To dla syna robiła wszystko całe życie. Sama go wychowywała po rozwodzie z mężem. To dla niego tyrała jak dziki osioł, żeby miał wszystko, żeby nie czuł się gorszy od innych.
- Zrezygnowałam z wielkiej miłości, bo Szymek nie akceptował mojego partnera. Spełniałam jego praktycznie wszystkie życzenia. A teraz nie mam ani syna, ani wnuka – mówi zbolałym głosem Bogna.
Przeczytała właśnie artykuł o terrorze synowych, o tym jak manipulują swoimi mężami, jak nie dają dziadkom kontaktu z wnukami.
Tekst o synowych znajdziesz tu: https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/myslalam-ze-z-synowa-poplotkuje-pojdziemy-na-zakupy-nic-z-tego/jdmxnhe,30bc1058
- Pomyślałam sobie, dobry Boże przecież to moja historia, to dokładnie o mnie. I postanowiłam się odezwać do pani. Bo z tego wynika, że nie jestem odosobniona – opowiada Bogna.
No więc jak syn miał się żenić, oddała młodym elegancki apartament na Mokotowie. Sama kupiła sobie siedlisko w sadzie pod Warszawą. Dołożyła im pieniądze do luksusowego samochodu. Kiedy urodził się Jasiek, pomagała jak mogła, choć jeszcze pracowała. Przyjeżdżała na noce, żeby syn i synowa mogli się wyspać, zabierała małego do siebie, żeby oni mogli iść na imprezę albo gdzieś wyjechać.
- Kocham syna, kocham wnuka, to był zwykły odruch. A że sama miałam teściową wredną, postanowiłam, że będę inna – opowiada Bogna.
Nie wtrącała się do małżeństwa syna, nie krytykowała wychowania wnuka. Karmiła Jaśka jak synowa chciała, choć nie podobała jej się dieta dziecka. Nie dawała słodyczy, ubierała wedle zarządzeń synowej. Bo Bogna uważała, że dzięki temu zbuduje z synową dobre relacje.
- Niestety, srogo się zawiodłam, synowa wini mnie za wypadek i zabroniła Jaśkowi kontaktów ze mną – mówi smutno Bogna.
W zeszłym roku w wakacje Jasiek był u niej, wówczas dwunastoletni. Bawił się sadzie z synami sąsiada. Biegali, grali w piłkę, łazili po drzewach. Jasiek spadł z jabłonki, złamał nogę. Synowa uważa, że to jej, Bogny wina, bo nie dopilnowała chłopca.
- Sama byłam przerażona, wzywałam karetkę. Ale jaka w tym jest moja wina? Trudno przecież sterczeć non stop nad dwunastolatkami, to normalne, że chłopcy w tym wieku szaleją czy wspinają się na drzewa – mówi Bogna.
Ale Jasiek gra w tenisa i przez tę nogę musiał przerwać treningi. Miał być jakiś turniej, on go musiał opuścić i przez to miał spaść w jakimś rankingu.
- Proszę pani, on gra dla przyjemności, zawodnikiem światowej klasy nigdy nie będzie. Stało się jak się stało, przecież tego nie chciałam. Ale synowa uznała, że nie umiem zajmować się dzieckiem. Na miły Bóg, zajmowałam się wnukiem jak miał kilka miesięcy. Jej zwyczajnie odbiło albo znalazła pretekst, żeby nie mieć ze mną żadnego kontaktu. Jest śmiertelnie obrażona, uważa, że jestem nieodpowiedzialna – mówi Bogna smutno.
Rozmawiała z Szymkiem, tłumaczyła. Przypomniała, jak on sam złamał rękę w trzech miejscach na deskorolce. Ale to jak groch o ścianę.
- Syn tylko mi powiedział, że ja miałam żal do ojca, że zawsze trzyma stronę swojej matki, nie moją. On więc trzyma stronę żony, bo dobrze to pamięta. Powiedziałam mu, że porównywanie mnie do mojej teściowej, która się wtrącała do wszystkiego i rozwaliła nasze małżeństwo jest chyba nie na miejscu. Ale Szymek uważa, że jego żona ma prawo do takich, a nie innych decyzji i wpływać na nią nie będzie – opowiada Bogna.
Jaśka noga się zrosła, chłopiec dalej biega po korcie. Nic mu się nie stało, nie został osobą niepełnosprawną, ot zwykły wypadek, jakich dzieci mają tysiące. Nikt przecież tego nie chciał, a już na pewno nie Bogna.
- Ale tak mi się odwdzięczyli. I ona, która mieszka w moim mieszkaniu i co gorsza, mój syn, którego okręciła sobie wokół palca. Poświęciłam dla niego wszystko. Wszystko mu oddałam. I tak naprawdę to do niego mam wielki żal i ogromne pretensje – mówi Bogna.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.