- Normalnym małżeństwem byliśmy tylko wtedy, kiedy mieszkaliśmy w wynajętym mieszkaniu – mówi. Wszystko zmieniło się wraz z nowym domem. I choć dom był wygodny i piękny, życie w nim było dla Jarka nie do zniesienia.
Kiedy pobrali się z Małgosią, ona pracowała na uczelni. Dorabiała korepetycjami dla maturzystów, zresztą robi to nadal. Miała doskonałą markę, ustawiały się do niej kolejki. Już wiele lat temu brała 200 zł za godzinę korepetycji. Ale była gwarantem tego, że dziecko dostanie się na wymarzone studia. On zaczynał karierę w banku, ona zarabiała znacznie więcej. Nie było z tego tytułu problemów. Kiedy mieszkali na stancji, we wszystkim ją wyręczał.
- Ona przychodziła z pracy, miała krótką przerwę i od godziny 16 do wieczora dawała lekcje. Ja coś tam w domu ogarniałem, robiłem zakupy, ona jadła obiad w uczelnianym barku, ja gdzieś tam coś na mieście - opowiada Jarek.
Wiadomo, byli na dorobku, marzyli o pięknym domu, ale niezbyt daleko od centrum. Udało się kupić stary dom, mieli plany na jego całkowita przeróbkę. Małgosia pracowała, Jarek budowy doglądał.
- Było wtedy naprawdę super, dogadywaliśmy się bez problemu. Niestety, nowy dom zmienił wszystko, bo już przed samą przeprowadzką w progu stanęła teściowa – opowiada Jarek.
Myślał wtedy, że OK, mama Małgosi przyjeżdża, żeby im pomóc wszystko posprzątać. Kto zna urok przeprowadzki do nowego, ten wie, ile jest roboty, żeby pomyć podłogi, okna, poustawiać, poukładać na miejsce. Teściowa przyjeżdżała codziennie i Jarek nie ukrywa, że jej wkład w sprzątanie był ogromny. Myślał jednak, że po przeprowadzce wizyty się skończą, bo przecież nie musiała bywać u nich codziennie.
Niestety, teściowa nadal przyjeżdżała, żeby o dom zadbać. Sprzątała, prała, pucowała, gotowała domowe obiady, bo Małgosia marudziła, że ma dość byle jakiego jedzenia.
- Można powiedzieć, że luksus. Wracałem z pracy, na stół wjeżdżały domowe kluseczki, zrazy wołowe z buraczkami czy jakieś inne wspaniałości. Teściowa podawała mi w jadalni, zaraz znikała, nie nagabywała rozmowami, starała się schodzić z drogi. Ale ja czułem, że nie jestem w swoim domu swobodny, czułem za plecami jej obecność – opowiada Jarek.
Co gorsza, na niego spadał obowiązek odwożenia wieczorem teściowej do domu. Wsadzała głowę do pokoju i obwieszczała, że wychodzi. Żona mówiła – ależ Jarek cię odwiezie, mamo. Teściowa nie chciała, twierdziła, że za chwilę ma autobus, ale on czuł na sobie karcące spojrzenie żony. Odrywał się od wiadomości, od meczu i wsiadał do samochodu.
- Szlag mnie na to trafiał, nie mogłem w domu chodzić w gaciach ani wieczorem piwa wypić. Byłem jak szofer dla teściowej, a kiedy robiłem wymówki żonie, twierdziła, że jestem niewdzięczny – mówi Jarek.
Małgosia podkreślała, że matka jest samotna, w ten sposób czuje się komuś potrzebna. A oni mają wygodę i luksus, bo żadna gosposia nie byłaby w stanie utrzymać domu na takim poziomie. Zadbane, czysto i z troską, żeby niczego broń Boże nie zniszczyć. On proponował, żeby teściowa ograniczyła swoje wizyty, niech przyjeżdża, ale maksymalnie dwa razy w tygodniu, Małgosia jednak nie chciała o tym słyszeć. Mówiła, że własnej matki nie wygoni z domu, że przecież teściowa do niczego się nie wtrąca, jest bardzo cicha.
- To była akurat prawda, pytała nawet czy może przestawić jakiś pieprzony kwiatek, bo tam gdzie stoi ma za mało słońca. Ale ja naprawdę miałem tego dosyć – mówi Jarek.
Kiedy Małgosia zaszła w ciążę i urodziła dziecko, teściowa do nich się przeniosła. Żona co prawda była rok na wychowawczym, ale nie zrezygnowała z dawania lekcji. Zawładnęły tak domem i synem, że Jarek czuł się zupełnie zbędny.
- Nawet kiedy chciałem coś przy nim zrobić, to mówiły, że nie umiem, że nie mam wprawy, zrobię mu krzywdę. Szczerze mówiąc, miałem już dosyć, czułem się jak dawca spermy – mówi Jarek. I dodaje, że właśnie wtedy poznał Magdę. Poznali się na jakimś szkoleniu, pracowała w tym samym banku, tylko w innym oddziale.
Zaczął znikać z domu, ale miał wrażenie, że nikt nawet nie zauważał jego wyjść ani późnych powrotów. Małgosia pracowała całe dnie, jak zwykle, teściowej nie trzeba było już odwozić do domu, bo spała w pokoju z ich synem.
- Cóż, nie ukrywam, że zacząłem romans z Magdą. Było nam ze sobą dobrze. Postanowiłem z żoną się rozstać, ona nie wiedziała i chyba nie wie do dziś, o co mogło mi chodzić – mówi Jarek.
I uważa, że to teściowa rozbiła jego małżeństwo. Ta cicha, pogodna, spokojna kobieta, która nie umiała rozstać się ze swoją córką i chciała jej całe swoje życie poświęcić. Tak, żona zgadzała się na taki układ, ale poniekąd ją rozumie, jej było tak wygodniej i nie potrafiła odmówić matce tego poczucia bycia potrzebną. Ale teściowa mogła mieć trochę wyczucia i nie siedzieć im nad głową codziennie.
Z Magdą są już razem trzy lata. Na szczęście jej matka mieszka bardzo daleko. Niedawno urodziło im się dziecko i Jarek wreszcie poznał prawdziwy smak ojcostwa. Kąpie, przewija, karmi swoją córeczkę. Z synem z pierwszego małżeństwa też ma kontakt. Małgosia zamieszkała już na stałe z matką. Czasami kiedy Jarek przyjeżdża po syna, teściowa proponuje mu domowy obiad. Nadal jest cicha, spokojna i grzeczna. Bo ona jest w swoim żywiole – uczynna, pracowita i przede wszystkim, niezbędna.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione