Joanna ma tytuły naukowe, zrobiła karierę, jest cenionym fachowcem. Czy bez Piotra by się to udało? Uważa, że tak, choć oczywiście przy nim było jej łatwiej.
- Ale gdybym nie była dobra w tym co robię, na dłuższą metę nie dałby rady mnie pociągnąć. Nie pracujemy w zakładzie teoretycznym. Staję nad stołem operacyjnym i muszę mieć umiejętności, wyczucie, odporność psychiczną i fizyczną – mówi Joanna.
Operować chciała od dziecka, medycyna była dla niej wyborem naturalnym. Po studiach wygrała konkurs, było akurat miejsce w jej obecnej klinice. Stanęła w szranki z samymi mężczyznami, ale to ona odniosła zwycięstwo.
- Choć jeden z moich wykładowców powtarzał, że kobieta chirurg to nieszczęście dla chirurgii i dla kobiety. Nie zraziłam się jednak. Ówczesny kierownik kliniki też tego zdania nie podzielał. Ostrzegł mnie jednak, że w męskim zespole będę musiała dawać z siebie więcej, aby odnieść sukces – opowiada Joanna.
W klinice poznała Piotra, starszy o 12 lat od niej, miał już żonę i dwójkę małych dzieci. Najzdolniejszy ze wszystkich, był w trakcie habilitacji. Szef widział w nim swojego następcę. Przystojny, opanowany, inteligentny.
- Pacjentki za nim przepadają, budzi zaufanie, nie rzuca słów na wiatr. Zawsze był taki, imponował mi. Ale nie sądziłam, że wyjdzie, jak wyszło – wspomina Joanna.
Szybko zabrała się za doktorat, szef zrobił Piotra jej nieformalnym opiekunem. Też jest zdolna, ciężko pracowała. Chętnie się uczyła, asystowała przy rudnych operacjach. Ma dobrą rękę, nie traci nerwów w trudnych sytuacjach, jest odporna psychicznie i fizycznie. Joanna podkreśla, że operatywa to ciężka praca. Czasami stoi się godzinami przy stole, nie raz trzymała haki, choć ręce mdlały i pot ściekał ciurkiem po plecach. Szef wiedział, że można na nią liczyć.
- W trakcie pisania doktoratu sięgałam po anglojęzyczną literaturę. Kiedyś poprosiłam Piotra, by sprawdził, czy nie zrobiłam błędu przy tłumaczeniu. W klinice nie było na to czasu, zaprosiłam go do siebie do domu – opowiada Joanna.
Przyszedł, siedli do pracy. Ale po jakimś czasie Piotr westchnął i powiedział: „Dziewczyno, dlaczego nie poznałem cię wcześniej?”.
- I tak to się zaczęło, zaczęliśmy się po kryjomu spotykać. Najczęściej u mnie w domu, w pracy trzymaliśmy dystans, ja do dziś na zebraniach czy przy pacjentkach mówię do niego per panie profesorze – opowiada Joanna.
Była i jest nadal zakochana po uszy. On raczej też, bo nie ma zamiaru tego układu zrywać. Od początku wiedziała, że żony nie zostawi, nie odejdzie od dzieci. Postawił sprawę jasno, a ona się na to zgodziła. Pierwsze lata ich związku to był szaleńczy romans. Tego Joanna też nigdy nie zapomni, wyrywali dla siebie każdą możliwą chwilę, nie mogli się od siebie oderwać. Nie każdemu są przecież dane takie uniesienia.
- Czy jego żona wie? No przecież nie jest głupia, wykłada na innej uczelni. Widziałam ją nie raz w klinice. Elegancka, szykowna kobieta. Musi wiedzieć, ale widocznie też wolała zaakceptować mnie na boku, niż zostać sama. Bo samotne życie nie jest przecież łatwe – mówi Joanna.
Ona święta, sylwestra spędza zawsze w pojedynkę. Nie przyjmuje żadnych zaproszeń. Nie chce żyć życiem rodzinnym innych. Przywykła, nie jest też nadmiernie przywiązana do tradycji.
- Ale pierwsze lata były też dla mnie bardzo trudne, kiedy wiedziałam, że Piotr jest z żoną i z dziećmi, że nigdy nie siądziemy razem do wigilii. Że nigdy nie wyjdę z nim oficjalnie do kina, nie pójdziemy na kolację. Byłam przecież bardzo młoda. Oczywiście, mogłam się związać z kimś innym. Ale prawda jest taka, że żaden facet, którego poznałam, do pięt Piotrowi nie dorastał. Wolałam więc układ, w którym nadal jestem – tłumaczy Joanna.
Szybko zrobiła doktorat, potem habilitację. Piotr, zgodnie z oczekiwaniami, został kierownikiem kliniki. Zwiedzili chyba cały świat, jeżdżąc na różne sympozja. Załatwiał dla niej najlepsze granty, dbał o jej naukowy rozwój.
- Mam świadomość, że to było ością w gardle dla wielu osób z kliniki. Tyle tylko, że ja jestem naprawdę w tym co robię, bardzo dobra. Nie mieli za bardzo argumentów. Dziś wypracowałam sobie markę, sama dostaje zaproszenia, nie musi mi niczego Piotr załatwiać – opowiada Joanna.
Ale i tak z reguły razem pracują i razem jeżdżą. Na zagranicznych wyjazdach również trzymają fason, udając, że nic poza pracą ich nie łączy. Tylko jeden raz, gdy pojechali na kurs nowych technik operacyjnych, żyli przez miesiąc razem we wspólnym mieszkaniu. Tylko jeden miesiąc spędzili tak, jakby byli prawdziwym małżeństwem.
- Jak na tyle lat to trochę mało, ale to jedno z moich najpiękniejszych wspomnień. Ale, jak było, gdybyśmy faktycznie non stop byli razem? Nie wiem, tego nikt nie wie – mówi Joanna.
Jest typem samotniczki i pracoholiczki. Uwielbia egzotyczne wyjazdy, podróżuje po świecie sama. Ma pieniądze, jest wolna i niezależna. Z Piotrem spotykają się najczęściej u niej w domu, on ma klucze do jej mieszania.
- Czasami przychodzę, a on coś pichci, zrywa się z prywatnego gabinetu, albo mówi w domu, że jedzie na golfa. Ale i tak rozmawiamy głównie o pracy, czasami o filozofii albo o książkach. Lubimy się ze sobą spierać – mówi Joanna.
Seks już ich tak bardzo nie pociąga, jak na początku znajomości. Ale nie wyobrażają sobie życia bez tych wspólnych spotkań. Jej matka uważa, że Joanna zmarnowała sobie życie, że krzywdzi tamtą kobietę. Ona o tym w ten sposób nie chce myśleć.
- Spędzam z Piotrem w sumie więcej czasu niż jego żona, ale i tak nigdy nie będzie mój. To ona ma go na własność. Ja zawsze będę „tą drugą”, dla której nie ma się szacunku. Bo facetom więcej uchodzi płazem. Ale tak wybrałam i nie żałuję. Uważam, że w życiu wszystkiego mieć nie można, a ja i tak dostałam dużo. Nie wszystkim jest dana taka wielka miłość – podsumowuje Joanna.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.