- Ja jestem osobą samotną, dziś dla takich osób czasy trudne – mówi Krystyna. - Sama muszę mieć na czynsz, na prąd, na inne opłaty. Życie z emerytury oznacza dla mnie życie w biedzie, choć i teraz szału nie ma.
Na rękę dostanie wedle obliczeń około 2300 złotych. Mało, choć pracowała ciężko całe życie. Był jednak czas, kiedy wyjechała na dziesięć lat za granicę. Na czarno.
- Byłam opiekunką w Niemczech. Chciałam zarobić na mieszkanie. Udało się. Nie myślałam wtedy o składkach na emeryturę, bo kto, jak jest młody o tym myśli? - pyta retorycznie Krystyna.
Te lata dały jej mocno w kość, ale zacisnęła zęby. Ma siostrę, która mieszka na drugim końcu Polski. Siostra przejęła niewielki majątek po matce, ale spłaciła Krystynę co do grosza. Dzięki temu i dzięki oszczędnościom Krystyna kupiła własne mieszkanie.
- Nieduże, około 50 metrów, dwa pokoje z kuchnią, ale takie jak chciałam – mówi Krystyna. - To było moje największe marzenie. Mieszkanie w cichym miejscu z widokiem na zieleń. Bez placu zabaw pod oknem, bez widoku na dwupasmówkę.
Ale czynsz jej ostatnio podskoczył i płaci już ponad 700 złotych. Do tego dochodzi przecież prąd, gaz, opłata za telefon i internet. Kiedy to wszystko pozbiera się razem, wyjdzie ponad 1000 złotych. Na życie, na jedzenie, na leki, na ubrania, zostanie raptem drugie tyle.
- To jest dla mnie dramat, ja leczę się u endokrynologa, co jakiś czas mam wizytę, kosztuje już ponad 200 złotych, bo z NFZ nie ma szans, chodzę prywatnie – mówi Krystyna. - Nie wspomnę o dentyście, każde wypełnienie to dziś 200 złotych. A leki? A żywność? Boje się tego, co mnie czeka.
Ale szefa swojego rozumie. Pracuje w małej, rodzinnej firmie. Jest zatrudnionych 5 osób. Interes jednak zaczął podupadać i szef musi kogoś zwolnić. Padło na nią, bo za dwa miesiące może iść na emeryturę i na najmłodszą dziewczynę, która ma umowę na czas określony.
- Szef zrobił z nami spotkanie, pokazał nam wyniki finansowe. Wiadomo, że nie będzie dopłacał do firmy, bo i skąd na to weźmie – mówi Krystyna. - Ilość zamówień spadła, czasy są ciężkie. Nie zwolni przecież osób, które mają po 40 i 50 lat. Ja nie zostaję na lodzie. Teoretycznie, rzecz jasna.
Ale tysiąc złotych miesięcznie mniej to bardzo dużo. Krystyna już wie, że ciężko jej będzie dopiąć domowy budżet. Chciałaby jeszcze pracować, gdyby wiek emerytalny dla kobiet był taki sam, jak u mężczyzn, pewnie zostałaby w firmie. Bo szef ją lubi i szanuje. Mówił jej, że dla niego to też bardzo trudna decyzja, ale w obecnej sytuacji, nie ma innego wyjścia.
- Ja wiem, że prawnie nikogo do emerytury zmusić nie można, że to tylko nabyte uprawnienie. Ale jest też wyrok Sądu Najwyższego, który jasno mówi, że dopuszczalne jest uwzględnienie emerytalnego argumentu przy rozwiązywaniu stosunku pracy, w przypadku redukcji zatrudnienia w zakładzie czy też ograniczenie działalności zakładu – mówi Krystyna. - Nie wyobrażam też sobie, abym z moim szefem, który jest prawie jak rodzina, szła walczyć do sądu. Trzeba być człowiekiem i ja myślę, że w dobie kryzysu takich sytuacji będzie znacznie więcej.
Krystyna nie ukrywa, że będzie szukać pracy, choć ma świadomość, że dla kobiety w jej wieku to wyzwanie. Ma doświadczenie jako opiekunka, zna po dziesięciu latach język niemiecki perfekt, ale już nie wyjedzie tam na zarobek.
- To współczesna forma niewolnictwa, nie mam już na to siły. Na znoszenie humorów podopiecznych i ich rodzin, na zamknięcie w domu, bo wolny czas to fikcja – mówi Krystyna. - Miałam wtedy cel, byłam znacznie młodsza, zaciskałam zęby. Ale to już historia.
Może zajmie się jakąś chorą osobą na kilka godzin dziennie? Może będzie sprzątać? Jeszcze nie wie. Najchętniej zawiesiłaby emeryturę, żeby składka rosła. Dlatego praca znowu na czarno nie bardzo jej odpowiada.
- Bo co z tego, że na bieżąco coś dorobię? - mówi. - Przyjdzie czas, że nie dam rady, a emerytura zostanie na tym samym poziomie. Więc ten pozorny przywilej jest dla wielu kobiet krzywdzący. Gdybym mogła pracować jeszcze pięć lat, moja sytuacja materialna byłaby zupełnie inna.
Jest też inny aspekt emerytury, który równie przeraża Krystynę. To wizja samotności. Krystyna za mąż nie wyszła, dzieci nie ma. Nie ma zbyt wielu znajomych, żyła swoją pracą. Nie bardzo sobie wyobraża, jak i czym wolny czas ma zapełnić. Szczególnie, gdy nie będzie miała za co. Bo przecież kino, teatr, basen, wyjazd, cokolwiek – na to potrzebne są pieniądze.
- Tak mi się życie ułożyło, że jestem sama. Czasami tego żałuję, ale czasu nie cofnę – mówi Krystyna. - Samemu zawsze trudniej. Boję się więc tego, co ze sobą zrobię? Będę siedziała całymi dniami w oknie?
Teoretycznie mogłaby sprzedać mieszkanie, kupić maleńką kawalerkę. Zostałoby może parę złotych na lepsze życie, wydatki byłyby mniejsze.
- Ale jedyna rzecz, która mnie cieszy, to to moje mieszkanko. Czy żeby przeżyć, będę musiała się go pozbyć? - pyta Krystyna. - Nie chcę nawet o tym myśleć. Ale przeraża mnie wizja życia w nędzy.
Magdalena Gorostiza