Te pół roku małżeństwa dużo ją kosztowało. Choć przecież miała być cudowna jesień życia. Franka poznała w sanatorium, zdecydowanie był najbardziej atrakcyjnym facetem na turnusie. Postawny, dobrze ubrany, inteligentny. Sześc lat od niej starszy.
Ona już też jest na emeryturze. Ma dorosłą córkę i podchowaną wnuczkę. Kiedy wnuczka była mała, Barbara pracowała. Kiedy babcia dziś ma czas, wnuczka ma swoje życie.
- I tak to właśnie jest. Mimo tego, że zawsze byłam aktywna, miałam koleżanki, pasje, czułam się często samotna – opowiada Barbara.
Kiedy więc serce zadrżało prawie jak za młodych lat, Barbara nabrała nadziei. Na nowy, dobry związek. Z pierwszym mężem rozwiodła się dziesięć lat po ślubie. Za bardzo lubił inne kobiety i wiecznie czuł się jakby był wolny. Rozstali się bez żalu. Ona miała dość męża, na którego nie można liczyć, on chciał w życiu więcej swobody.
- Los go chyba pokarał, bo ożenił się ponownie i ma troje dzieci. A tamtej żonie nie podskoczył, więc zamiast wolności miał sporo obowiązków. Ale to już jego sprawa – śmieje się Barbara.
Ona nadal jest atrakcyjna, jak to się mówi - „jak na swój wiek”. Uprawia sporty, uwielbia kajaki. Chodzi na długie spacery, udziela się w organizacjach dla seniorów. Pełno w niej życia, ale brak było bliskości. Stad ta fascynacja Frankiem.
- Fajnie nam się gadało, czułam się przy nim zaopiekowana. Kiedy turnus się skończył, postanowiliśmy się spotykać dalej. Ale mieszkamy w innych miastach i na nic taka znajomość na odległość – opowiada Barbara.
Kilka razy on do niej przyjechał, ona była z rewizytą. Franek ma nieduży dom, czysty, wysprzątany. Przychodziła do niego jakaś kobieta, która dbała o porządek i Barbarze też się to podobało. W końcu Franek zaproponował małżeństwo, a ona radośnie powiedziała „tak”.
- Cóż, byłam w jakimś amoku, córka mi mówiła, po co mi ten ślub, ale nie chciałam jej słuchać – mówi Barbara.
Zdecydowali, że zamieszkają u Franka, bo on ma większy dom, jest kawałek ogródka, spokój cisza. Barbarze żal było, że wyjeżdża, ale w końcu miała przecież być wreszcie szczęśliwa. Nie podobało jej się, że Franek nalegał, żeby sprzedała swoje mieszkanie. Mówił, że mogliby wtedy zrobić w jego domu remont. Barbara stanowczo zaprotestowała, mieszkanie ma być dla jej wnuczki i koniec. Dom w spadku dostaną jego dzieci, ona nie będzie inwestować, czego już mu mówić nie chciała.
Przeżyła rozstanie z córką i wnuczką, zamieszkała w nowym miejscu. W salonie zastała wystawę zdjęć zmarłej żony Franka – Alusi. Prawie jak ołtarzyk. Nie było to dla niej miłe, jedna fotka, no dobrze, ale Alusia przyglądała się Barbarze prawie z każdego miejsca.
- Pomyślałam, że to nietakt ze strony Franka, bo nie każę mu zapominać o zmarłej żonie, ale mamy iść razem w przyszłość. To jednak był drobiazg w porównaniu z tym, co było potem – wzdycha Barbara ciężko.
Franek odprawił panią od sprzątania, bo „skoro ma żonę, to po co wydawać pieniądze”. Barbara protestowała, bo nie chodziło jej o to, aby nic nie robić, ale odzwyczaiła się już od prania i prasowania męskich koszul. Franek był jednak nieugięty.
Starała się mężowi dogadzać, ale wiecznie słyszała, że Alusia robiła lepsze kopytka, albo, że naleśniki zwijała w rulon, a nie składała w trójkąty. Mówiła Frankowi wtedy, że nie jest Alusią i wolałaby, żeby nie porównywał jej stale do zmarłej żony. Patrzyła też ze zdziwieniem jak z eleganckiego mężczyzny robi się domowy tyran. Wszystko musiało być, tak jak Franek chciał, od pory jedzenia śniadania po wyjścia gdziekolwiek. On wstawał o świcie, Barbara lubiła sobie pospać. Niestety, mąż wymagał, aby obsługiwała go w kuchni.
- Najgorsze jednak było to, że on chodził na cmentarz dwa razy w tygodniu. Chciał, żebym z nim chodziła i sprzątała grób jego zmarłej żony. To już dla mnie było przegięcie – opowiada Barbara. Jak dla niej, mógł chodzić na cmentarz nawet codziennie. Nie widziała jednak powodu, żeby i ona celebrowała te wyprawy w przeszłość.
Kiedyś na cmentarzu spotkali siostrę Alusi, Irenę. Irena zaproponowała Barbarze spotkanie, obiecała, że zapozna z miejscowymi seniorkami.
- Widziałam, że Franek się krzywił, ale ja się zaparłam i wybrałam się do Ireny na herbatę. Między nami już wtedy iskrzyło, no ja przynajmniej czułam się mocno zawiedziona. Pomyślałam, że czegoś się dowiem o swoim mężu – mówi Barbara.
Irena była życzliwa i bardzo otwarta. Ale bez ogródek ostrzegła Barbarę.
- Teraz chodzi i opowiada o swojej Alusi, szkoda, że za życia nie była taki troskliwy dla siostry. To tyran, szukał darmowej służącej. U nas jest z tego znany, żadna kobieta by się z nim nie związała. To małe miasteczko, każdy wie, jak traktował Alusię. Przynieś, wynieś, pozamiataj – mówiła Irena.
Pogadały sobie długo, Barbara miała temat do przemyśleń. Postanowiła jednak dać Frankowi szansę. Po jakimś tygodniu od wizyty u Ireny napomknęła, że jednak chciałaby panią do sprzątania, bo jest znużona obowiązkami. I dodała, że na cmentarz już chodzić z nim też nie będzie, jemu nie zabrania, ale ona woli myśleć o przyszłości.
- No i mój Franio pokazał swoje prawdziwe oblicze. Dowiedziałam się, że skoro u niego mieszkam, to mogę przynajmniej sprzątać. I że Alusi do pięt nie dorastam, dlatego on woli zamiast siedzieć w domu, chodzić na cmentarz – opowiada Barbara.
Spakowała walizkę, rzuciła Frankowi klucze, wsiadła w samochód i pojechała do swojego domu. Z ulgą weszła do mieszkania, zadzwoniła do córki. Telefonów od Franka nie odbierała, wysłała mu tylko wiadomość, że występuje o rozwód.
- Zadzwoniłam do Ireny i jej podziękowałam. Myślę, że gdyby nie ta rozmowa, łudziłabym się, że jakoś się między nami ułoży,że będzie dobrze – mówi Barbara.
Decyzję o tym, że jest znowu wolna, przyjęła z radością. Niebawem znowu wybiera się do sanatorium.
- Może poznam jakiegoś fajnego faceta, kto wie? Ale związek tylko na odległość. Póki z Frankiem odwiedzaliśmy się od czasu do czasu, było nam naprawdę fajnie. Dlatego nigdy więcej żadnego małżeństwa – mówi Barbara i dodaje, że tym razem już się nie da wrobić w pańszczyznę.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.