Nie ona była bezpośrednią przyczyną rozwodu Tomka, bo gdy go poznała jego małżeństwo sypało się, a właściwie leżało już w gruzach.
- Ale formalnie był żonaty, niewątpliwie fakt, że mnie poznał przyspieszył jego decyzję. I tego, po pierwsze, nie może mi wybaczyć jego była, która pewnie liczyła, że jakoś się związek sklei. Po drugie jest wściekła, że ja urodziłam syna, a ona „tylko” córkę – mówi Joanna.
Z Tomkiem zamieszkała jeszcze w trakcie jego rozwodu, który nota bene ciągnął się przez lata, bo była żona nie chciała się zgodzić na odejście męża. Stawała w sądzie i za każdym razem mówiła, że Tomka kocha i liczy, że on się jeszcze opamięta. Dla sądu nie było ważne, że Tomek mieszka już z Joanną, że jego konkubina jest w ciąży, a potem, że mają wspólne dziecko. Dla Joanny sytuacja była bardzo niekomfortowa, ale wiedziała, że partner stara się rozwód uzyskać.
- Dostał go po ośmiu latach, nasz syn już chodził wtedy do szkoły. Wzięliśmy cichy ślub, tylko ze świadkami. Biała suknia i welon też mnie ominęły – wzdycha smutno Joanna.
Kiedy Tomek odchodził z domu, jego córka Kamila miała lat siedem. Liczył, że zaakceptuje jego nowa partnerkę, że stworzą razem patchworkową rodzinę.
- Ale matka Kamili umiejętnie nastawiła córkę. Mała nie chciała mnie widzieć na oczy, a jej matka podkreślała, że nie życzy sobie kontaktów dziecka z kochanka ojca – opowiada Joanna.
Tomek spotykał się więc z Kamilą na mieście, zabierał ją do swoich rodziców. Joanna spędzała te dni w samotności.
- I póki byliśmy we dwoje, nie było problemu. Nawet takie dni lubiłam. Tylko ja szybko zaszłam w ciążę. A kiedy Jurek przyszedł na świat, to już tylko byłam wściekła, że mąż znika na cały wolny dzień i zostawia mnie z malutkim dzieckiem. I do czasu, kiedy Jurek nie rozumiał, jakoś to przełykałam, ale kiedy podrósł pytał, gdzie jest tata i czemu nie idziemy gdzieś razem w niedzielę – mówi Joanna.
Matka Kamili na wieść o tym, że Tomek ma syna, zrobiła się jeszcze bardziej toksyczna. Joanna wie, że sama marzyła o chłopcu, była bardzo zawiedziona, gdy na świat przyszła córka. Tomek też nie ukrywał, że wolałby następcę. Kamilę kocha, czasami aż do przesady, ale wtedy oboje żałowali, że to jest dziewczynka.
- No i była żona Tomka, naszego syna Jurka znienawidziła z całego serca. Ten jad wlewała w Kamilę, opowiadając jej niestworzone rzeczy, że Tomek już nie będzie jej kochał, że woli swojego małego synka. Ja tego nie rozumiem, bo to tylko dzieci i niczemu nie są winne. No ale taka to jest kobieta – mówi Joanna.
Jurek rósł i nie bardzo było wiadomo, czy mu mówić, że ma siostrę. No bo jak dziecku wytłumaczyć, że nie może jej zobaczyć, ani gdzieś z nią pobyć dłużej. Byli obydwoje w kropce. Kamila nadal obstawała przy spotkaniach na osobności, w dodatku raz do roku Tomek jeździł z nią na tygodniowe wakacje.
- Szczerze? Po kilku latach miałam dosyć. Zabierał małą w święta do swoich rodziców, ja sama szłam z Jurkiem do moich. Urlopu nigdy nie miał za wiele, wspólne wakacje były okrojone, a dwa weekendy w miesiącu wykreślone z rodzinnego życia. Ciągle były jakieś nadzwyczajne potrzeby finansowe, płacenie za różnorakie fanaberie. Często o to się kłóciliśmy, on zawsze mi wypominał, że wiedziałam, że ma córkę. Owszem, wiedziałam, ale nie sądziłam, że to tak będzie wyglądać. Jurek do dziś nie wie, że ma przyrodnią siostrę – opowiada Joanna.
Ją szlag trafiał, gdy Tomek sam chodzi na wszystkie imprezy rodzinne, gdzie bywa jego była i córka. I że to się nigdy nie skończy, bo będzie pewnie jakiś ślub w przyszłości, wesele, potem chrzciny i bawienie wnuków. I tak naprawdę ona, Joanna ma poczucie ciągle bycia tą drugą, a co gorsza wie, że dotyczy to też Jurka. Bo całe lata mały musiał obywać się w konkretne dni bez ojca. Dziś Kamila ma już osiemnaście lat, ale w egzekwowaniu swoich praw jest nadal bezwzględna. Uwielbia wyciągać ojca na zakupy, on szasta wówczas wspólnymi pieniędzmi i co roku chce, aby wyjeżdżał z nią na jakąś egzotyczną wycieczkę, do Grecji, do Hiszpanii, do Turcji.
- Winię o to w dużej mierze Tomka, bo też mógł postawić swoje warunki. Nigdy tego nie zrobił, uległ swojej byłej żonie, która w ten sposób mści się na mnie i naszym synu. I nie rozumiem jej ani jako kobieta, ani jako matka – wzdycha Joanna ciężko.
Janusz Koczberski, psycholog i terapeuta wyjaśnia jednak, że nie ma nic gorszego dla żony, jak kochanka, która przyczynia się do rozpadu związku. Taka, z którą mąż ma romans na boku, do której chodzi w ukryciu, stale się z nią spotyka. Kiedy prawda wychodzi na jaw, dla żony to prawdziwa tragedia.
- To upadek na kilku płaszczyznach – wyjaśnia Koczberski. - Dlatego kobiety tak cierpią.
Cierpienie zaś przekłada się zarówno na stosunek do „tej drugiej” jak i do wspólnego potomka kochanki i męża.
Bo przyjście na świat dziecka to kolejna trauma dla kobiety zdradzonej. Nawet jeśli wydawało jej się, że powoli do siebie dochodzi, mały człowiek potrafi znowu wpędzić ją w depresję.
- Miałem pacjentkę, której mężowi ta „druga” właśnie urodziła dziecko. Nie znam nikogo, kto z większą nienawiścią mówiłby o drugiej osobie, niż ta kobieta o nigdy nie widzianym na oczy noworodku - mówi Koczberski.
Ta nienawiść potrafi być silna nawet wtedy, gdy nowa partnerka męża nie była przyczyną rozpadu związku. Zazdrość o potomstwo jest wpisana w kobiece geny, a to nie pomaga w dojściu do siebie po traumatycznych przejściach. Jeśli zaś partnerka w jakiś sposób przyczyniła się do rozstania, tym nienawiść do niej ido jej dziecka będzie jeszcze większa. Jeśli w poprzednim związku są dzieci, a ojciec chce je widywać, wiele matek wykorzysta je do swoistej gry przeciwko „tej drugiej”.
I Joanna mówi, że dziś ma tego świadomość, bo sama to przeżywa. Ale wtedy, na początku drogi, była bardzo naiwna. Dlatego przestrzega inne kobiety przed takimi związkami.
- Będzie płacz, złość, zazdrość, poczucie bycia tą gorszą, nigdy na pierwszym miejscu. To są moje, bardzo bolesne doświadczenia – mówi.
Magdalena Gorostiza
PS Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione