że jestem już stara i zmęczona, żeby nie liczyli na mnie w opiece nad dzieckiem – powiedziała teściowa.
Beata jest już trzy lata po rozwodzie. Nowe romanse i nowe skandale zaprzątają uwagę mieszkańców miasteczka. Okrzepła, pracuje w dawnej firmie, daje sobie radę. Ala nie chce kontaktów ani z ojcem ani z dziadkiem, a i oni też się do nich nie palą. Teściowa przychodzi regularnie, zabiera Alę na wakacje. Kiedyś powiedziała Beacie, że dzięki tej historii ona też wiele zrozumiała, choć dla niej już za późno na drastyczne zmiany w życiu.
Beata żałuje tylko, że tak długo tkwiła w toksycznym związku, że dała tak sobą sterować, nie zauważyła niebezpieczeństwa.
- Nie było przemocy fizycznej, nie było przekleństw, to często może zmylić czujność. Bo przemoc psychiczna bywa bardzo wyrafinowana, tak jak to było w moim przypadku – mówi Beata. I dodaje, że jeszcze żałuje tej historii z Wojtkiem. Z drugiej strony ma jednak świadomość, że bez tego romansu nie byłoby rozwodu. Teść podjął za nią wtedy decyzję, za co jest mu w sumie bardzo wdzięczna. Bo ona pewnie na tamtym etapie wróciłaby z podwiniętym ogonem do domu i błagała Pawła o litość.
- Wiele osób do dziś jednak nie rozumie, uważają, że brakowało mi ptasiego mleka, że jestem niewdzięczna, że złamałam Pawłowi życie. Tylko, że on żadnego swojego życia nie ma. Facet ma prawie czterdzieści lat, a o wszystkim decyduje jego ojciec – mówi Beata.
Magdalena Gorostiza
P.S. Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.