W grupie zrobiły się podgrupy, jak to zwykle już bywa, choć w sumie wszyscy jakoś się zgraliśmy. Ja "trzymam" z Dorotą, Agnieszką, które są z Rzeszowa i Ulą i Jasiem z Gliwic. Fajnie nam się gada i razem przebywa. Dziewczyny zdecydowały się uszyć sobie senegalskie suknie, które w ciągu dna będą gotowe. Jedziemy więc po ich odbiór, ale najważniejszy punkt programu to wizyta u szamanki Aminy, która ma nam przepowiedzieć przyszłość. Sehu, nasz gambijski przewodnik, bardzo w nią wierzy, a Dominika, która jest pilotką doskonałą, organizuje nam wyjazd do niej. Ta dziewczyna – myslę o Dominice, ma ogromną wiedzę o Afryce, umie świetne poruszać się po niej poruszać, a jej obecność gwarantuje bezpieczeństwo. Kiedy na granicy wymienialiśmy pieniądze u cinkciarzy, nie obyło się bez próby oszustwa. Dominika szybko jednak wyegzekwowała brakującą kwotę, a cinkciarz oddał ją bez zbędnej dyskusji. Afryka Zachodnia to jedna wielka korupcja, nie ma co liczyć na policję czy sądy. Choć w sumie jest bezpiecznie, nie ma szans na to, by czuć się jak w Europie. Posterunki policji, które często mijamy na drodze są najczęściej miejscem, w którym szuka się łapówek. Szczytem była chęć wyłudzenia pieniędzy za to, że mamy .... porysowany samochód i wstyd takim wozić turystów. Nie mniej jednak z drugiej strony ludzie są uczciwi. Kiedy na granicy kupowałam paczkę herbatników, podałam dwa banknoty, nie znając dokładnie ceny. Sprzedawca oddał mi jeden a z drugiego jeszcze wydał resztę, choć spokojnie mógł moją nieświadomość wykorzystać.
W Cap Skkiring jest strasznie gorąco. Idziemy po sukienki, po drodze chcemy kupić skórzane klapki. Towarzyszy nam już Amina - energiczna, rozgadana. Dopiero zakupach mamy iść do niej na wróżby. Ceny na miejscowe wyroby są bardzo niskie. Za skórzane,ozdabiane muszelkami japonki płacę 10 euro nawet się nie targując. Sprzedawca tak bardzo chce zarobić, że nawet chce uszyć każdy inny fason od ręki, jeśli nie znajdę swojego rozmiaru. Uica wygląda ciekawie, jeszcze ciekawiej miejscowi. Widzę kobietę w niesamowitym stroju. Na tyłku ma byłego papieża, na głowie Chrystusa. Dyskretnie robię jej zdjęcie, bo jak pisałam, tu trzeba pytać ludzi o zgodę.
Dziewczyny odbierają kiecki i idziemy do Aminy.
Mieszka w bocznej uliczce, jak wszystkie inne - wysypanej piachem. Stąd nogi mam na okrągło brudne. W krytych butach jest za gorąco, w japonkach stopy zaraz robią się beżowe.
Małe, obskurne ale czyste podwórko wyznacza teren kilku oddzielny mieszkań, składających się z przedsionka i jednej izby.
Amina ma swój pokój. Nastawia wiatrak, sadza mnie na łóżku, bo ja idę jako pierwsza. Jest z nami Sehu, bo Amina nie mówi po angielsku - Senegal to była kolonia francuska. Ale mówi w wolof - Sehu zna wolof, choć sam jest z mandinka. Tak więc Sehu tłumaczy z wolof na angielski.
Amina wróży z muszli, dmucha, podrzuca je, rozkłada na dywanie.
Szybko, gardłowym językiem mówi coś do Sehu, on stara się jak najwierniej tłumaczyć jej słowa. Moja wróżba skończona. Będę długo żyła i będę bogata. Mam za to córce kupić amulet, który ją ochroni.
Wchodzimy po kolei, reszta czeka na podwórku. Gościnne kuzynki Aminy wynoszą nam tacę świeżo uprażonych orzeszków.
Na orzeszki był popyt...
Siedzimy, gadamy, obserwujemy życie na podwórku. Kobiety przynoszą wodę, szykują kolację. Jedna z nich pokazuje na Adze, jak należy wiązać turban Doroty. Do izby każdy wchodzi boso i nawet kilkulatek, który wbiega tam jak nakręcony za każdym razem zostawia przed progiem japonki.
Aga w fachowo zawiązanym turbanie.
Wychodzi ostatnia z naszej grupy. Cała zabawa kosztuje nas raptem po 5 euro na głowę, a a nuż wróżby Aminy się sprawdzą?
Trzeba jeszcze wykonać powierzone nam zadania. Amina prowadzi nas na targ.Dziewczyny kupują mleko w proszku i rozdają dzieciom. Dominika tłucze na skrzyżowaniu jajko. Ja kupuję amulet dla córki, ale białego koguta dla meczetu postaram się załatwić już w Polsce...
Dorota w nowej sukni.
Magdalena Gorostiza