Partner: Logo KobietaXL.pl

Z Majką były nierozłączne, razem w podstawówce, razem w liceum, poszły na te same studia. Skończyły kosmetologię, obie bardzo zawsze interesowały się urodą. Chciały pracować tam, gdzie można kobiety upiększać.

 

- To moja pasja, od dziecka, można tak powiedzieć. Mama też jest kosmetyczką, pracuje w dobrej, sieciowej firmie – mówi Ola. - Ja chciałam więcej, chciałam mieć swój zakład, zdobywałam nowe doświadczenia, ale pracowałam zawsze u kogoś.

 

Była jednak otwarta na wszelkie nowinki, podglądała, jak pracują najlepsi. Majka pracowała w innym zakładzie i często rozmawiały o tym, ile zysku mają ich szefowe. One dostawały niezbyt wielkie pensje, prowizje od wykonanych zabiegów i czasami napiwki od klientek.

 

- Obie wyszłyśmy też za mąż prawie w tym samym czasie, Majka zdecydowała się na dziecko. Po urodzeniu została w domu, zrezygnowała z pracy – opowiada Ola. - Ja w mojej pracy czułam się coraz gorzej, nie dogadywałam się z szefową. Uznałam, że może czas, aby otworzyć coś swojego?

 

Postanowiła zrobić to razem z Majka, uznała, że miałyby więcej klientek. Że mogłyby na początku tylko same pracować, a potem, jak zakład się rozwinie, zacząć zatrudniać inne kosmetyczki.

 

- Moja mama popierała ten projekt, wiedziała, że to dobry biznes. Namawiała mnie jednak na kupno dobrych urządzeń. Wiedziała, że już same ręce nie wystarcza, że kobiety szukają nowych metod, by pozbyć się zmarszczek czy ujędrnić skórę – opowiada Ola.

 

Jej mąż też ją popierał, miał tylko zastrzeżenia co do spółki z Majką. Pytał Oli, po co jej wspólniczka, w dodatku taka, co groszem nie śmierdzi? Bo Majka wiele zainwestować nie mogła. To Ola miała założyć działalność gospodarczą, wziąć urządzenia na kredyt, podpisać umowę na lokal.

 

- Umowa była taka, że Majka będzie systematycznie oddawać mi moje zainwestowane pieniądze ze swojego zysku. Zysk miał być dzielony na pół, bez względu na to, ile która zrobi zabiegów. Bo wiadomo, że więcej klientek przychodzi popołudniami, że nigdy nie jest tak, byśmy miały po równo – opowiada Ola. - Uważałam, że tak jest zdecydowanie bardziej uczciwie.

 

Zapożyczyła się i w banku i u swojej mamy. Majka dorzuciła tyle, co mogła. Nie była to duża kwota, ale Ola uznała, że nic nie szkodzi. Wierzyła, że im się uda, przede wszystkim wierzyła w przyjaźń.

 

- Myślałam, że skoro jedna za drugą w ogień by skoczyła, to w biznesie będzie tak samo. Byłam bardzo naiwna – mówi Ola. - Tam, gdzie zaczynają się pieniądze, często dla wielu ludzi przestaje się liczyć cokolwiek. Kasa im rozum odbiera.

 

Na początku było jednak fajnie. Salon otworzyły uroczyście, umiały się wypromować w mediach społecznościowych. Sporo klientek przyszło za Olą z jej starej firmy, podobnie było z Majką.

 

- Nie chciałam nikomu ich zabierać, ale były panie, które chciały wyłącznie przychodzić do mnie – opowiada Ola. - Majka też miała swoje stałe klientki. Interes się kręcił.

 

Zarabiały całkiem przyzwoicie, choć Majka oczywiście dużo mniej od Oli brała na rękę. Ola skrupulatnie odliczała przyjaciółce konkretne kwoty, aby wkład w interes się wyrównał. Kiedy Majka miała spłacić Olkę, postanowiły założyć spółkę, a zakupiony sprzęt miał być wspólną własnością.

 

- I nigdy by mi nie przyszło do głowy, żeby chcieć oszukać Majkę – mówi Ola. - Na każdą wpłatę dostawała ode mnie pokwitowanie, żeby miała dowód, że dała mi pieniądze. Mnie do głowy by nie przyszło, że to może się przeciwko mnie obrócić. Ale prawda była przecież taka, że Majka pracowała de facto na moim sprzęcie. Musiały się rachunki wyrównać.

 

Ale zaczęło dochodzić do konfliktów. Zaczęło się od tego, że Majka zaczęła znacznie mniej pracować.

 

- A to dziecko było chore, a to opiekunka nie przyszła – mówi Ola. - Raz, drugi, machnęłam ręką. Ale tak naprawdę to ja często pracowałam na nas obie.

 

Potem nagle zaczęło się okazywać, że na zmianach Majki prawie w ogóle nie ma klientek. Niby notes był zapełniony, potem Majka mówiła, że odwołały wizyty i ta sytuacja zaczęła się powtarzać coraz częściej. Ola nadal dzieliła pieniądze na pół, ale powoli zaczęło brakować na spłatę kredytu. Zaczynała być załamana. Nie rozumiała, dlaczego interes, który całkiem dobrze się kręcił, nagle zaczął podupadać.

 

- Majka dostawała grosze ne rękę, ale o dziwo nie protestowała, choć to trwało miesiącami – mówi Ola. - Przypadek sprawił, że rozgryzłam, co robi. To był grom z jasnego nieba.

 

Stała klientka Majki zmieniła godzinę i przyszła do Oli na przedpołudniowy dyżur. Majka najwyraźniej nie wiedziała o tym i nie zdążyła kobiety uprzedzić. Klientka wzięła bardzo drogi zabieg i Ola jak zwykle chciała wziąć pieniądze i wydać jej paragon.

 

- Klientka zapytała, czy nie mogę jej policzyć, tak jak Majka? Czyli dać duży rabat i nie wbijać na kasę – wzdycha Ola. - Zrozumiałam, co robi moja przyjaciółka. Że zwyczajnie mnie okrada.

 

Zgodziła się tak zrobić, żeby nie było podejrzeń. Ale postanowiła Majkę sprawdzić. Na przeciwko ich salonu jest kawiarnia dla studentów. Przesiadują tam godzinami z książkami, komputerami. Ola również wzięła książkę dla niepoznaki i usadowiła się tak, aby widzieć wejście do zakładu. W ciągu sześciu godzin Majka miała cztery klientki. Ola pstryknęła im zdjęcia, jak wchodzą i wychodzą.

 

- My robiłyśmy drogie zabiegi, więc w kasie powinno być dobrze ponad 1000 złotych – mówi Ola. - Okazało się, że Majka nabiła tylko jeden zabieg. Za resztę wzięła pieniądze do swojej kieszeni.

 

Ola rozmówiła się z przyjaciółką, nie kryła oburzenia. Kazała Majce odejść z pracy, tamta zażyczyła sobie zwrotu pieniędzy, które wpłaciła.

 

- No mnie już w tym momencie wręcz zatrzęsło. Okradała mnie w żywe oczy pracując na moim sprzęcie i jeszcze zwrotu pieniędzy chciała – mówi Ola. - Przypomniała mi, że ma podpisane przeze mnie oświadczenia, że pójdzie na policje, że to ja ją okradłam.

 

Ola nie potrafiła tego zrozumieć, że można być aż tak bezczelną. Ale jej mąż powiedział, żeby Majce wszystko oddała i żeby Majka podpisała oświadczenie, że nie rości sobie praw do niczego.

 

- Bo my jesteśmy uczciwymi ludźmi. Tylko ja znowu musiałam się zapożyczyć, bo trochę się tego uzbierało – wzdycha Ola. - Ale pomyślałam sobie, dobrze, będę sama odrobię straty, będę zwyczajnie dłużej pracować.

 

Rozstała się z Majką, przyjaźń się skończyła. Ola powoli zaczęła na nowo zarabiać. Niestety, przyszła pandemia, lockdown, salon został zamknięty. Tego Ola finansowo już nie wytrzymała.

 

- Musiałam zrezygnować, nie miałam na raty. Sprzęt za grosze sprzedałam, wypowiedziałam lokal – mówi Ola. - Znalazłam pracę w dobrym zakładzie, odechciało mi się iść na swoje. Inaczej też dziś patrzę na swoją szefową, ba nawet sprawdzam czasami, czy koleżanki wszystko nabijają na kasę. Bo już wiem, co to własny biznes, że to wcale niełatwe.

 

Długi Ola do dziś spłaca. Została resztka kredytu i pieniądze od mamy. Nijak nie może zrozumieć, że okradała ją jej najlepsza przyjaciółka.

 

- Pieniądze to tylko pieniądze, jakoś da się to przełknąć. Ale coś takiego zrozumieć jest trudno – mówi Ola. - Jedno jest pewne, na razie odechciało mi się własnego biznesu. A jeśli kiedyś się jeszcze zdecyduję, to już na pewno z nikim nie wejdę w żadną spółkę.

 

Magdalena Gorostiza

 

Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.

 

Macie podobne doświadczenia? Czekamy na wasze listy redakcja@kobietaxl.pl

 

Tagi:

życie ,  biznes ,  pieniądze ,  przyjaźń , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót