Bo odkrycie prawdy niewiele jej dało. Tylko wyłącznie zniszczyło jej życie. Jej mąż był za dużym tchórzem, żeby sam się do zdrady przyznał. Gdyby wówczas nie wydarzyło się tych kilka rzeczy, mogło by być zupełnie inaczej.
- Wolałaby pani żyć w kłamstwie? - pytam.
- A co mi po tym, że poznałam prawdę? Jestem teraz samotną, zgorzkniałą kobietą – słyszę.
Męża poznała na studiach, pochodził z małej miejscowości. Był niewątpliwie zdolny, ale zaniedbany, zakompleksiony, onieśmielony życiem w stolicy. Katarzyna choć z zupełnie innym zapleczem, również nie należała do przebojowych dziewczyn. Może to Stefana w niej ujęło? A może pozycja jej rodziców, należących do elity?
- Mój ojciec miał wiele znajomości, zajmował wysokie stanowiska. Może Stefan wyczuł swoją szansę? Bo chyba jednak mnie nie kochał – opowiada Katarzyna. I dodaje, że na ówczesne czasy popełniła swoisty mezalians. Rodzice nie byli zachwyceni zięciem, ale ojciec postanowił dać mu szansę. Stefan doskonale ją wykorzystał. I choć pierwszą intratną posadę dostał przy pomocy teścia, doskonale dalej radził sobie sam. Zdolny, pracowity, znał języki, a przy tym z ogromną intuicją z kim powinien żyć dobrze.
- Niewątpliwie jednak bez układów mojego ojca byłby nikim, ślub ze mną był dla niego swoista przepustką. On to doskonale wie i choćby z tego tytułu należała mi się jakaś lojalność – dodaje Katarzyna. I dlatego nie rozumie, że mąż się tak z nią obszedł.
Jakie było ich małżeństwo? Po kilkunastu latach każde jest podobne. Oboje pracowali, syn się dobrze chował, mieli elegancki apartament, każde swój samochód, nie narzekali na brak pieniędzy. Oczywiście on zarabiał znaczne więcej niż ona, nauczycielka w prestiżowym liceum. Ale ta praca dawała jej satysfakcję i odpowiedni prestiż społeczny.
Jak co roku Katarzyna wybierała się z matką na cmentarz do rodzinnej miejscowości nieżyjącej już babci. Procedura była taka sama – w weekend przed rocznicą śmierci, która była w styczniu, jechały w sobotę do miasteczka babci, szły na cmentarz, nocowały u siostry matki. Odwiedzały rodzinę, wracały w niedzielę wieczorem. Katarzyna lubiła te wyjazdy, lubiła spotkania z dalekimi krewniakami, była to dla niej sama przyjemność. No więc wówczas też z radością myślała o weekendzie. Nie sądziła, że będzie aż tak brzemienny w skutki. Po drodze zostawiła syna u kolegi, u którego miał być dwa dni, pojechała po matkę i ruszyły w drogę. Po południu okazało się, że u ciotki siadło ogrzewanie, zepsuł się piec gazowy i zrobiło się straszliwie zimno. Plany musiały ulec zmianie. Ciotka miała przyjechać na kilka dni do matki Katarzyny, ona zaś niespodziewanie wrócić do domu. W całym tym ferworze nawet nie zadzwoniła do męża. Przyjechała koło godziny 22., w domu panowała cisza, było pusto.
Zadzwoniła do męża z zapytaniem, gdzie jest, nie przyznając się, że wróciła. Odpowiedział, że jeszcze czyta, ale zaraz kładzie się do łóżka. Życzyła mu dobrej nocy i odłożyła słuchawkę.
Zeszła na dół do nocnego sklepu i kupiła paczkę papierosów, otworzyła jakieś wino i siedziała długo w kuchni. Nie płakała, nie histeryzowała. Była jak ogłuszona, całkowicie zdezorientowana, nie wiedziała, jak się ma zachować w nadchodzącym dniu.
Mąż nie wrócił na noc. Katarzyna postanowiła do niego zadzwonić gdzieś koło godziny 11.
- I to był przełomowy moment, jeszcze mogłam udać głupią. Co mnie podkusiło, żeby mu powiedzieć prawdę? Tego nie wiem i będę żałować do końca swojego życia – wzdycha.
No więc kiedy mąż odebrał, mogła powiedzieć, że właśnie wróciła do do domu. Dać mu czas na skonstruowanie jakiegoś kłamstwa. Że wyszedł na spacer, pojechał po gazetę, zatankować samochód, cokolwiek. Zapytała jednak męża, gdzie jest. Usłyszała znowu, że w domu. I wypowiedziała zdanie, które miało zmieć jej życie o 180 stopni.
- Powiedziałam, Stefan, ale ja jestem w domu od wczoraj i od wczoraj ciebie tu nie ma. Myślę, że powinieneś mi to wyjaśnić – mówi Katarzyna. I dodaje, że właśnie tego zdania nie wybaczy sobie do końca życia.
Stefan pojawił się w ciągu godziny. Wyznał jej, że ma kochankę, że mają wspólne dziecko. Że nigdy nie wiedział, jak miał jej to powiedzieć, ale skoro sama to odkryła, nie ma sensu dłużej wszystkiego ciągnąć. Że tamtą kobietę kocha i chce ułożyć sobie z nią życie. Katarzyna oniemiała, wpadła w histerię, płakała, prosiła, błagała, żeby jednak został.
- Powiedziałam, że mu wybaczę, jeśli zerwie kontakty z nią i z dzieckiem, że będziemy żyć jak dawniej, niech jej płaci alimenty, ale nie odchodzi. Błagałam, żeby został, upokarzałam się, ale był nieugięty. Tłumaczyłam, że ma prawie 50 lat, a ta dziewczyna zaledwie 30. Nie pomagały jednak żadne argumenty. – mówi Katarzyna.
Spakował walizkę, zabrał laptopa i wyniósł się z domu i z jej życia.
- Kim była ta kobieta? Jego sekretarką, prawda jakie to banalne? Kiedy zaszła w ciążę, zwolniła się z pracy. On wynajął jej mieszkanie i ją utrzymywał. Myśli pani, że ludzie nie wiedzieli? Wiedzieli chyba wszyscy znajomi, nawet moje koleżanki. Jednak przez pięć lat nikt mi słowa nie pisnął i pewnie ja dalej bym nic nie wiedziała, gdyby nie ta przeklęta awaria. Ale ludzie wiedzieli, ja dowiedziałam się ostatnia... – mówi Katarzyna.
Kilka lat nie godziła się na rozwód, ale syn dorósł, nie było sensu dalej tego ciągnąć. Stefan oddał jej apartament, z synem ma świetny kontakt. Dorobił się już dwójki dzieci, wziął ślub z tamta kobietą. Syn chodzi do nich w odwiedziny i uwielbia przyrodnie rodzeństwo.
- Dla mnie to też jest okropne, ale co mogę poradzić, nie zabraniałam mu nigdy kontaktów z ojcem. Ale boli kiedy myślę, że oni tam świetnie się bawią w piątkę, a ja sama patrzę w telewizor. Dla mnie tamtego dnia życie się skończyło, zostałam upokorzona, oszukana i w końcu samotna – mówi Katarzyna.
I w te samotne wieczory pluje sobie w brodę, że nie dała mężowi szansy na kolejną bajkę. Bo Stefan się okazał tchórzem i pewnie sam nigdy by się nie odważył rozbijać ich małżeństwa. A ona wolałaby męża tchórza, ale za to z odpowiednią pozycją. Była kimś, liczyła się w towarzystwie. Nie to, co teraz. Opuszczona samotna kobieta, którą mąż zostawił dla kochanki.
Magdalena Gorostiza
P.S. Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.