- Ja i tak ją „sponsoruję”, od lat, to moja jedyna wnuczka i daję jej, ile mogę – mówi Olga. - Ale synowa ma wielkopańskie maniery, które chciałaby realizować moim kosztem.
Olga jest wdową, pobiera po mężu, który pracował w wymiarze sprawiedliwości, dobrą rentę rodzinną. Zastrzega jednak, że żyje sama, a to generuje większe koszty. Lubi się dobrze ubrać, jest wymagająca. Bywa u kosmetyczki, czasami funduje sobie odrobinę botoksu. Do tego dochodzi fryzjer, raz w tygodniu masażysta.
- Stać mnie to, to korzystam z życia – mówi Olga. - W końcu to moje pieniądze.
Ale synowa uważa, że Olga mogłaby ograniczyć swoje wydatki, a za to płacić wnuczce za lekcje tenisa, bo tenis teraz stał się modny.
- No oczywiście synowej się marzy, że nagle wychowa drugą Igę Świątek. Wnuczka ma dziś lat 14 i nie ma mowy, by zrobiła karierę grając raz w tygodniu – wzdycha Olga. - A jeśli synowa chce ja uczyć tenisa, niech zrezygnuje z robienia paznokci i kupowania litrami prosecco, które namiętnie pijają do kolacji.
Indywidualna lekcja tenisa w zimie na hali kosztuje około 200 zł. Olga musiałaby dawać 800 złotych miesięcznie, aby spełnić zachcianki synowej, bo sama wnuczka nawet specjalnie do tego się nie garnie. I Olga wie, że to kaprys synowej, bo będzie mogła się tym chwalić.
- Ja wnuczkę raz do roku zabieram na wczasy za granicę, teraz jak podrosła jeździmy razem na objazdówki. Każdy taki wyjazd to naprawdę duży wydatek – wzdycha Olga. - Ale uważam, że jest z tego konkretny pożytek, bo nic tak nie rozwija jak podróże. Sport, owszem, też jest ważny, ale wnuczka może coś tańszego uprawiać. I niekoniecznie moim kosztem.
Dlatego Olga się zdenerwowała, kiedy synowa zaproponowała, by to Olga płaciła za prywatne lekcje na korcie. Syn stanął po stronie żony, podkreślał, że „mama ma sporo kasy po ojcu” i ostatecznie mogłaby się z nimi trochę tymi pieniędzmi podzielić. Olga zaprotestowała stanowczo, bo nie widzi powodu, by ktoś decydował, na co ma wydawać swoje pieniądze.
- Powiedziałam synowi, że skoro mają takie aspiracje, niech zrezygnują ze swoich nadprogramowych wydatków. Nie muszą chodzić co weekend ze znajomymi do knajp, synowa też mogłaby mieć w szafie połowę mnie butów czy ciuchów – mówi Olga. - Ona się wściekła i powiedziała, że jest młoda, ma swoje potrzeby. A ja jestem już stara, nic mi nie pomoże, żadne ciuchy czy masaże, że jestem nieużyta i nie kocham wnuczki.
Olgę dosłownie wtedy zatrzęsło, choć dobrze wiedziała, że synowa chciała jej dopiec. Rozstali się w gniewie, każda strona utwierdzona w swoich racjach. Olga boi się tylko tego, że synowa nagada na jej temat głupot wnuczce. A jej zależy na dobrych kontaktach. I przecież nie jest tak, że żałuje wnuczce pieniędzy. Oprócz wakacji, daje jej zawsze parę złotych na drobne wydatki, kupuje od czasu do czasu jakieś wymarzone spodnie czy buty.
- I czy same pieniądze są miarą miłości? Mnie zdenerwowało to, że oni chcą moimi finansami zarządzać. Że uważają, że nie mam prawa żyć jak chcę, wydawać na to, na co sama mam ochotę, bo jestem stara – denerwuje się Olga. - Co innego, gdyby chodziło o leczenie dziecka, nie miałabym wtedy żadnych wątpliwości. Ale przecież w takim przypadku, niech rodzice finansują dzieciom nadprogramowe zajęcia, skoro mają takie aspiracje.
Nie ukrywa jednak, że cała sprawa nie daje jej spokoju. Od czasu tej kłótni stale o tym myśli. Już sama nie wie, co powinna zrobić? Może jednak zapłacić za te lekcje? Ale czy syn z synową mają prawo tego żądać?
- Czuję się fatalnie, bo z jednej strony jest mi przykro, z drugiej, zaczynam czuć się winna – mówi Olga. - Ale czy naprawdę muszę rezygnować ze swoich przyjemności, żeby synowa miała się czym chwalić w towarzystwie?
Magdalena Gorostiza
Imię zostało zmienione
A Wy jak sądzicie, czy dziadkowie maja obowiązek sponsorować swoje wnuki? Czekamy na listy redakcja@kobietaxl.pl