A były od podstawówki jak papużki nierozłączki. Ona i Aśka, od pierwszej klasy razem, w liceum też w jednej ławce. Wyjechały do tego samego miasta na studia, choć na inne kierunki. Dalej jednak się razem trzymały, były sobie bliższe niż siostry. Były, bo Marta wie, że nie jest tak samo, cóż po czymś takim nie mogło już być.
Wyszły za mąż prawie w tym samym czasie. O ile jednak mąż Aśki, Marek był strzałem w dziesiątkę (przynajmniej do tego czasu), o tyle jej, Marty mąż to był kompletny niewypał. Kilka lat męki, szarpanina przy rozwodzie, na szczęście nie mieli dzieci. Aśka Marcie wówczas bardzo pomagała, kiedy zaś Marta została sama, była zapraszana na wszystkie święta. U Aśki rodziły się dzieci, ona była przyszywaną ciotką. Chętnie się odwdzięczała w opiece nad nimi, też zawsze była na wyciągnięcie ręki.
Aśka z Markiem kupili piękny dom pod miastem, on lekarz, ona dyrektorka handlowa w znanej firmie. Aśkę czekał awans i zagraniczne szkolenie, dwa tygodnie za oceanem, zwieńczenie marzeń i ciężkiej pracy. Do dzieci miała przyjechać mama Aśki, bo Marek wracał o różnych porach – wiadomo, dyżury, prywatne gabinety. Niestety, na kilka dni przed wylotem Aśki, starsza pani dostała rwy kulszowej, nie mogła ruszyć się z łóżka. Aśka była w rozpaczy. Marta zaoferowała pomoc, zaproponowała, że na czas wyjazdu przeniesie się do nich i zajmie się dziećmi. Rano odwozili je, ona lub Marek, do przedszkola, ona po pracy odbierała i spędzała z nimi czas w domu. Wszystko szło gładko, choć była zmęczona, nie przywykła do takich obowiązków.
Po tygodniu, w przeddzień przyjazdu mamy Aśki, która poczuła się znacznie lepiej, Marek wrócił do domu koło godziny 20. Uznał, że skoro jest piątek, zaczyna się weekend, mogą wypić po lampce koniaku. Siedli na tarasie delektując się trunkiem. Na lampce się nie skończyło, śmiali się, opowiadali sobie stare historie. A potem Marek włączył nastrojową muzykę, zaprosił Martę do tańca. Tańczyli przytuleni, Marek zaczął ją całować, skończyło się tym, że znaleźli się w łóżku.
Marta na samo wspomnienie dostaje rumieńców, ze wstydu. Bo wie, że nie ma dla niej usprawiedliwienia, ani alkohol, ani muzyka, ani brak mężczyzny w jej życiu nie wytłumaczy nigdy tego, co zrobiła swojej przyjaciółce.
Rano widziała, że Marek też minę ma raczej nietęgą. Wciągnęła go do łazienki i powiedziała, że tej nocy nigdy nie było. Za żadne skarby o tym co zrobili, nie może nigdy dowiedzieć się Aśka. Nie może stracić męża i najlepszej przyjaciółki. Zachowali się jak idioci, ale to tylko ich ma obciążać. Widziała na jego twarzy ogromną ulgę.
Marta pojechała do domu jeszcze przed przyjazdem starszej pani. Kiedy Aśka wróciła, dzwoniła, dziękowała, opowiadała podekscytowana o swoim wyjeździe, Marcie łzy leciały po policzkach. Skłamała, że jest chora, unikała spotkania, bo nie wiedziała, jak ma spojrzeć w oczy swojej przyjaciółce - opowiada Marta.
Jednak w końcu musiały się spotkać. Dla Marty ta chwila była straszna. Udało się jednak przetrwać, a zbiegiem czasu było trochę łatwiej. Lecz tylko trochę, jak podkreśla Marta, bo ma tę noc z Markiem do dziś przed oczami, to świństwo, które wyrządziła Aśce.
Uważa jednak, że dobrze zrobiła, podejmując taką decyzję. Oni zrobili wielką głupotę, nie myśląc o konsekwencjach. Czasami taka chwila, jeden moment może rozwalić cudze życie, nawet nie jedno, a żyć kilka. Czy Aśce ta wiedza byłaby do czegokolwiek potrzebna? Życie z przeświadczeniem, że zdradziły ją dwie najbliższe jej osoby. Marta uważa, że byłoby to tylko kolejne świństwo. Woli sama przeżywać katusze. Z Markiem już nigdy więcej nie rozmawiała na ten temat. Wie, że dalej jest przykładnym mężem. Ona swoje wyrzuty sumienia zabierze do grobu, ale ma świadomość, że przynajmniej tyle powinna była zrobić dla swojej przyjaciółki.
Magdalena Gorostiza
P.S. imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione