Mamy z mężem po 40 lat, uważam, że to super wiek. Wiemy, już czego chcemy od życia, pozbyliśmy się młodzieńczych marzeń. Tworzymy udany związek od czternastu lat. Mamy dwoje dzieci, już odchowanych, oboje pracujemy, powodzi nam się zupełnie nieźle. Od kilku lat jednak wspólny seks nie kręci nas tak samo, jak kiedyś. Z rozbawieniem czytam te wszelkie porady, żeby kupować erotyczną bieliznę, chodzić ze sobą na randki, robić kolacje przy świecach. To nie o to wcale chodzi. Nasz związek wszedł bardziej w fazę partnerską, nie ma już tego powiewu świeżości, brakuje cielesnej chemii. Łączy nas za to wiele różnych innych rzeczy i jesteśmy ze sobą bardzo związani.
Nie oznacza to jednak, że nie brakuje mi, a i jemu również, energetycznych doznań cielesnych. A takich dostarczyć może wyłącznie ktoś nowy, świeży, kiedy jest pociąg seksualny, jaki czują do siebie czasami nawet obcy ludzie. Dlatego z ciekawością przeczytałam artykuł o kobiecie, która cierpi na oziębłość seksualną i tolerowała kochanki męża. Zastanawiała się też, czy mąż faktycznie ją zdradza, bo czy zaspokojenie jednej z podstawowych potrzeb, można nazwać zdradą?
Tu przeczytacie historię Teresy https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/maz-zdradzal-mnie-przy-kazdej-okazji-wybaczalam-mu-wszystkie-kochanki/er0bby6,30bc1058
Moim zdaniem ludzie zbyt wielką wagę przywiązują do przygodnych romansów, do chwilowych zauroczeń, które w żaden sposób nie wpływają na całokształt związku. Czy naprawdę jednorazowa przygoda musi być zaraz traktowana jako jakieś wiarołomstwo? Czy jest to powód do rwania włosów z głowy, mówienia o tym w kategoriach tragedii i nazywanie zaraz tego ZDRADĄ?
Moim zdaniem nie. Cielesne przyjemności, przy których nie angażujemy się emocjonalnie, nie mamy zamiaru dla nich zrywać więzi łączących nas z partnerem, według mnie żadną zdradą nie są. Równie dobrze wówczas można by było nazywać zdradą masaże relaksacyjne w SPA, kiedy obcy człowiek dotyka naszego ciała, dając nam dużą dawkę zmysłowej przyjemności, często graniczącej z rozkoszą i wcale nie myślę tu o masażach erotycznych. Czyż nie jest to wedle takiego sposobu myślenia zdrada? Czym różni się od jednorazowej randki, tym, że płacimy komuś za masaż?
Mój mąż wyjeżdża dość często w delegacje, ma taką pracę. Domyślam się, a te domysły graniczą z pewnością, że miewa podczas takich wyjazdów różne kobiety. Dla mnie jednak, dopóki nie wiąże się z nimi w inny sposób, nie spotyka na stałe i nie ma planów na przyszłość, są to wyłącznie przygody, które urozmaicają życie. Nie mają też żadnego wpływu na nasze małżeństwo. Mnie też zdarzyło się kilkakrotnie przespać z innymi mężczyznami. Było różnie, od rozczarowania po wielką przyjemność. Ale to był wyłącznie seks w czystej postaci. Miałam chwilę relaksu, radości, poczułam się jak kiedyś, gdy szykowałam się na pierwszą randkę. I nie widzę niczego złego w takich odczuciach. Myślę, że wpływają nawet ożywczo na związek, dają powera do codziennego życia.
Oczywiście, mam świadomość, że to moja opinia, być może dla innych wielce kontrowersyjna. Ale z moich doświadczeń wynika, że taki stosunek do „zdrady” jest znacznie zdrowszy. Dobry związek może opierać się na rożnych filarach, po wielu latach seks wcale nie musi być tym najważniejszym. Dlatego sądzę, że więcej tolerancji, a mniej dramatu, uzdrowiłoby wiele powoli umierających związków.
Beata
Co sądzicie o opinii Beaty? Czekamy na wasze listy – redakcja@kobietaxl.pl