Przejazd do Senegalu był męczący, szczególnie, że od rana kolejne wycieczki. Zakwaterowani jesteśmy w hoteliku Nicole, stosunkowo niedaleko od plaży.
Wyjeżdżamy na nią jeepami, co jest niesamowitym odczuciem. Na plaży stada samotnych krów – widok co najmniej niespotykany. Oglądamy las kapokowy, kolejne wioski. Życie tu toczy się kompletnie innym torem.
Drzewo kapokowe, w którym ja widzę Chrystusa na krzyżu..
Po obiedzie na małym tarasie u Nicole rozmyślam na temat złych doświadczeń, które spotykają nas w życiu. Czasami trudno je zaakceptować, ale warto na nich się uczyć. Ogarnia mnie melancholia, patrzę na spokojnie toczące się tu życie. Obserwuję leniwie przemieszczający się personel. Mnie też niewiele się chce, oblepia mnie lepkie powietrze, wszystko stoi bez ruchu.
A jednak Afryka przyciąga. Jesteśmy w Cap Skkiring, miejscowym nadmorskim kurorcie. To tu senegalskie i nie tylko senegalskie czarnoskóre piękności wychodzą na ulicę w poszukiwaniu Europejczyków. To tu zjeżdżają stare kobiety, by zaznać rozkoszy w ramionach szczupłych Senegalczyków. Ci kręcą się po plaży, wyszukując potrzebujących ich kobiet.
Nasza pilotka Dominika, kopalnia ciekawostek o Afryce opowiada różne historie. O facetach, którzy potracili głowy dla pięknych Murzynek, o tym, jak są one sprytne i owijają ich sobie dookoła palca.
Na Bijagos przyjechał kiedyś starszy Belg i rzecz jasna zamieszkał z dziewczyną z miejscowej wioski. Po kilku miesiącach postanowił wrócić do domu. Wtedy w drzwiach stanęła rodzina dziewczyny.
- Opuszczasz żonę? - spytali.
- To nie moja żona
- Mieszkasz z nią , śpisz z nią, jesz z nią, to jest twoja żona.
Musiał zapłacić rodzinie 30 tys. euro odszkodowania, bo nie wyjechałby z kraju. Po tym jednak co biali ludzie zrobili Afryce trudno spodziewać się czego innego. Rozmawiałam o tym z Sehu, naszym miejscowym pilotem.
- Wybaczyć tak, zapomnieć nie - odparł krótko.
My i tak mamy lepiej, bo Polska nie miała nigdy afrykańskiej kolonii, choć akurat Polak kupił kiedyś wyspę, na której jest obecna stolica Gambii.
Ale to jeszcze Senegal. Na plaży kilka barów, kilka łóżek i parasoli. Chodzą sprzedawcy błyskotek i afrykańskich sukienek.
W barze świeże soki, woda, piwo
Obok nas stara Niemka? Francuzka? wypoczywa z młodym Senegalczykiem. Chłopak ma ciało jak rzeźba Michała Anioła, która zrobiona by była z czarnego marmuru, jest wyjątkowej urody. Ona musi mieć koło siedemdziesiątki. Idą, trzymając się czule za ręce. Potem rozsiadają się na leżankach, ciągle w wielkiej bliskości. Dyskretnie obserwuję tę scenę. Podoba mi się, że jest tu prawdziwy gender – niby dlaczego tylko starsi panowie mieliby móc korzystać z życia za pieniądze? Tu przynajmniej nikt nikogo nie ocenia – biznes jest biznes.
U Nicole mieszka Szwajcarka, mówi, że buduje tu piekarnię. Wygląda na 80 lat, ale paraduje w krótkich kieckach, na nogach ma tatuaże. Tu nie ma żadnych konwenansów, to cudowne miejsce dla osób, którym nie chce się o nie dbać. Ona też ma młodego towarzysza.
Ale są też dramaty i prawdziwe miłości. Dominika mówi, że miała klientów, którzy wracali na Cap Skkiring, jeden oznajmił, że nie wylatuje z grupą. Po miasteczku chodzi szalona kobieta – kiedyś zakochana z wzajemnością we Francuzie, który ją zabrał do Paryża. Po kilku latach jego miłość minęła i odesłał kobietę do domu. Oszalała z rozpaczy. Samo życie…
I jak tu o nim nie myśleć gdy w dodatku wkoło obrazki, jak z pocztówki?
Magdalena Gorostiza