Partner: Logo KobietaXL.pl

Sytuacja jest jednak skomplikowana, bo matka synowej zajmuje się wnuczka w ciągu tygodnia. Wychowuje małą z pasją, której Grażyna pojąc nie może.

 

- Wychowała swoich troje dzieci, nigdy nie pracowała. Kilka lat temu najpierw niańczyła dziecko syna, teraz dziecko córki, a mojej synowej – opowiada Grażyna. - No wiadomo, że to ona jest „bohaterką domu”, ja kiepską babcią w dodatku tylko na weekendy. Ale ja te weekendy wolałabym mieć dla siebie.

 

Grażyna pracuje na pełny etat, pracę ma odpowiedzialną, często wraca późno do domu. Ma swoje przyzwyczajenia, w piątek dom sprząta, aby w sobotę i niedzielę móc dłużej pospać, wylegiwać się z książką. Nie bardzo jest jej to dane, bo młodzi też lubią mieć wolne weekendy. I syn dzwoni, informując ją, że podrzucą jej wnuczkę.

 

- Nie pyta, czy mogą, czy mam ochotę. Synowa uważa, że skoro jej matka siedzi z dzieckiem pięć dni w tygodniu, to dwa dni ja się mogę małą zająć. Że to dla mnie jakieś wyróżnienie czy wielka przyjemność – opowiada Grażyna.

 

A nie jest, bo mała ma dwa lata i zwyczajnie jest męcząca. Grażyna nie znosi bałaganu, rozrzuconych zabawek, plam na obiciach mebli, nie cierpi marudzenia małej i jej płaczu. W dodatku mała ciągle jej coś w domu niszczy.

 

- Mam pamiątki po babci, mam rożne bibeloty starannie kolekcjonowane. Lubię swoje mieszkanie i te swoje rzeczy. Mała wszystko bierze bez pytania, gdziekolwiek da radę sięgnąć. Moim zdaniem nie jest dobrze wychowywana, bo nikt jej też porządku nie uczy – mówi Grażyna.

 

Próbowała nawet na ten temat rozmawiać z młodymi, ale synowa zaraz się nadęła. Fuknęła, że i tak jej matka wystarczająco się poświecą, dziecko jeszcze jest małe i zachowuje się normalnie. Grażyna poczuła się jak wyrodna babcia, która nie dość, że czasu wnuczce mało poświęca to jeszcze krytykuje drugą, tę lepszą babcię.

 

- Wkurza mnie to, że sama wpędzam się w jakieś irracjonalne poczucie winy, bo przecież nie mam obowiązku zajmować się wnuczką. Ale syn też uważa, że te dwa weekendy w miesiącu korona z głowy mi nie spadnie – mówi Grażyna. - Niestety, po każdej wizycie wnuczki jestem wypompowana, z utęsknieniem nasłuchuję w niedzielne popołudnie dzwonka do drzwi. Jestem w blokach startowych, żeby tylko wnuczkę im oddać. I to mnie wykańcza.

 

Mąż Grażyny bierze małą na spacer i tyle jest z niego pożytku. Zamyka się w swoim gabinecie, albo w słuchawkach na uszach ogląda telewizję. Grażyna próbuje ugotować obiad, uspokoić marudzącą małą, zbiera okruchy z dywanu, chroni przed zniszczeniem co cenniejsze rzeczy.

 

- Ona jest jak tornado, ja nie mam do tego siły. I nic nie poradzę, że bawienie się z nią zwyczajnie mnie nudzi. Dlatego nie znoszę, jak przywożą do mnie wnuczkę – Grażyna znowu wzdycha. - Co innego jak sami z nią przychodzą na obiad czy na kolację. Posiedzą dwie godziny, mała jest pod ich opieką.

 

Grażynę męczy też odpowiedzialność, bo na takie dziecko trzeba ciągle patrzeć. Raz mała rozbiła głowę o kant nogi od stołu, nic wielkiego się nie stało, ale Grażyna była przerażona. Nasłuchała się jeszcze od syna, że mogłaby bardziej uważać na dziecko, jakby to ona o te wizyty się prosiła.

 

Ma świadomość, że wnuczka w końcu wyrośnie, że będzie bardziej rezolutna. Być może wówczas Grażyna chętniej jej swój czas poświęci. Teraz jednak to dla niej gehenna.

 

- I nie wiem, jak im powiedzieć, że już nie daję rady. Rozumiem, że oni też chcą gdzieś wyjść czy wyjechać. Tylko dlaczego moim kosztem? - pyta Grażyna. I nie ma pojęcia, jak się do poważnej rozmowy z młodymi ma zabrać.

 

Magdalena Gorostiza

 

Tagi:

synowa ,  teściowa ,  babcia ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót