Swojego męża, Tomka, poznała jak był już po rozwodzie. Podkreśla, że żadnego związku nie miała z rozpadem jego małżeństwa.
- Byli ze sobą zaledwie trzy lata, nie mieli dzieci, rozeszli się podobno z powodu znacznych różnic w charakterach. Tomek mi mówił, że zwyczajnie mieli inne priorytety, a ja specjalnie o jego eks nigdy nie pytałam – mówi Beata.
Po dwóch latach znajomości postanowili się z Tomkiem pobrać. Beata nie znała jego matki, ale przed ślubem wypadało złożyć wizytę. Tomek uprzedzał, że matka bywa dziwna, ale tego, co zobaczyła, akurat się nie spodziewała.
- Wystawa, no normalnie wystawa zdjęć eks męża. Ślubne, na wczasach w górach, nad morzem, na świętach, miałam wrażenie, że teściowa specjalnie dla mnie część tych zdjęć wyjęła – opowiada.
Nie czuła się komfortowo, ale postanowiła nie reagować. Za moment jednak teściowa zapytała, czym się Beata zajmuje. W odpowiedzi usłyszała, że „nasza Dominiczka” pracowała na uczelni i miała doktorat.
- No tak, ja byłam nikim, ale pal sześć. Jednak ta „nasza Dominiczka” to już mnie mocno ubodła – opowiada.
Widziała, że Tomkowi jest głupio, coś tam w kuchni matce perorował. Beata nie przedłużała wizyty i postanowiła na wszelki wypadek kontaktów z przyszłą teściową unikać. Ich związek z Tomkiem miał się dobrze i to było najważniejsze. Jednak w dzień ślubu znowu usłyszała, że suknia Dominiczki była o wiele ładniejsza.
- Tylko teraz stara cwaniara już powiedziała mi to bez obecności Tomka. No miłe to nie było, ale stwierdziłam, że nie będę sobie humoru głupią babą psuła. Unikałam jej na weselu jak ognia, bawiliśmy się cudownie – mówi.
Pomimo próśb Tomka, odmawiała wizyt u jego matki. On co prawda tłumaczył, że teściowa uwielbiała poprzednią synową, żeby jej wybaczyć, bo matka zawsze miała wygórowane ambicje, lubiła się chwalić, że Dominika pracuje na uczelni. Były jednak imieniny święta, czasami nie było jak wykpić się od rodzinnych spotkań.
- Nie było chyba żadnego spotkania, żeby nie wspomniała o „naszej Dominiczce”. Uważałam, że to nie tylko złośliwe, ale wręcz niekulturalne, pamiętam te idiotyczne uwagi – opowiada Beata. I wylicza, że Dominiczka miała zgrabniejsze od niej nogi, gotowała smaczniejszy barszczyk, ładnej nakrywała do stołu.
- Stara wiedźma, wiedziała, że to musi boleć. Ale najwyraźniej uznała, że po pani doktor, nie jestem najlepszą partią dla jej ukochanego synka – mówi Beata.
Po dwóch latach małżeństwa na świat przyszedł Sylwek. Beata sama mówi, że jako niemowlak nie był pięknym dzieckiem. Miał stosunkowo dużą głowę, był dość nieproporcjonalny. Ona z Tomkiem byli jednak zachwyceni swoim synkiem.
- Był zdrowy, wszystko było w porządku, to było najważniejsze. Ale jak ta jędza przyszła z pierwszą wizytą, jak tylko Tomek wyszedł nastawić wodę na herbatę do kuchni, usłyszałam, że Dominiczka urodziłaby jej znacznie ładniejszego wnuka. Zagotowałam się wtedy, ale niczego nie dałam po sobie poznać – mówi Beata.
Kiedy teściowa wyszła, powiedziała o wszystkim mężowi. Postawiła jasno ultimatum – ona więcej z jego matką się nie spotka, teściowa nie będzie też miała dostępu do „paskudnego” wnuka. I albo Tomek jej warunki spełni, albo ona odejdzie z dzieckiem. Nigdy więcej nie będzie upokarzana przez tę wstrętną kobietę!
- Słowa dotrzymałam, Jak Tomek chce, może ją odwiedzać, ma ochotę, niech spędza z nią święta. W końcu matki sobie nie wybierał. Jedyne ustępstwo jest takie, że raz na jakiś czas pozwalam mu iść do matki na chwilę z Sylwkiem. Skończyły się jednak jej wizyty u nas w domu, nie ma prawa progu przekroczyć. Wiem, że oferowała swoją pomoc w opiece nad wnukiem. Jej niedoczekanie, niech teraz siedzi sama. Może się spotykać z Dominiczką – mówi Beata. I dodaje, że najśmieszniejsze jest to, że kiedyś trafiła na zdjęcia Tomka z czasów niemowlęcych. Był równie brzydkim dzieckiem jak wtedy Sylwek. Dziś Sylwek ma dwa lata i jest ślicznym chłopcem.
- A nawet gdyby był brzydki i tak bym go kochała – kończy swoją opowieść Beata.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione