Wtedy jednak o tym nie myślała. Miała 33 lata, trzyletniego synka i uważała, że jej życie właściwie się skończyło.
- Weszłam na taki etap, kiedy zdałam sobie sprawę, że będę już coraz starsza, że nic ciekawego mnie nie czeka, dom, nuda, rutyna. Pamiętam, że zobaczyłam gdzieś takie hasło „Chcemy całego życia”. I to mnie opętało – opowiada.
Bo czym miało być „całe życie”? No chyba nie odprowadzaniem Kacpra do przedszkola, pracą w nudnej korporacji i wyjazdem w lecie na urlop? Czy to w ogóle można nazwać życiem? Ewelina czuła się znużona. Zmęczona, wyprana, wyjałowiona.
Zawsze dbała o siebie i pomyślała, że ruch jej dobrze zrobi. Wykupiła karnet na siłownię, poszukała trenera personalnego.
- I tak poznałam Marka, dziesięć lat ode mnie młodszy, ciało jak młody bóg, radosny, uśmiechnięty. Od początku mi się podobał, nie sądziłam jednak, że zainteresuje się znacznie starszą od siebie kobietą – mówi Ewelina.
Jej związek był taki normalny. Dobry mąż, znany od lat, bo przed ślubem długo ze sobą chodzili, informatyk, trochę wycofany, ale poukładany i zarabiający niezłe pieniądze.
- Witek taki jest, mało emocji, spokój, skupienie. Kocha swoją pracę. Kacpra uwielbia. Bez problemu się nim zajmował, kiedy ja latałam na siłownię. No a potem zaczął się mój płomienny romans – wzdycha Ewelina.
Upojny seks z Markiem gdzieś w ukryciu to było za mało. Chciała być z nim, razem wychodzić, razem wyjeżdżać. Imprezować, szaleć, wspinać się po górach, żeglować po morzach. Z rozwianym włosem i radością w sercu. Tego właśnie chciała, pragnęła jeszcze coś przeżyć, zanim będzie stara. Wtedy było jej wszystko jedno. A Marek był otwarty na różne propozycje. Nie ukrywał, że z Eweliną mu dobrze, że chętnie będzie w nią w związku. Byle nie małżeńskim.
- Ja też o kolejnym małżeństwie myśleć nie chciałam, raczej marzył mi się wielki luz i wolność. Opętało mnie to myślenie, nasze potajemne schadzki, poczucie, że znowu coś się dzieje, że serce tłucze się radośnie w piersi – mówi Ewelina.
Był co prawda jeszcze Kacper, ale Marek nie widział problemu. Stwierdził, że „ z młodym się dogada”, a jest też przecież jego ojciec, który będzie musiał się chłopcem zająć. Ewelina podjęła decyzję. Powiedziała Witkowi, że chce rozwodu, że dłużej takiego życia nie wytrzyma, że chce zmiany, chce czegoś innego.
- To nie była łatwa rozmowa, bo Witek powiedział, że wie o moim romansie. Liczył jednak, że się opamiętam. Że to jakiś krótki wygłup i nic więcej. Że był skłonny mi wybaczyć, choćby dla dobra Kacpra. Bo ma świadomość, że życie z nim nie jest może zbyt fascynujące. Mnie jednak wtedy już odbiło. No i zdecydowaliśmy się na rozwód – opowiada Ewelina.
Wszystko odbyło się kulturalnie. Ewelina została w ich wspólnym mieszkaniu, które miało zostać w przyszłości przepisane na Kacpra, Witek wynajął sobie apartament. Obydwoje świetnie zarabiają, nie było żadnych sporów o finanse. Zdecydowali się na opiekę naprzemienną. Kacper miał być tydzień u niej i tydzień u ojca. Witek specjalnie wynajął mieszkanie niedaleko, żeby chłopiec żył w znajomym dla siebie miejscu.
- Te tygodnie bez Kacpra to było szaleństwo imprez, wypadów, koncertów. Marek wtedy prawie u mnie mieszkał. Bez problemu dogadywał się też z Kacprem. Tyle tylko, że zachowywał się jak dziecko, to nie była relacja faceta z małym chłopcem. Na początku nawet mnie to bawiło. No było super. Jednak po niewczasie zrozumiałam, że to tak nie działa, że życie jest bardziej serio – mówi Ewelina.
Bo kiedy Kacper chorował, Marek znikał z jej życia. Mówił, że nie może się zarazić, bo musi być w ciągłej formie. Kiedy czasami zostawał z małym, w domu panował niesamowity rozgardiasz. Owszem, bawili się może świetnie, ale to Ewelina zostawała z zabawkami porozrzucanymi po całym domu, okruchami, brudnymi talerzami.
- Ilekroć robiłam uwagi, Marek rzucał „wyluzuj”, doprowadzało mnie to do szewskiej pasji. Bo on znikał za drzwiami, szedł do swojej wychuchanej kawalerki, ja zostawałam z bałaganem i marudzącym dzieckiem – opowiada Ewelina.
Kacprowi zaczęło też przeszkadzać mieszkanie w dwóch miejscach. Chciał być stale z mamą. Witek nie robił problemów, zabierał często małego do siebie, ale skończyły się tygodnie bez dziecka. Tym samym skończył się luz Eweliny, nie było już wiecznych wyjść i imprez. Marek zaczął znikać sam wieczorami.
- I pewnie miał inne kobiety, bo czuł się wolny i bez zobowiązań. Ja zostawałam sama w domu, zajmowałam się Kacprem. Ale co ciekawe, wcale nie było mi szkoda. Nagle spodobał mi się ten spokój, te ciche wieczory. Nagle też zaczęło brakować mi Witka – opowiada Ewelina.
Po dwóch latach związku rozstała się z Markiem. Stwierdziła, że dalej nie ma sensu tego ciągnąć. I właściwie dopiero wtedy zaczęła doceniać zalety Witka.
- Spokój, opanowanie, stabilność. To jest facet, na którego można liczyć. Ale cóż, mnie się zachciało „całego życia” - wzdycha dziś ciężko.
Witek nie ma nikogo, żyje dalej samotny. Ewelina czasami ma nadzieję, że może jeszcze kiedyś będą razem, choć wie, że to może być bardzo trudne.
- Miałam dobrego męża, miałam poczucie bezpieczeństwa, zachciało mi się młodszego partnera. Chciałam „całego życia”, a nie wiedziałam, że je miałam… - mówi Ewelina.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.