Anka poznała Bartka na kursie. Robili tę samą specjalizację. Siedzieli koło siebie, razem wyszli na przerwę kawową. Miło się rozmawiało, ale nic więcej. Wymienili się telefonami, a nuż będą potrzebowali merytorycznego wsparcia? Może spotkają się przed egzaminem, żeby się razem pouczyć?
- Ale on zadzwonił jakiś tydzień później. Był jak zbity pies, poprosił o spotkanie. Wzbudził we we mnie sympatię, zaufanie, nie widziałam powodów, żeby mu odmówić – mówi Anka. - Umówiliśmy się w mieście na kawę.
Bartek przepraszał, że jej głowę zawraca, ale tak naprawdę nie ma z kim pogadać. Opowiedział jej o swoim małżeństwie, o tym, że z żoną mu się nie układa, ale teraz ona celowo zaszła w ciążę, choć mówiła mu, że stosuje antykoncepcję. On wie, że to szantaż, czuje się oszukany, nie wie, co ma robić. Mieli z dzieckiem poczekać aż zda egzaminy, dostanie lepiej płatny etat, rozwinie prywatną praktykę. Anka wierzyła w każde jego słowo, bo i czemu miałaby nie wierzyć? Sama rozstała się kilka miesięcy wcześniej ze sowim partnerem, rozumiała, co to znaczy nie móc się w związku dogadać.
- Zaczęło się od zwierzeń, skończyło się na romansie. Bartek żonę zostawił i przeniósł się do mnie. Nie było to fajne, że zostawia kobietę w ciąży, ale mnie tłumaczył, że nie jest w stanie żyć w takim układzie. Że on nie chciał tego dziecka, że ona postawiła go pod ścianą, a to jest dla niego nie do przyjęcia – wyjaśnia Anka.
Obiecywał też, że złoży pozew o rozwód, ale z tym chciał poczekać, aż żona urodzi dziecko. Bo „nie chciał jej dodatkowo stresować” w ciąży. Anka dziś mówi, że wówczas jej chyba rozum odebrało, tak była zakochana. Jakby samo odejście od ciężarnej żony nie było dla przyszłej matki wystarczającym stresem.
- Szczerze? Dziś wstydzę się tego jako kobieta i przede wszystkim jako matka. Może ten wstyd też sprawił, że zgodziłam się potem na spotkanie z Edytą. Związek z Bartkiem długo nie trwał – opowiada Anka. - Równie szybko jak mnie owinął sobie wokół małego palca, uznał, że jednak do żony powinien wrócić.
Dziecko miało chyba trzy miesiące, kiedy Bartek wyprowadził się bez słowa. Zostawił kartkę „Wybacz, wracam do żony, nie mogę tak żyć, ale ciebie jedyną kocham”. Zabrał wszystkie rzeczy i zniknął.
- Nie stać go było nawet na rozmowę, tchórz, zwykły tchórz. Ja to rozstanie przeżyłam bardzo, ale trzeba było iść do przodu – opowiada Anka.
Zdała egzamin specjalizacyjny, poznała swojego obecnego męża. Żyje w szczęśliwym związku, ma dwie udane córki. Bartka nigdy więcej nie spotkała, w końcu Gdańsk to duże miasto. Jakieś sześć, siedem lat po jej romansie z Bartkiem, zadzwoniła do niej obca kobieta.
- Przedstawiła się, powiedziała, że jest żoną mojego byłego kochanka i bardzo chciałaby się ze mną spotkać. Bo ma do mnie ogromną prośbę – opowiada Anka. - Miałam dużo wątpliwości, czy iść na spotkanie, ale jakoś czułam się winna. Uznałam, że przynajmniej tyle się tej kobiecie ode mnie należy.
Poszła więc z rezerwą, chciała szybko załatwić sprawę i temat na zawsze skończyć. Ale rozmowa, która miała trwać parę minut, znacznie się przedłużyła. I Anka poznała ciemne oblicze swojego dawnego kochanka. Ciąża Edyty nie była żadnym szantażem, zwyczajnie planowali dziecko. Bartek miewał inklinacje do rożnych kobiet, ale nigdy tak bardzo na poważnie jak wtedy z Anką. Ona, Edyta, dużo mu wybaczała, bo bardzo kochała męża. Przyjęła więc go do domu, bo chciała też, by dziecko miało ojca. Dwa lata później znowu zaszła w ciążę i schemat się powtórzył. Bartek odszedł do innej kobiety i z nią zamieszkał. Również po kilku miesiącach skruszony do Edyty wrócił.
- Spytałam, czemu go przyjęła? Odpowiedziała, że miłość jest głucha i ślepa. Potem przez jakiś czas znowu było między nimi dobrze – opowiada Anka. - A potem Edyta znowu zaszła w ciążę i on znowu od niej odszedł. Ale wtedy do akcji wkroczyła jej matka. Przeniosła się do córki, żeby jej pomóc przy dzieciach, wywaliła wszystkie jego rzeczy z domu i zakazała Edycie z mężem jakiegokolwiek kontaktu.
Kiedy się spotkały najmłodsze dziecko Edyty miało niecały roczek. Edyta złożyła pozew o rozwód i poprosiła Ankę, żeby była świadkiem. Chciała orzeczenia, że rozwód jest z winy męża. Z drugą kochanką już rozmawiała i tamta zgodziła się pomóc. Jak się okazało, Bartek sprzedał jej te same kłamstwa. O braku zrozumienia, o szantażowaniu ciążą.
- Ja już wtedy byłam matką, co zmieniało moją perspektywę. Postanowiłam pomóc Edycie, szczególnie, że w końcu nie byłam bez winy. Przeprosiłam ją za swój romans, zgodziłam się zeznawać – opowiada Anka.
Ale po spotkaniu zaczęły do siebie dzwonić. Edyta okazała się być cudowną i wrażliwą kobietą. Mają dzieci w podobnym wieku, tematów do rozmowy nie brakowało. Zaczęły się spotykać, chodzić razem na spacery, uwielbiają obie popołudnia na plaży poza sezonem.
- Kilka razy bardzo mi pomogła. Mąż wyjechał służbowo, ja miałam dyżur. Zostawiałam u niej swoje dzieci. Ona dalej mieszkała z mamą, wspaniałą i mądra kobietą. Śmiały się, że czy troje czy pięcioro, to już bez znaczenia – opowiada Anka.
Edyta dostała rozwód, ma wysokie alimenty na dzieci i na siebie. Pracuje, czuje się spełniona i jak mówi Anka – uwolniła się od obsesyjnej miłości do byłego męża. Nie ma dnia, żeby choć raz nie rozmawiałaby ze sobą przez telefon, są sobie bardzo bliskie. Tylko mąż Anki nie zna tak do końca całej historii, bo do dziś Ance jest głupio, że miała romans z facetem, który dla niej zostawił żonę w ciąży.
- Wiem, że Edyta mi wybaczyła – mówi Anka. - Ale ja miewam nadal chwilami wyrzuty sumienia. Tego kobieta kobiecie robić nie powinna.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione