Dziś na plaży spotkałam niesamowitego faceta. Z dwójką małych chłopców ćwiczył jakieś dziwne figury, zakładał nogi na szyję, robił szpagaty.
Podeszłam do nich i zapytałam co robią, czy uprawia jogę?
- Nie wiem co to joga - odparł - ale ćwiczę tak od lat, bo wiem, że to dobre dla zdrowia.
Chłopcy okazali się być jego najmłodszymi synami w wieku lat 8 i 9. Każdy z innej matki, zaznaczył słabą angielszczyzną, mówią tylko w mandinka, bo nie stać go na szkołę dla nich. Przyjeżdżają z wioski nad morze na jednym rowerze raz w tygodniu. Jeden chłopiec na ramie, drugi na bagażniku, on sam robi za kierowcę. Ma na imię Muhamed i lat 58. Szczęśliwy bezrobotny.
Upiaszczone dzieciaki wykonywały ćwiczenia na komendy ojca. Stałam jak urzeczona co raz robiąc zdjęcia.
Chłopcy mieli króciutkie fryzurki, szczecinki przy samej głowie. Moc kręconych włosów, śliczne. Pogłaskałam jednego z nich i pochwaliłam mocne włosy, pokazując na swoje.
- Och, nie, nie mów tak - żachnął się Muhamed, - twoje też są piękne. Bóg się nigdy nie myli, daje każdemu, co powinien i trzeba być za to wdzięcznym. Ja już nie mam włosów i nie robię z tego żadnego problemu. Bóg wie, co robi.
Odeszłam zamyślona. Oto ubogi, ale zadowolony z życia człowiek, który wierzy w przeznaczenie. O ileż jest mu łatwiej znosić wszystko z głębokim przekonaniem, że wszystko, co go spotyka ma głębszy sens. A w związku z tym nie ma co zastanawiać się nad swoim losem – Bóg i tak zrobi swoje...
Ojciec z synami ćwiczyli dalej. Co jakiś czas zmęczeni chłopcy kładli się na piachu. Potem Muhamed wziął swój stary rower i odeszli do swojej wioski.
Wieczorem czytałam w łóżku. Nagle ogarnęło mnie złe przeczucie, że umarła żona mojego dobrego kolegi, chorująca na raka. Było zbyt późno, żeby pisać czy dzwonić, ale z samego rana wysłałam sms.
- Żona wczoraj odeszła - dostałam krótką odpowiedź. Skąd wiedziałam, dlaczego właśnie w czasie, kiedy umierała, myślałam o niej?
Zostawiła dwoje jeszcze wcale nie dorosłych dzieci. I rzecz jasna męża, który teraz musi sam wszystko ogarnąć. Myślę o jej chorobie, o jej cierpieniu i zbyt szybkim odejściu. Bóg wie, co robi? Bóg się nie myli?
Nie wiem...
Dziękuję jednak swojej opatrzności, że pozwala mi siedzieć na tarasie nad samą plażą, i że nawet pisząc te słowa zerkam co chwilę na ocean. Dziękuję, że mogę spotykać ciekawych ludzi, że słyszę codziennie słowa, które inspirują do rozmyślań. Dziękuję, że dane jest mi to wszystko przeżywać.
Magdalena Gorostiza