- Dwa, trzy lata temu nie byłabym wstanie o tym mówić. Wstyd mnie spalał, Gucio wystawił mnie na towarzyskie pośmiewisko. Co gorsza, odszedł do naszej wspólnej koleżanki, z którą romans miał już znacznie wcześniej – opowiada Beata.
Ale zaraz dodaje, że należało jej się to, jak przysłowiowa psu zupa. Bo Gucio (jak pieszczotliwie ale i nieco wzgardliwie) ochrzciła męża, okazał się facetem z jajami. W dodatku córka też przyznała racje ojcu.
Beata sporo musiała przetrawić i od nowa przyjrzeć się swojemu życiu. Kim była? Księżniczką na ziarnku grochu i to jest akurat wina jej rodziców. Oboje na świeczniku, z pieniędzmi i pozycją. Jedynaczkę wychowywali w sposób bezstresowy. Spełniali jej zachcianki, utrzymywali w przekonaniu, że wszyscy powinni je spełniać, bo ich córka jest kimś absolutnie wyjątkowym. Głupia też nie była, uczyła się dobrze. Poszła na medycynę, bo wiedziała, że ojciec, sam profesor i znany chirurg, załatwi jej bez problemu dostęp do etatu i specjalizacji.
W dodatku była ładna, wielu chłopaków się wokół niej kręciło. Jedyny, który jej imponował to był Andrzej.
- Ale w gruncie rzeczy byliśmy zbyt do siebie podobni. On też ze znanej profesorskiej rodziny, tez jedynak, rozpieszczony i przekonany o swojej wartości. Ciągle między nami iskrzyło, każde chciało na swoim postawić. Uznałam, że takie życie nie będzie mieć sensu. Postawiłam na Gucia, który był we mnie zakochany po uszy. No i był całkiem niebrzydki i bardzo zdolny – opowiada Beata.
Gucio był z prowincji, podczas pierwszej wizyty w jej domu i spotkania z profesorem z wrażenia trzęsły mu się ręce. Nie bardzo wiedział jak się ma zachować, po co na stole rozłożono aż tyle rożnych sztućców. Ale Beata patrzyła na to z przymróżeniem oka. Uznała, że Gucio jest dobrym kandydatem na męża. Będzie tańczył jak ona zagra, a zakochany w niej chłopak faktycznie spełniał wszelkie jej zachcianki.
Wesele było jak się patrzy, Gucio już wtedy był asystentem na uczelni. Oczywiście etat załatwił ojciec Beaty, w klinice u wujka, znanego kardiologa. Bo Gucio chciał zostać kardiologiem właśnie. Wujek bardzo go chwalił, bo Gucio okazał się ponad przeciętnie zdolny. Szybko napisał doktorat, zrobił specjalizacje, zabrał się za habilitację. Miał już swoją pozycję w zawodowym światku.
W domu nadal był Guciem, wykorzystywanym przez Beatę w sposób niemiłosierny. To Gucio woził ich córkę Kasię najpierw do przedszkola, a potem do szkoły, robił zakupy w supermarkecie, Beata tego nienawidziła, odwoził rzeczy do pralni, no i zarabiał pieniądze. Jej też się źle nie wiodło, została okulistką, wyspecjalizowała się w operacjach na zaćmę.
Życie towarzyskie wiedli bogate, spotykali się z lekarsko – prawniczą elitą ich miasta. Ciągłe wypady na rożne bankiety, wyjazdy w góry po całej Europie, wakacje na egzotycznych plażach. Gucio dźwigał narty Beaty, choć reszta kobieta sama je nosiła, chodził objuczony jak wielbłąd na plażę, biegał po drinki do baru, kiedy ona wylegiwał się na leżaku. Beata więc dość często chwaliła się koleżankom, jak świetnie wychowała sobie męża. Robiła im wykłady, że mężczyznę należy sobie wytresować, że ona nie pozwoliłaby sobie na wiele zachowań, które widziała u ich mężów. Wydawało jej się, że znajome patrzą na nią zazdrosnym okiem, ona zaś głowę nosiła wysoko, dumna posiadaczka Gucia, znanego kardiologa, którego miała pod pantoflem.
- Jaką ja byłam idiotką, próżną i zadufaną. Jak nie umiałam docenić zalet mojego męża. A Gucio jest uczciwy do szpiku kości, zawsze był lojalny. Nie dziwię się jednak, że w końcu coś w nim pękło – mówi Beata.
Ona sama niczego nie zauważyła, bo żona, jak zwykle, dowiaduje się na końcu. Co prawda miała wrażenie, że jej wykłady na temat małżeństwa budzą ironiczne uśmiechy, ale dalej sądziła, że to z czystej zazdrości. Bu Gucio cały czas zachowywał się wręcz nieskazitelnie. Jednak przed dwudziestą rocznicą ślubu zażyczył sobie rozmowy i oznajmił, że czas pańszczyzny minął. Kasia zdała maturę, dostała się na wymarzone studia w Anglii, niebawem wyjeżdża i on, Gucio też się wyprowadza z domu. Ma od pięciu lat romans z Wandą, znaną prawniczką, specjalistką od rozwodów. Wanda ze swoim mężem rozstała się dawno, dzieci są na studiach poza domem, mogą być wreszcie razem nie krzywdząc nikogo.
Beata nie wierzyła w to, co mówi Gucio, a raczej może nie chciała uwierzyć. Mąż dodał, że w domu nigdy nie dostał od niej szacunku, a sądzi, że ten szacunek zwyczajnie mu się należy. Że ma dość usługiwania Beacie, spełniania jej zachcianek i pozycji pantoflarza. Dług wobec teścia dawno spłacił, a wobec niej, Beaty, nie ma żadnych długów.
- To był szok, niedowierzanie. Zimny prysznic wylany na rozgrzaną głowę. Potraktowałam jego słowa jak policzek, urażona duma kazała mu się jak najszybciej wynieść z domu – opowiada Beata.
Gucio spakował walizkę i pojechał do Wandy. Córka uznała racje ojca, stwierdziła, że matka zawsze traktowała go jak śmiecia, to się też doigrała.
- Wiele osób wiedziało o ich romansie, oni zaczęli się już oficjalnie pokazywać. Ja zostałam pośmiewiskiem, koleżanki nie mogły mi podarować mojego mądrzenie się i prawienia morałów na temat małżeństwa. No a ja potem też uznałam, że zwyczajnie wróciła do mnie karma – mówi Beata.
Na początku nie mogła sobie z całą sytuacją poradzić. Znalazła dobrego psychologa, obyła terapie grupową, terapię indywidualną, pojeździła na rożne warsztaty dla kobiet.
- Po kilku latach zrozumiałam, że Gucio miał racje. Być może ten romans był próbą wołania o moja uwagę, chciał, żebym go dostrzegła, zaczęła darzyć szacunkiem. Zamiast kazać się wynosić, może warto było rozmawiać. Cóż, teraz jest za późno, rozwaliłam nasze małżeństwo – opowiada Beata.
Czy żałuje? Żałuje, ale nie ma pretensji do męża. Na jednym z warsztatów usłyszała, że gdyby tak się nie stało, nigdy pewnie nie przyjrzałaby się sobie, nie dotarła do swojego wnętrza. Woli więc wierzyć, że coś dzieje się zawsze nie bez przyczyny, że dzieje się w ściśle określonym celu. Wie, że Gucio z Wandą mają się dobrze. Wanda dba o niego, zabiega o jego względy, piecze mu szarlotki i podaje z lodami, tak jak Gucio uwielbia.
Beata nie stała się zgorzkniała kobietą. Ma odwagę mówić o sobie, dalej jeździ na rożne warsztaty. Zaangażowała się w wolontariat, w swoim prywatnym gabinecie raz miesiącu konsultuje za darmo osoby przysyłane przez zaprzyjaźnioną fundację.
- Żyję, działam, podróżuję. Był czas, że miałam żal do swoich rodziców, że wychowali mnie tak beznadziejnie. Z czasem i to mi przeszło, bo zrozumiałam, że nie mogli inaczej. Gdzieś przeczytałam też takie mądre zdanie – nie ważne, co z tobą zrobili inni, ważne jest o to, co ty zrobisz z tym, co z tobą zrobiono. Szkoda, że tak późno to do mnie dotarło – mówi Beata.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione