Zainspirował mnie tekst „Wstydzę się ciebie kolegom pokazać, gruba krowo” i jego bohaterka, która ma żal do męża i akceptuje swój rozmiar. No cóż, tylko pozazdrościć samooceny, ja niestety, nienawidzę swojego odbicia w lustrze, a zdjęć sobie nie robię, nie wspominając o wstawianiu na Facebooka. Ale zacznę od początku. Byłam kobietą zgrabną i szczupłą, nosiłam rozmiar 38. Kilka lat temu zachorowałam na przewlekłe kłębuszkowe zapalenie nerek i lekarz włączył do leczenia sterydy. Nie wiem jak na nie reagują inni, ja jadłam dosłownie bez przerwy, powinnam była zamieszkać w lodówce. Jadłam najpierw śledzia, potem czekoladę, potem znowu coś ostrego i tak na okrągło. Byłam jednym, wielkim głodem, co niestety jest skutkiem ubocznym tych leków. Nie byłam w stanie się pohamować, żołądek dosłownie mi się skręcał. I oczywiście zaczęłam tyć w ogromnym tempie. Próbowałam powstrzymywać się od jedzenia, jadłam znacznie mniej, ale i tak przybierałam na wadze. Po odstawieniu leków zostałam ze swoją otyłością. Dziś ważę blisko 100 kilogramów. Do tego przyplątało się hashimoto, mam zespół metaboliczny, jestem na pograniczu cukrzycy. Więc schudnąć powinnam dla zdrowia, nie tylko dla urody. Niestety, nawet drastyczne diety nie dawały efektów, zrzucałam może 2 – 3 kilogramy i to było wszystko. Pojechałam nawet na post Dąbrowskiej, ale czułam się na nim tragicznie.
Czytajcie: Wstyd mi ciebie pokazać kolegom, gruba krowo!
Jakie mam wyjście? Zaakceptować siebie? Nigdy. Nie wierzę w żadne bodypositive. Byłam na Facebooku na takiej grupie, gdzie dziewczyny otyłe wrzucają fotki w rożnych kreacjach, a pozostałe im to lajkują. Miałam ochotę zawsze napisać – nie widzicie, jak ona wygląda? Pamiętajcie, że nie piszę o nadwadze, o apetycznych kobietach mających to i owo, ale o otyłości! Ja nienawidzę swojego brzucha, tłustych łap, grubych ud. Kiedyś jeździłam za pasja na nartach, dziś nie wiem, czy byłby na mnie kombinezon, pomijając fakt, że z trudem się ruszam.
Dlatego nikt nie musi do mnie mówić „gruba krowo”, ja te krowę sama widzę codziennie w lustrze. Mój mąż bardzo mnie wspiera i pociesza, bo wie, że moja otyłość wynika z choroby, widzi też, ile prób podejmowałam, żeby schudnąć. Jestem praktycznie zdecydowana na operację bariatryczną, bo nie widzę innej możliwości, żeby schudnąć. Ja nie marzę o tym, żeby wyglądać jak modelka, ale żeby ważyć choćby 80 kilo.
Oczywiście nie jestem za tym, żeby szykanować czy obrażać osoby otyłe. Mam jednak wrażenie, że ruch bodypositive poszedł w złym kierunku. Akceptujmy ludzi, którzy nie mają wpływu na to, jak wyglądają, ale inspirujmy tych, którzy mogą coś zrobić ze swoją otyłością. W grupie na Facebooku większość stanowiły młode dziewczyny, nie piszące nic na ten temat, że są otyłe z powodu leków czy zaburzeń hormonalnych, a raczej z powodu nadmiernego jedzenia. Ja mam 40 lat, jestem wrakiem człowieka, psychicznie i fizycznie. Tak wygląda otyłość z bliska i nie ma niej nic pozytywnego, zapewniam.
Adela