- Czuję się z tym fatalnie, bo przysięgaliśmy sobie na dobre i na złe. Są gorsze rzeczy jak tusza, ciężka choroba czy niepełnosprawność – mówi Ewa. - Jakbym miała wypadek i jeździła na wózku, też by mnie zostawił? Dziś myślę, że pewnie tak.
Ewa wie, że Marek ma awersję od puszystych kobiet. Jego matka na ślubnej fotografii jest typową kobietą puszystą. Potem zmienia się coraz bardziej, już kiedy Marek miał kilka lat, była potężną osobą, dziś waży na pewno więcej niż 100 kilo, ale Ewa o to nie pyta.
- Opowiadał mi, że zawsze się matki wstydził, że koledzy z podwórka się z niej naśmiewali. Że mówili o niej „o słonica idzie” – opowiada Ewa. - Rozumiem, że dla dziecka to trauma, ale dziś jest to już dorosły facet, który powinien inaczej spojrzeć na problem.
Ojciec Marka akceptuje żonę, taką, jaka jest. Ewa nie wie, czy kiedykolwiek rozmawiał z teściową na temat jej wagi. Teściowa jest chora, ma problemy z tarczycą, bierze różne leki. Być może to one powodują otyłość, ale Ewa nigdy z nią nie rozmawiała o tym, to jest dla niej temat tabu.
Ona sama nigdy nie miała problemu z sylwetką, była zawsze wysoka i szczupła. Być może to był jeden z powodów, dla których Marek właśnie ją wybrał. Liczył, że jego żona będzie taka zawsze. Ale Ewa urodziła dwójkę dzieci, prawie jedno po drugim, młodsze jeszcze karmi piersią. Siedzi z nimi w domu, roboty jest co niemiara. Przytyła w każdej ciąży, je nieregularnie, czasami jak złapie ją chandra, potrafi wchłonąć naraz pół czekolady.
- Jestem umęczona, nie mam czasu na nic, wiem, że nie przypominam siebie z dnia ślubu, ale też nie jestem jakiś monstrum. Po dwóch ciążach mam spory brzuch, przytyłam trochę cała, powiększyły mi się piersi – opowiada Ewa. - mam rozstępy na brzuchu i na piersiach, moje ciało się zmieniło. Ale to chyba nie jest jakiś grzech?
Zamiast akceptacji są jednak krytyczne spojrzenia męża. Czasami pokazuje jej jakieś zdjęcia celebrytek po porodzie, które w kilka miesięcy wyglądają jak przed nim. Ewa mówi, że jak Marek da jej kasę na niańki, zafunduje trenera personalnego i specjalny catering, to też szybko schudnie. Bo dla tych kobiet sylwetka to część ich pracy i po to, żeby ją odzyskać, wydadzą duże pieniądze. Które w dodatku mają, w przeciwieństwie do Ewy i Marka.
- Jemu się wydaje, że przy dwójce małych dzieci ja mam możliwości i czas włączać filmy na YouTube i ćwiczyć godzinami brzuszki – wzdycha Ewa ciężko. - Bo stale powtarza, że aby schudnąć wystarczą dobre chęci i internet.
Ona chęci pewnie by miała, jest też w domu internet. Gorzej jednak z realizacją. Nie jest na żadnej diecie, bo nie ma czasu na wymysły. Łapie w locie kanapkę, bo tak jest najszybciej. Nie stać jej też na żadne pudełka, a poza tym musi być obiad dla Marka, starsze dziecko też już je praktycznie wszystko. To miałaby jeszcze gotować dla siebie oddzielne posiłki, jak i tak dzień jest zawsze o kilka godzin za krótki?
Wkurzają ją jednak te spojrzenia męża i te kąśliwe uwagi na temat jej wyglądu. Teksty typu „ zrób coś ze sobą wreszcie”, „ zobacz, jak ty wyglądasz”. Najpierw płakała po kątach, teraz żal przeszedł we wściekłość. Jakim prawem on wymaga od niej, by dla niego schudła?
- Dobiło mnie, gdy powiedział, że jak nie schudnę, to się ze mną rozwiedzie. Dostałam prawie ataku furii. Im więcej tak mówi, tym bardziej moja motywacja odzyskania szczupłej sylwetki się kurczy – mówi Ewa. - Zapytałam go, czy jakbym zachorowała, to też będzie mi stawiał warunki? Że odejdzie, jak nie wyzdrowieję? Nic nie powiedział.
Zaufanie do męża pryska jednak jak bańka mydlana. Bo Ewa nie chce być niewolnicą wyglądu. Widuje na ulicy grubsze od siebie kobiety ze swoimi partnerami. Uśmiechnięte, zadowolone z życia.
- Powiedziałam więc Markowi, że może robić co zechce – mówi Ewa. - Ja nie będę żyła z centymetrem w ręku. Mamy fajne, zdrowe dzieci. I to powinno być najważniejsze w naszym związku, a nie moje fałdy na brzuchu. Nie zmienia to jednak w niczym faktu, że jest mi zwyczajnie przykro.
Magdalena Gorostiza
Imiona zostały zmienione.