- Stan obecny na koncie to 30 zł, chociaż pracuję po 10 godzin dziennie – mówi Waldek. - Więc finansowo wypadam bardzo kiepsko. Żaden ze mnie kandydat na męża. Nawet na randkę mnie nie stać.
A, jak twierdzi Waldek, dzisiaj dziewczyny oczekują, że pójdą do jakiegoś pubu, na koncert, że chłopak zasponsoruje wyjście. On na to pozwolić sobie nie może. No i jak podkreśla – nie wygląda za dobrze. Przez ostatnie lata utył. To wynik jego pracy i taniej kuchni. Bo w domu się nie przelewa.
- Mama ma marną emeryturę, ojciec jeszcze pracuje. Zarabia niewiele więcej ode mnie. Ja mam jakieś 3 tysiące na rękę, zależy, ile godzin pracuję – mówi Waldek. - Praca jest nudna i siedząca. Wrzucam zamówienia do systemu magazynowego.
A przecież skończył nawet licencjat. Ze sporym wysiłkiem, bo na prywatnej uczelni. Musiał opłacać niemałe czesne. Już wtedy poszedł do pracy na pół etatu, żeby pomóc rodzicom. Trochę mu te studia namieszały w głowie. Uczelnia obiecywała, że jej absolwenci znajdą dobrą pracę. Z jego roku może cztery osoby pracują w zawodzie. Reszta, jak i on, robi cokolwiek, byle dostać choćby marną pensję. Dziewczyny to nawet na kasie w supermarkecie siedzą. Tyle skorzystali na tych prywatnych studiach.
Więc Waldek mieszka z rodzicami, bo na wynajem swojego mieszkania go zwyczajnie nie stać. Nikt mu też nie da żadnego kredytu, no i z czego by go miał spłacać?
- Mieszkamy na starym, robotniczym osiedlu. Bloki schludne, nie powiem, ale od lat nic się tu nie zmieniło – mówi Waldek. - Oprócz podwyżek czynszu, płacimy teraz około 900 złotych.
Do tego dochodzi przecież prąd, jedzenie, utrzymanie samochodu, na który składają się razem z ojcem, bo chcą mieć jednak choć jeden wspólny samochód. Leki rodziców też drogo kosztują. Waldek chce czasami kupić sobie książkę, zaoszczędzić na modne buty. A ostatnio oszczędności poszły na naprawę samochodu i zakup nowej pralki, bo starej nie było już sensu naprawiać. Złożyli się solidarnie z ojcem. I konto znowu puste.
- Wracam do domu, mój pokój nic się nie zmienił, te same meble, jak w czasach, kiedy byłem szkole – mówi Waldek – I ja się czuję, jakbym cały czas był dzieckiem. A czy dziecko może myśleć o małżeństwie?
Bo zdaniem Waldka, mężczyzna musi być odpowiedzialny. Musi umieć zadbać o rodzinę, zapewnić jej byt, dach nad głową. Żony jego kolegów urodziły dzieci, wolą być z nimi w domu, nie pracować. Waldka nie stać by było na taki luksus. Choć nie ukrywa, że jak widzi te zony i te dzieci, to żal mu się robi, że jest taki samotny.
- Ale też nie wszyscy mieszkają sami, niektórzy dalej z rodzicami – podkreśla Waldek. - Ja nie wyobrażam sobie mieszkania razem z żoną i z moją matką.
Nie, żeby coś miał do matki. Czasami męczy go jednak swoim gadaniem, zamartwianiem się o wszystko. O wysokie ceny, o jego przyszłość. O to, że jest sam, że z nikim się nie spotyka. Dba o Waldka i przyłożyła rękę do nadprogramowych kilogramów. Rano smaży mu jajka – mają ze wsi od siostry. Robi kanapki do pracy. Ciągle gotuje pierogi, kopytka, wszystko okraszone słoninką, bo to najtańsze jedzenie, choć Waldek podkreśla, że bardzo smaczne.
- W pracy zamawiamy pizzę albo burgera – mówi Waldek. - Wracam późno. Mama stawia talerz przede mną. Jak tu nie zjeść?
Ale wie, że te kilogramy też zmniejszają szanse na poznanie fajnej dziewczyny. Bo dziewczyny wolą szczupłych, umięśnionych, bywalców siłowni. On nigdzie nie chodzi, po pracy już mu się nie chce, w weekendy najczęściej odsypia. Czasami umówi się gdzieś z kumplami na piwo.
- Przecież ja tu nie mam nawet jak kogo zaprosić – wzdycha. - Mój pokój jest malutki. Jeszcze jest salon i sypialnia rodziców, zrobili sobie w dawnym pokoju siostry.
Siostra Waldka wyjechała na wieś, poznała męża rolnika. Wiedzie im się nawet nieźle, mają dwójkę dzieci, przestronny dom wybudowali na działce, którą dostali od teściów.
- Mnie na tej swojej wsi siostra chciała swatać, bo tam o dziewczynę łatwiej – śmieje się Waldek. - Ale te dziewczyny chcą też uciec do miasta. Ja dla odmiany, wsi nie znoszę. I kółko się zamyka. Jestem skazany na starokawalerstwo.
O własnym mieszkaniu przestał już marzyć. Nawet jak rodzice umrą, musi podzielić się tym ich z siostrą. Zostanie może na kawalerkę, ale Waldek rodziców kocha i nie życzy im rychłej śmierci. Pozostaje mu więc stary pokój i życie jak w kieracie. Marnie płatna praca, codzienny marazm. Nawet marzeń już nie ma, bo i po co?
- Ja nie widzę tu dla siebie żadnych perspektyw – mówi Waldek. - Z moimi zarobkami i z moim wyglądem życia sobie nie ułożę. Czeka mnie tylko taka wegetacja. Ale i tak jestem rodzicom wdzięczny, że nie każą się wyprowadzać. Choć z drugiej strony, mieszkanie z nimi w moim wieku jest zwyczajnie upokarzające.
Magdalena Gorostiza