- Moja matka zawsze mi powtarzała, że kobieta musi mieć swoje pieniądze. Że powinna być niezależna, bo w życiu bywa różnie. Ale ja jej nie wierzyłam – wzdycha ciężko Maria. Ma prawie 50 lat i została na lodzie. Dosłownie. Nie ma pracy, w swoim zawodzie raczej jej nie znajdzie. Nie dostanie pewnie nawet żadnej emerytury i nie bardzo wie, jak ma dalej żyć.
Męża poznała, kiedy pracowała banku, przychodził do niej, bo obsługiwała klientów VIP. Już wtedy miał ze swoją siostrą dobrze prosperującą firmę. Był po nieudanym związku, kilka lat od niej starszy. Imponował jej, zawsze miły, uśmiechnięty i bardzo majętny. No wiedziała o tym doskonale, bo miała wgląd w jego konto. Czasami przychodziła siostra, zawsze miła, wesoła, trochę zakręcona, ale mocno stojąca na nogach kobieta.
- Oczarowali mnie oboje, zresztą do niej nie mam pretensji. Wiadomo, że dla niej jestem „obca” i zawsze będzie trzymać stronę brata. Oni są bardzo zżyci. Potem Waldek zaproponował mi pierwszą randkę, zgodziłam się bez problemu – opowiada Maria.
Zaczęły kolejne spotkania, w końcu zdecydowali się na małżeństwo. Ona pracowała w banku czasami do godziny 18, Waldek uznał, że „za takie grosze” nie warto się męczyć. Zrezygnowała z pracy, pomagała w firmie, zajmowała się księgowością, pilnowała faktur.
- Ale nigdy nie byłam tam zatrudniona, bo mąż uważał, że szkoda na ZUS i podatki. Pomagałam na czarno. Potem zaszłam w ciążę, jak urodziłam Alicję, zostałam z nią kilka lat w domu – relacjonuje Maria.
Kiedy Alicja miała pięć lat, teściowie oddali im swój dom, sami kupili apartament w bloku. Mąż zrobił generalny remont, dobudował nawet basen, bo dom stoi na pięknej działce pod miastem.
- Nie mogłam narzekać, sama zajmowałam się domem, bo bardzo to lubię, prałam, sprzątałam, gotowałam. Czasami mąż przynosił mi jakieś firmowe papiery, żebym je ogarnęła. Co miesiąc przelewał na wspólne prywatne konto dość dużą kwotę pieniędzy na utrzymanie rodziny. Żyłam bardzo dobrze i sądziłam, że tak będzie zawsze – Maria tylko wzdycha.
Nie miała zbyt wielkich potrzeb, nie chodziła do kosmetyczki, nie robiła botoksu. Ma świadomość, że wygląda jak przeciętna kobieta w średnim wieku. Czy jednak jest to wystarczający powód, aby odejść po ponad 20 latach? Czy żonę, która oddała się rodzinie, należy wystawiać za drzwi, jak zużyty mebel?
- Myśmy żyli normalnie, bez większych zawirowań. Mąż dużo pracował, bo kocha tę swoją firmę. Ja siedziałam w domu, nigdy na nic nie narzekałam, nie miałam też specjalnych potrzeb. W weekendy przyjeżdżała do nas na obiad siostra męża z rodziną, czasami my jeździliśmy do niej. Takie zwykłe, spokojne życie. Mnie to bardzo odpowiadało – opowiada Maria.
Wszystko się zmieniło, kiedy córka wyjechała zagranicę na studia. Dom opustoszał, obydwoje nie umieli znaleźć sobie miejsca. Kiedy była córka, dom tętnił życiem, przyjeżdżali jej znajomi, często ktoś u nich spał. Nagle powiało ogromną pustką. Maria się czasami myśli, że może to miało wpływ na romans jej męża? Bo cała historia jest tak banalna, że aż żal opowiadać. Do firmy przyszła nowa sekretarka, młoda i obrotna. Okręciła sobie jej męża dookoła palca. Flirtowali, wyjeżdżali razem. Potem się okazało, że ona jest w ciąży.
- A on? On cały w skowronkach. Jest młoda kobieta pełna życia, będą mieli dziecko. Powiedział mi o tym i że chce rozwodu. A moje całe życie rozpadło się na milion kawałków. I zapytałam go, co ja mam teraz zrobić? Bez pracy, bez niczego. On obiecał, że na początek mi pomoże, ale chce, żebym wyprowadziła się z domu – opowiada Maria.
Była u prawnika i wie doskonale, że wojny z mężem nie wygra. Dom stoi na teściów, firma na męża i jego siostrę, założyli ją jeszcze przed ich ślubem. Ona nigdy formalnie w niej nie pracowała, niczego więc w sądzie nie uzyska. Może jedynie mieć alimenty, jeśli rozwód będzie w winy męża.
- Dogadaliśmy się jednak, że rozwodzimy się bez orzekania o winie. On za to kupuje mi małe mieszkanie i przez rok będzie wypłacał 2 tysiące złotych miesięcznie. To nie są wielkie pieniądze, ale nie jestem w stanie walczyć o cokolwiek. Jestem wystarczająco zdruzgotana, tym co się stało. Muszę życie na nowo ułożyć, przełknąć jego zdradę i jakoś żyć dalej. Na razie jestem na etapie „rachunku sumienia” - opowiada Maria.
Co zrobiła źle, co poszło nie tak? Czemu nie zadbała o swoją karierę? W banku już dawno by awansowała, była zdolna i szybko się uczyła. Miałaby swoją pensję i emeryturę. Czemu nie odkładała pieniędzy, tylko takich dla siebie? Matka zawsze jej o tym mówiła. Mąż dawał tyle, że dziś miałaby spore oszczędności. Ona jednak uważała, że to byłoby nieuczciwe.
Mieszkanie już wybrane, ona chwilowo mieszka w kawalerce, którą mąż dla niej wynajął. W jej starym domu, w jej starej sypialni mieszka teraz sekretarka w ciąży. Siostra męża dzwoniła i mówiła, że Marii współczuje, ale nie ma wpływu na decyzje brata. Córka po pierwszym szoku wyznała, że nie chce się w ich sprawy mieszać. Maria nie wie, co ma ze sobą zrobić, jak i czym swój dzień zapełnić. Zaczęła szukać pracy, ale w swoim zawodzie już jej raczej nie znajdzie, bo w księgowości trzeba być na bieżąco. Nie ma więc na razie pomysłu na życie, ale szybko musi go znaleźć, bo rok z mężowskimi pieniędzmi minie bardzo szybko.
- Sama nie wiem, jak to się stało, że właściwie zostałam z niczym. Teraz widzę, że kobieta musi dbać o swój interes w małżeństwie. Domagać się wspólnej własności, mieć oficjalną pracę, nawet w firmie męża. Mieć jakieś tylko swoje oszczędności. Szczególnie jak jest w podobnej do mojej sytuacji. Byłam zwyczajnie głupia, bo, jak widać, żadna miłość nie trwa wiecznie – kończy swoją opowieść Maria.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione