- Uważałam, że to jakiś absurd. Ten sen z babcią wówczas, a przynajmniej nie dotyczy mojej pracy, choć babcia pokazała mi się we śnie kluczowym momencie – opowiada Joanna.
Swojej babci nigdy nie poznała osobiście, zmarła jako młoda kobieta. Ale Joanna zna ją z opowieści i rodzinnych fotografii. Nie wie dlaczego, czuje z babcią jakąś metafizyczną więź.
- Mam przeczucie, że babcie mnie chroni, że dba o mnie, żeby nie stała mi się krzywda. Że jest moim aniołem stróżem. I faktycznie, ilekroć mi się śni, to znak, że powinnam być ostrożna – wzdycha ciężko Joanna.
Cztery lata temu postanowiła ze swoją przyjaciółką założyć spółkę. Obie robią manicure, obie pracowały zawsze u kogoś kątem. Poznały się ładnych parę lat wcześniej na jakimś kursie i stały się sobie bardzo bliskie. Spotykały się z Olą regularnie, dzwoniły do siebie codziennie.
- Ola nie dogadywała się z właścicielką salonu, ja uznałam, że może czas się usamodzielnić. Bo miałam swoją firmę, ale zawsze pracowałam u kogoś. Miałyśmy obie sporo klientek, uznałyśmy, że otworzymy swój zakład, że skoro innym się udaje to i am na pewno się uda – opowiada Joanna.
Nie chciały zakładać oficjalnej spółki. Joanna miała przecież własną działalność, ona miała firmować całe przedsięwzięcie. To ona miała wynająć lokal, każda miała mieć swój sprzęt, swoje lakiery i swoje klientki.
- Miałyśmy się wspólnie składać na koszty, na czynsz, na energię. Ola miała mieć u mnie umowę zlecenie za grosze, żeby była w zakładzie oficjalnie. Już wtedy powinno mnie tknąć, że to nie fair, że ja muszę sama swój ZUS płacić w takim układzie, bo to dużo pieniędzy, a Ola tylko będzie korzystać, ale ona była w gorszej sytuacji finansowej, a ja byłam naiwna – opowiada Joanna.
Pierwszy rok wszystko funkcjonowało bez zarzutu, razem pokrywały wydatki, miały klientki. Joannie wydawało się, że dobrze wybrała, że współpraca będzie super.
- Tylko, że nagle Ola zaczęła się skarżyć, że ciągle brakuje jej na coś pieniędzy. Powiedziała, że matka jest ciężko chora, że musi jej pomóc. Prosiła, żebym ja zapłaciła sama czynsz czy rachunek za prąd. Obiecywała, że niebawem odda – mówi Joanna.
Samej Joannie trudno było utrzymać jej lokal, ale to ona podpisała umowę i wiedziała, że właściciel i tak będzie czynsz egzekwował wyłącznie od niej. Tymczasem Ola długów nie oddawała, ciągle miała jakieś wymówki. Ale Joanna widziała przecież, że pracuje i że zarabia. Jej natomiast zaczęło być bardzo ciężko.
- Składka na ZUS, opłaty związane z umową zleceniem, czynsz, energia, zaczęłam zarabiać wyłącznie na koszty, a i tak ciągle miałam problemy. Spóźniałam się z płatnościami, miałam kłopoty z właścicielem. Próbowałam rozmawiać z Olą, ale ona zawsze obiecywała, że już niebawem wyjdzie na prostą – opowiada Joanna.
Ona więc dalej ciągnęła wszystko, bo przecież Ola była jej przyjaciółką. Wysłuchiwała opowieści o drogich lekach dla matki, o tym, że Ola całe zarobione pieniądze musi przeznaczać na jej leczenie. Współczuła nawet przyjaciółce, że ma takie problemy.
- Ale mój mąż się wściekał, mówił mi, że nie powinno mnie to obchodzić, że zrobiłam błąd, że wszystko wzięłam na siebie, że teraz płacę za nas dwie i sama nie mam z tego ani grosza. Podświadomie czułam, że ma rację, ale z drugiej strony dalej współczułam Oli – wzdycha Joanna.
Tymczasem Ola coraz rzadziej pojawiała się w gabinecie, wraz z nią zniknęła nagle część jej sprzętu. Potem zadzwoniła i powiedziała Joannie, że nie będzie jakiś czas przychodzić, bo musi zająć się mamą w domu, bo jej stan znacznie się pogorszył.
- Moja sytuacja była beznadziejna, zostałam z długami i wizją, że nie odzyskam już zainwestowanych pieniędzy, bo Ola nie pracuje. Ciągle jednak wierzyłam w jej opowieści – mówi Joanna.
Dopiero jedna z klientek otworzyła jej oczy. Okazało się, że Ola założyła swój mały gabinet na odległym osiedlu. Klientka tam pracuje, dostała w pobliskim sklepie ulotkę, a na niej było nazwisko Oli. Zresztą kilka razy spotkała tam Olę.
- Klientka zapytała ją wprost, czemu żeśmy się rozstały? Ola powiedziała, że obok mieszka jej matka, która pomaga jej przy dzieciach, więc jest jej bardzo wygodnie. Zaniemówiłam. Okazało się, że matka zdrowa, a Ola mnie wykorzystała, żeby odłożyć pieniędzy na swój gabinet – mówi Joanna.
Pojechała pod wskazany adres. Zapytała, kiedy dostanie zwrot długu.
- Usłyszałam, że przecież to był mój gabinet, a ona była tylko na umowę zlecenie, więc nie rozumie, o co mi chodzi. No cóż, uwierzyłam przyjaciółce, byłam idiotką – wzdycha ciężko Joanna.
Mąż bardzo się zdenerwował, ale jak zwykle zachował zimną głowę. Joanna wypowiedziała umowę najmu, pożyczyła pieniądze od brata, spłaciła długi, wyrejestrowała firmę.
- Nie ma się czym chwalić, ale zaczęłam jeździć do zaufanych klientek do domu, niektóre przyjeżdżały do mnie. Mnie moje klientki lubią, zaczęłam znowu zarabiać jakieś godziwe pieniądze, mogłam spokojnie spłacać bratu pożyczkę, nie miałam wyjścia, zaczęłam pracować na czarno i paradoksalnie mnie to uratowało. Bo przyszła pandemia i wszystko zamknęli. A moje klientki nadal chciały mieć ładne paznokcie – opowiada Joanna.
Okazało się, że gabinet Oli pandemii nie przetrwał. Co robi dawna przyjaciółka Joanny, tego Joanna nie wie. Wie jedno, nigdy więcej niczego bez pisanej umowy, żadnych spółek tez już zakładać nie będzie.
- I już zawsze będę słuchać babci. Pamiętam jak dziś, przyśniła mi się przed samym podpisaniem umowy najmu. Pokazała mi się we śnie i tylko przecząco pokręciła głową. Wtedy to zlekceważyłam, szczególnie, że na początku wszystko było idealnie. Teraz wiem, że babcia pilnuje mnie z zaświatów i wie znacznie więcej ode mnie – mówi Joanna.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.