Ula nie ukrywa, że się popłakała po rozmowie z matką. Bo choć wie, że ma rację, jest jej bardzo przykro. Ojca kocha i to bardzo, szanuje jego poglądy, ale chciałaby, aby on również zaakceptował to, że córka inaczej myśli. Ula pochodzi z małej wsi, wszyscy tam są wierzący i choć wiara nie zawsze idzie w parze z bezgrzesznym życiem, udawanie trwa w najlepsze.
- Wszyscy wiedzą choćby, że proboszcz ma kobietę, każdy przymyka jednak na to oko. Kłócą się ludzie między sobą, plotkują, obmawiają. Mnie to wszystko już mierziło kiedy byłam w liceum, dusiłam się w tej atmosferze – mówi Ula. Wyjechała na studia do dużego miasta i tam już została. Tam poznała swojego obecnego męża.
- Ale jego rodzice są z innej bajki. Oni nie specjalnie przejmują się wiarą, dają też Waldkowi prawo do swojego życia. Nie to co mój ojciec – podkreśla.
Bo ojciec kocha tradycję i kocha hipokryzję. Dlatego nie było mowy o tym, by oficjalnie mówili o tym, że mieszkają razem bez ślubu. Choć Ula uważa, że przecież musiał się domyślać. Wyjeżdżali z Waldkiem na wspólne wakacje, chyba nie wierzył, że biorą wówczas oddzielne pokoje. No ale była taka gra w czystość przedmałżeńską i Ula się na nią godziła. Kiedy jednak postanowili z Waldkiem się pobrać, jej ojciec sobie wymyślił ślub w miejscowym kościółku i wesele na 300 osób w pobliskim zajeździe.
- Kategorycznie powiedzieliśmy, że się nie zgadzamy. Po pierwsze nie chcieliśmy ślubu kościelnego ani dużego wesela. W dodatku jest pandemia, uznaliśmy, że wystarczy skromna uroczystość – mówi Ula.
Rodzice Waldka poparli ten pomysł, był skromny ślub i obiad dla najbliższych w restauracji na dworze. Był lipiec, pogoda dopisała, Ula uważa, że było przepięknie. Ptaki śpiewały, kwiaty pachniały, bo wybrali restaurację z pięknym ogrodem. Ale jej ojciec na ślub nie przyjechał. Była tylko matka z siostrą. Uli było z tego powodu przykro, bo nie wierzyła w tłumaczenia, że ojciec źle się czuje, że połamał go chory kręgosłup. Ula mówi, że czuła, że ojciec się gniewa, bo nawet nie zadzwonił z życzeniami do młodych.
- Taka sytuacja ciągnie się od lipca, pomyślałam sobie, że pojedziemy na święta do mnie do domu, to jest czas wybaczania, wytłumaczę ojcu powody mojej decyzji – wzdycha Ula. Ona wierzyć już dawno przestała, Waldek dokonał apostazji, nie chodzą do kościoła, nie chodzili nigdy odkąd są razem. Wesel hucznych obydwoje nie znoszą, żadnych pijackich śpiewów i rzucania wiankami, unikają jak jak ognia chodzenia do znajomych na tego typu imprezy. Ula dodaje, że nie widzi potrzeby zapraszania praktycznie obcych sobie ludzi, wydawania kupy pieniędzy i liczenia, czy się zwróciły podarowane w kopertach.
- Taki mamy styl życia, inni niech robią po swojemu, my chcemy mieć prawo do własnych decyzji. Chciałam o tym powiedzieć ojcu, żeby zrozumiał, że nie zrobiłam mu na złość, tylko tyle, że jestem inna niż on, mam swoje zdanie i swoje poglądy – mówi Ula smutno.
Po telefonie matki wie już jednak, że do pojednania nie dojdzie. Do domu nie pojedzie, nie pogada z ojcem. Jest jej przykro, bo jest osobą dorosłą, kompletnie niezależną. Zazdrości rodziców Waldkowi. Teściowa też ich zapraszała, ale jak Ula powiedziała, że chce się pogodzić z ojcem, nie tylko zrozumiała, ale życzyła sukcesu.
- Inny świat, inni ludzie. Wiem od mamy, że ojciec powiedział, że mam nie przyjeżdżać, bo żyję w grzechu. Że nie chce mnie znać, dopóki nie wezmę ślubu kościelnego. Dla mnie to bardzo smutne i bardzo przykre. Pojedziemy do teściów, ale wiem, że to będą najgorsze święta w moim życiu – mówi Ula.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione