- Pacę swoją kochałem zawsze, przynosi mi też dobre zyski. Mógłbym inaczej korzystać z pieniędzy, ale nawet już mi się nie chce – mówi Krzysztof. - Mieszkam w pięknym domu z kobietą, do której nie mam grama szacunku. Każde z nas żyje swoim życiem, o ile można to życiem nazwać.
A mogło być zupełnie inaczej i nie tak wyobrażał sobie przyszłość, kiedy z Martą stawali na ślubnym kobiercu. Był zakochany w niej po uszy i wydawało mu się, że z wzajemnością. Krzysztof miał zawsze smykałkę do biznesu, z kolegą ze studiów założyli firmę.
- To był strzał w dziesiątkę. Szybko firma urosła w siłę. Zaczęliśmy mieć zagraniczne kontrakty, przybywało pieniędzy na koncie – mówi Krzysztof.
Żona nie pracowała, dorobili się trójki dzieci. Krzysztof zbudował dom, piękny, ogromny, na dużej działce zaraz pod miastem. Żona kupowała najdroższe rzeczy, sprowadzali płytki, armaturę z Hiszpanii, meble z Włoch, dywany z Belgii.
- Niczego jej i dzieciom nie brakowało, ja byłem najszczęśliwszy pod słońcem – opowiada Krzysztof. - Mamy dwie córki i syna, wtedy to były maluchy jeszcze.
Pojechał na targi do Niemiec, miał wrócić kilka dni później. Jednak udało się szybciej kontrakt podpisać i stwierdził, że zrobi żonie niespodziankę. Czasami myśli, że gdyby zadzwonił, gdyby uprzedził o swoim powrocie, to jego życie wyglądałoby dziś zupełnie inaczej. Nie znałby prawdy, romans pewnie by się skończył, on żyłby w błogiej nieświadomości.
- Ale los chciał inaczej. Nakupowałem prezentów i ruszyłem w drogę – opowiada Krzysztof. - Do domu przyjechałem późno w nocy. W sypialni była żona z moim wspólnikiem. Dzieci wywiozła do swojej matki.
Szok, niedowierzanie, obrzydzenie. Trudno te uczucia nawet opisać. Wspólnik zmył się szybko, Marta próbowała coś mu tłumaczyć. On jednak nią rozmawiać nie chciał. Przepraszała, błagała o przebaczenie, on ją wtedy tylko odepchnął.
- Nie wiedziałem co zrobić, biłem się z myślami – mówi. - Ze wspólnikiem sprawę załatwiłem szybko.
Kazał mu się wynosić z firmy i to na jego, Krzysztofa, warunkach. Zagroził, że powie o romansie jego żonie i wspólnik bez szemrania spełnił warunki. Krzysztof jednak nie wiedział, co zrobić z żoną. Wyrzucić ją z domu? Rozwodzić się?
- Ja swoje dzieci bardzo kocham, pomyślałem o tym, co z nimi będzie? - mówi Krzysztof. - Nie wyobrażałem sobie życia bez nich, a sądy z reguły dają dzieci matkom. A nawet gdyby zostały jakimś cudem ze mną, jak dałbym radę zająć się trójką maluchów i firmą jednocześnie? Byłem w totalnej kropce.
Postanowił z żoną zostać, co nie oznaczało, że jej wybaczył. W swoim gabinecie wstawił łóżko. Zdumionym dzieciom wytłumaczyli, że tata bardzo chrapie i mama spać nie może po nocach. Próbowali przy dzieciach udawać, że jest jak dawniej.
- Ale przestaliśmy rozmawiać, tylko służbowo i tak jest do dzisiaj. Bo tak naprawdę nie mogłem na żonę patrzeć – mówi Krzysztof. - Najgorsze były weekendy w domu, kiedy udawaliśmy przed dziećmi. Podobnie było podczas wakacyjnych wyjazdów. Ja spałem z synem w pokoju, żona z córkami. Nie wyobrażałem sobie bycia z nią non stop na kilkunastu metrach kwadratowych.
Krzysztof podkreśla, że mogli udawać, bo nikt nie wiedział o tym, co się stało. Wspólnik romansem się nie chwalił, jego żona przecież tym bardziej.
- Tylko nasza trójka wiedziała o wszystkim, więc nie żyłem w towarzystwie z piętnem rogacza – opowiada Krzysztof. - Myślę, że gdyby sprawa ujrzała światło dzienne, wtedy z żoną bym nie został. Ale ta tajemnica sprawiła, że miałem wybór. Dziś nie wiem, czy to było dla mnie akurat dobrym wyjściem.
Życie w takiej atmosferze fajne jednak nie jest. Krzysztof jedno zastrzega – żona zawsze dbała o dzieci, o dom, wszystko było dopilnowane. Co poza tym robiła? Tego nie wie, nie interesował się jej życiem. Miał swoje. Zmieniał samochody, jeździł na rajdy z kolegami, bywały też kobiety.
- Nie będę tego ukrywał, jestem facetem, miałem i mam swoje potrzeby. Ale to były przelotne romanse, nic specjalnego – opowiada. - Tak było do czasu, kiedy poznałem Alicję.
Dzieci rosły, było coraz mniej potrzeby zajmowania się nimi. One też chciały wolności, samodzielnych wyjazdów. Życie w milczeniu bywało nieznośne. Krzysztof coraz częściej więc znikał z domu. Jeździł sam na wycieczki. Na jednej z nich spotkał Alicję. Była pięć lat młodsza, rozwiedziona. Co ciekawe, byli z tego samego miasta.
- Zaczęliśmy się spotykać, zakochałem się w niej. I myślę, że mogliśmy stworzyć fajny związek – mówi Krzysztof. - Ale ja sam na siebie zastawiłem pułapkę. Gdybym wtedy powiedział dorastającym dzieciom, że odchodzę, zrzuciłyby winę za rozstanie na mnie. Z drugiej strony, nie mogłem przecież po latach opowiadać im o romansie matki. Wiedziałyby, że żyliśmy tyle lat w kłamstwie. Sytuacja była beznadziejna. Wiedziałem, że dzieci nie wybaczyłyby mi mojego odejścia, gdyby nie znały całej historii.
Alicja czekała trzy lata na decyzję. Powiedziała Krzysztofowi, że dłużej tak nie chce. Nie chce żyć z żonatym facetem, ukrywać związku przed światem, nie móc pójść z nim oficjalnie na sylwestra. Krzysztof rozumiał, ale został z żoną.
- I dziś chyba tego żałuje najbardziej. Dzieci wyprowadziły się z domu, mają swoje życie. Ja żyję jak w grobowcu. Mijamy się w milczeniu. Powiedziałem żonie, żeby już mi niczego nie gotowała, jeszcze tylko sprząta i robi wspólne pranie – mówi Krzysztof. - Próbowała wielokrotnie ze mną rozmawiać, ale ja z nią o niczym rozmawiać nie chcę. Nigdy jej nie wybaczę tego co zrobiła. Z moim wspólnikiem, w dodatku w naszym domu.
Krzysztof całe dnie spędza w firmie, lubi, kiedy dzieci podrzucają wnuki do opieki. To jest dziś całe jego życie. O kolejnych romansach przestał myśleć, chyba nadal jest zakochany w Alicji.
- Wiem, że ona ma kogoś, więc nawet nie śmiem zadzwonić. Straciłem jedyną okazję na zmianę życia na lepsze – mówi dziś smutno. - Trzeba było wtedy po zdradzie sprawę szybko załatwić i rozstać się z żoną. Dzieci by dorosły i zrozumiały. Myślę, że podjąłem wtedy złą decyzję i do dziś ponoszę jej konsekwencje. Ale cóż, takie jest życie…
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.