Oto historia Joanny:
„Mąż zostawił mnie, kiedy byłam w trzecim miesiącu ciąży. Odszedł do innej kobiety, ot tak z dnia na dzień. Byliśmy wówczas trzy lata po ślubie i wydawało się, że jesteśmy zwyczajnym małżeństwem. Planowaliśmy dziecko, mieliśmy żyć długo i szczęśliwie… Niczego nie zauważyłam, nie było żadnych znaków,sygnałów, że ma romans. Ale dnia, w którym mi oznajmił, że odchodzi, nie zapomnę do końca życia. Wróciła z pracy i zaczął się pakować. Kiedy spytałam, co robi, powiedział, że dłużej tak żyć nie może, że się zakochał. Czy muszę mówić, jakie to było dla mnie upokorzenie? W ciąży i tak hormony buzują, nie myśli się często racjonalnie. Byłam kompletnie rozbita i załamana. Moja matka stwierdziła jednak, że to wyłącznie moja wina. Że nie potrafię chłopa przy sobie utrzymać i żyć jak człowiek w małżeństwie. Że tylko wstyd tym przyniosłam jej i całej rodzinie. Zapomniała, że sama też się przecież rozwiodła.
Ciąża rozwijała się prawidłowo, ale ten czas był dla mnie bardzo smutny. Płakałam, zastanawiałam się, jak sobie poradzę. Nie czułam się dobrze wśród ludzi, którzy wiedzieli, co się stało. Bolało mnie ich współczucie albo czasami litość. Byłam jak trędowata, nic nie warta, inna, bo przecież musiało być ze mną coś nie tak, skoro mąż zostawił mnie w ciąży?
Kiedy na świat przyszła moja córeczka, zaczęłam być szczęśliwa. Uznałam, że damy sobie we dwie rade, że jakoś to będzie. Kochałam ją i kocham najbardziej na świecie. Poświęciłam jej wszystko. Wychowywałam ją sama, byłego męża córka nie obchodziła, moja matka była babcią od święta. Czasami zabierała córeczkę do siebie, rozpieszczała ją, kupowała rzeczy, na które nie było mnie stać, dawała słodycze.
Ja musiałam dawać radę i stawiać granice. Wiadomo, że nie mogłam być taka jak babcia. Było mi też bardzo ciężko. Każda samotna matka zna te chwile, kiedy myśli, że już nie da rady, kiedy nie ma na kim się oprzeć, odpocząć choćby przez chwilę. Kiedy dziecko choruje, nie śpi się całe noce. Kiedy ma się świadomość, że samemu niesie się taką odpowiedzialność. Że nie ma możliwości, by samej chorować czy choćby zamknąć się na godzinę w łazience.
Córka rosła, ja nie chciałam jej ranić opowieściami o ojcu, rozmawiałam z nią na ten temat dość oględnie. Myślę jednak, że moja matka zrobiła swoje – przekazała swoją teorię na mój temat również swojej wnuczce. Kiedy córka zaczęła być nastolatką, jej stosunek do mnie zaczął się zmieniać. Wyczuwałam często jej niechęć do mnie, bardzo za to lubiła bywać u swojej babci. Próbowałam rozmawiać z nią wielokrotnie, chciałam, żeby nie traktowała mnie jak wroga. Ale córka coraz bardziej odwracała się ode mnie. Dla matki zawsze taka sytuacja jest bardzo bolesna, nie wiedziałam, jak się mam zachować, co robić. Nie rozumiałam, dlaczego mnie to spotyka.
Po maturze córka wyprowadziła się do babci. Stwierdziła, że jest dorosła i może decydować o swoim życiu. To był cios prosto w moje serce. Do mnie przestała przyjeżdżać, a kiedy ja jeździłam do matki, obie traktowały mnie jak intruza. Byłam załamana. Próbowałam rozmawiać z córką, ale usłyszałam, że zmarnowałam jej życie, bo przeze mnie nie miała normalnego domu i ojca. Powiedziała też, że nie potrzebuje mieć ze mną kontaktów, nie muszę jej u babci odwiedzać. Mimo to chodziłam do matki regularne, licząc na to, że córka się opamięta. Często nie było jej wtedy nawet w domu. Matka powiedziała mi, że córka nawiązała kontakt z ojcem, mają świetne relacje, on jej wszystko wytłumaczył i mu wybaczyła.
Świat mi się zawalił. Nie wiem, w czym zawiniłam, nie wiem, dlaczego własne dziecko, któremu nigdy nie zrobiłam krzywdy, tak mnie potraktowało. Wychowałam córkę sama i tak mi się odwdzięczyła. Nie wiem jak dalej żyć.”
Joanna