Jurek, wielka miłość Beaty, co najważniejsze odwzajemniona. Nie sądziła, że znowu na jej drodze postawi jej go los. Więc wtedy, w tym centrum handlowym, przylgnęła do niego, jakby chciała powiedzieć, że już nigdy nikomu go nie odda.
- Ale bałam się strasznie, że zaraz powie, że musi już iść do domu, do żony. Bałam się spojrzeć mu w oczy – śmieje się dziś Beata. Wtedy jednak na myśl o kolejnym rozstaniu, jej serce dosłownie zatrzymało się w piersiach.
Okazało się, że Jurek, podobnie jak ona, też był już jakiś czas po rozwodzie. Że tak naprawdę oboje są wolni. Beata mieszkała jeszcze ze swoim synem, Jurek miał dorastającą córkę.
Chodzili ze sobą przez całe liceum, byli dosłownie nierozłączni. Taka miłość zdarza się rzadko. Myśleli nawet, żeby po maturze wziąć ślub, ale ich plany pokrzyżowały ich matki.
- Jurek jest jedynakiem, jego matka była naszemu związkowi od zawsze przeciwna. Wciskała mu do głowy, że odciągam go od nauki, że przeze mnie nie dostanie się na studia. Moja matka też była z naszych planów niezadowolona – mówi Beata. - Do tego stopnia, że wypchnęli mnie na studia do innego miasta. Jurek został u nas, bez problemu, wbrew obawom matki, dostał się na prawo, co wtedy nie było wcale łatwe.
Ona wyjechała, to nie były czasy telefonów komórkowych, Facebooka czy skypa. Były budki telefoniczne, kłopoty z komunikacją. Ona studiowała stomatologię, miała dużo nauki, do domu przyjeżdżała rzadko. Jakoś się to wszystko między nimi w końcu rozlazło. Może też przez żal, który mieli wzajemnie do swoich matek?
- Tęskniłam, nawet bardzo. Ale miałam za złe Jurkowi, że tak podporządkowuje się matce. On był wściekły, że wyjechałam, a ja nie bardzo miałam wtedy innego wyjścia. Tak czy owak, rozstaliśmy się na długie lata – opowiada Beata.
Na studiach poznała Tomasza, też był z jej rodzinnego miasta, ale tam na stomatologię się nie dostał. Uczyli się razem, zaczęli ze sobą chodzić. Tomasz był ambitny, miał plany, żeby zarabiać naprawdę dobre pieniądze. Po studiach wrócili na stare śmieci, pobrali się, kilka lat po ślubie urodziło się ich jedyne dziecko.
Beata mówi, że w gruncie rzeczy jest pełna podziwu dla swojego eks męża. Przewidział prywatyzację stomatologii i od początku postawił na własną klinikę. Był pionierem jeśli chodzi o implanty, zrobił dodatkowe specjalizacje z ortodoncji i protetyki.
- Geniusz stomatologiczny, pracowity, cholernie ambitny. Zarabialiśmy kupę kasy, ale nie było jej czasu wydawać. Bo on jeździł wyłącznie na szkolenia i na sympozja – opowiada Beata. - Ja nie byłam aż tak pazerna, wolałam czas spędzać z dzieckiem. Ale prawda była taka, że Tomek nie zna do dziś własnego syna.
To na tym tle zaczęły się pierwsze konflikty. Że nie mają żadnego życia. Mały ojca nie widywał, Beata w przelocie mijała męża w pracy. Żadnych prywatnych planów na przyszłość, żadnych wspólnych wizji. Dla Tomka ważna była tylko praca, ona rzygała wiecznymi rozmowami na temat rożnych przypadków i pacjentów.
- W końcu żeśmy się rozstali, Tomek spłacił mój udział w klinice. Otworzyłam własny gabinet i spokojnie zarabiałam na życie – opowiada Beata.
Nie czuje się upoważniona do opowiadania historii Jurka. Ale on też odszedł z domu, zostawiając żonę i kilkunastoletnią córkę. Z córką ma jednak kontakt dobry, często przyjeżdża do nich na święta.
- Więc kiedy wpadliśmy na siebie w tej galerii handlowej, byliśmy dojrzałymi ludźmi po przejściach. Jurek ma własną kancelarię, wiedzie mu się bardzo dobrze – mówi Beata. - W sumie świetny układ, każde z nas było samodzielne i niezależne. Wyszliśmy jednak na ludzi, wbrew obawom naszych matek.
To, że zaczęli się spotykać było czymś kompletnie naturalnym. Od początku traktowali się nawzajem jak dobre, stare małżeństwo, choć musieli też na nowo się nawzajem siebie uczyć. Czasami nie było to łatwe, czasami dochodziło do konfliktów. Ale umieli iść na kompromis, dogadywali się bez problemu. Tak zresztą jest też do dzisiaj. Kiedy syn Beaty wyjechał na studia, zamieszkali razem. Potem zdecydowali się na ślub, nie tyle z jakiejś wielkiej potrzeby, ale żeby uregulować kwestie prawne. Bo po ślubie kupili wspólny apartament, zaczęli razem inwestować.
- Tak naprawdę to Jurek nalegał, bo jest przecież prawnikiem. Mnie tam było wszystko jedno, byle byśmy byli razem – mówi Beata. - Ale w sumie fajnie, że jesteśmy małżeństwem. Na ślubie byli nasi rodzice, nasze dzieci. W końcu nasze matki musiały pogodzić się z tym faktem.
Beata do dziś się zastanawia, co by było, gdyby wtedy nie spotkali się w galerii. Nigdy sama Jurka by nie szukała, przekonana, że ułożył sobie życie bez niej.
- Żeby była jasność, nie jest tak, że się nigdy nie kłócimy, że nasze życie to jedna, wielka bajka. Jest jak w każdym związku, raz tak, raz siak. Ale uwielbiamy być razem, mamy wspólne pasje – mówi Beata. - Ale to co nas kiedyś łączyło powoduje, że nie potrafimy się na siebie gniewać. Ja myślę, że taka pierwsza, prawdziwa miłość tak naprawdę zostaje w nas na zawsze. Że nie da się nigdy o niej zapomnieć.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.