Julek był moją pierwszą, wielką miłością. Poznaliśmy się rok przed maturą. Byliśmy w tej samej szkole, w równoległych klasach, ale zauważyliśmy się dopiero na imprezie urodzinowej naszej wspólnej znajomej. Poprosił mnie do tańca, jego zapach przylgnął do mnie. Z bijącym sercem wciąż go wypatrywałam. Potem poprosił drugi raz. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy o różnych rzeczach - o szkole, egzaminach, planach na przyszłość. W końcu o lękach i chęci poznania świata.
Nigdy nie rozmawiałam tak z żadnym chłopakiem. Czując bijące wciąż mocno serce, wydawało mi się, że dalej tańczymy. Opowiedział mi o ojcu, który opuścił ich jak Julek był małym chłopcem. Ja jemu o mojej młodszej siostrze, która ma cukrzycę.
Nad ranem odprowadził mnie do domu i pocałował. A ja poczułam, jakby ziemia usunęła się spod stóp. Byłam tak szczęśliwa jak nigdy w życiu.
Potem zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. Coraz częściej zostawał u mnie na noc, coraz więcej weekendów spędzałam u niego. Razem zrobiliśmy maturę. Nie wyobrażałam sobie bez niego życia. Ufałam mu bezgranicznie. W naszym związku byłam tą, która ma tysiące szalonych pomysłów, on tym, które miał odwagę je realizować. Dostałam się na polonistykę, on na inżynierię.
To były ostatnie wakacje przed rozpoczęciem studiów. Znaleźliśmy nawet mieszkanko do wynajęcia. Pierwszy miesiąc wakacji mieliśmy spędzić oddzielnie. Julek jechał na obóz żeglarki, jego marzeniem było zrobienie patentu żeglarza. Potem chcieliśmy razem wyjechać na Istrię w Chorwacji, a po powrocie zająć się urządzaniem mieszkania. Trochę żałowałam, że nie będę z nim na obozie. Ale moja najbliższa przyjaciółka Kasia powiedziała:
− Najwyższy czas, żebyście się na chwilę rozdzielili. Skończyło się zakochanie, przyszła prawdziwa miłość. Zaufaj mu i zajmij się swoimi rzeczami. Każde z Was musi mieć przestrzeń dla siebie
Miała rację. Spędzaliśmy ze sobą prawie cały czas. Od roku nie widziałam się z żadnym z moich znajomych, zaniedbałam nawet moją najbliższą przyjaciółkę.
Julek wyjechał. Ja kilka pierwszych nocy nocowałam u Kasi. Poczułam jak bardzo za nią tęskniłam. Julek dzwonił kilka razy dziennie, wysyłał zdjęcia. Jeśli nie odpowiedziałam w ciągu godziny zaczynał się martwić i denerwować, dzwonił do Kasi. Za poradą Kasi zaczęłam rozglądać się za pracą w weekendy, same stypendia mogły nie wystarczać na życie. W drugim tygodniu Julek dzwonił rzadziej, przestał wysyłać zdjęcia. W trzecim zamilkł. Na moje wiadomości odpowiadał krótko. Pisał, że musi nabrać formy, bo te tygodnie fizycznej pracy dały mu się we znaku. Czułam niepokój, Kasia uspokajała mnie, mówiąc że to normalne. W prawdziwym życiu nie ma czasu na robienie buzi w „ciup” i słodkości. W ostatnim tygodniu poprosił, żebym się nie odzywała. Musi przygotowywać się do egzaminu, i tak zobaczymy się za kilka dni.
Czułam coraz większy niepokój. W dzień egzaminu napisał, że się udało. Ma patent. Potem telefon był wyłączony, więc nie mogłam złożyć gratulacji. Na pytanie czy wszystko w porządku odpisał następnego dnia, że w jak najlepszym i że jest w drodze do domu. Do późnego wieczora czekałam na niego z powitalną kolacją. Nie pojawił się, wyłączył telefon. Nazajutrz zadzwoniłam do jego mamy spytać czy wszystko w porządku. Odparła, że tak. Julek wrócił bardzo zmęczony, ale dzisiaj na pewno się u mnie zamelduje. To była dziwna rozmowa. Mama Julka była zdystansowana i chciała najwyraźniej jak najszybciej skończyć. Byłam w drodze do Kasi kiedy ich zobaczyłam. Mojego Julka i kobietę, która mogłaby być naszą mamą. Bardzo atrakcyjną i zadbaną mamą. Stanęłam jak wryta i nie mogłam się ruszyć. Chciałam uciec, żeby mnie nie zobaczyli, ale nogi nie chciały słuchać. Julek mnie zauważył, był zmieszany, szepnął tamtej kobiecie coś do ucha, a ona odeszła szybkim krokiem. Wtedy podszedł bliżej.
− Chciałem ci dziś powiedzieć. Poznaliśmy się na obozie. Była moją instruktorką. Nie chciałem tego, ale tak się stało. Potrzebuję dojrzałej kobiety. Przepraszam - powiedział.
Czułam, że ziemia pode mną wiruje. Cisnęło się tysiące pytań. Żal, że mnie zdradził. Gniew, że był tchórzem i nie miał odwagi mi powiedzieć. Ból, że wszystkie obietnice nie miały znaczenia. Zdołałam tylko spytać:
− A co z naszymi planami?
− Plany są po to, żeby je zmieniać – odparł i zaczął opowiadać, że ona jest nauczycielką i zapalonym żeglarzem, że jest taka odważna.
Na szczęście odzyskałam czucie w nogach. Odwróciłam się bez słowa i odeszłam. Dzwonił, ale nie odbierałam. W końcu wyłączyłam telefon. Całą noc siedział pod drzwiami żeby ze mną porozmawiać. Nie było o czym. Następnego dnia przeniosłam się do Kasi. Długo trwało zanim doszłam do siebie. Wciąż miałam przed oczami roześmianą, szczęśliwą twarz tamtej kobiety, wtuloną w jego szyję. A w głowie pytanie, dlaczego? Bo jestem niedojrzała? Bo nie jestem wystarczająco odważna? Gdyby nie Kasia trwałoby jeszcze dłużej. Powiedziała, że szkoda na niego czasu. Jest gnojkiem. Skończy się szybciej, niż zaczęło. Jeszcze będzie skomlał.
Powoli obraz się zacierał. Życie szło dalej. Odzyskałam przyjaciół i przestałam o nim wciąż myśleć. Postanowiłam, że się nie zakocham. Zresztą byłam tak nieufna, że uwierzyłam, że uda mi się dotrzymać danego sobie słowa.
Studiowałam, zaczęłam realizować marzenia. Odkryłam w sobie miłość do koni. Dwa razy w miesiącu jeździłam na weekend do stadniny.
Minął rok. Potem zaczął mijać drugi. Jarka poznałam właśnie w stadninie, w zimowy weekend, podczas organizowanego przez właścicieli kuligu, zakończonego ogniskiem. Siedzieliśmy razem w saniach, potem pilnował, żeby mój kubek był wypełniony grzanym winem. Czułam, że mi dobrze, że jego bliskość jest bardzo ciepła, a serce wali jak szalone. W którymś momencie przerażona własnymi uczuciami
− Jestem bardzo nieufna – powiedziałam.
− Jestem bardzo cierpliwy i mam czas – odparł, uśmiechając się
Byłam bardzo ostrożna. Jarek był dwa lata starszy. Skończył studia i zaczął pracę. Dodatkowo dawał korepetycje i świetnie radził sobie finansowo. Prawie już ze sobą mieszkaliśmy. Wynajmował dwupokojowe mieszkanko, bo jak mówił – lepiej rozumie się z mamą widując ją czasami. Wychowała go sama. Była nauczycielką.
Podobał mi się jego spokój i dojrzałość. A jeszcze bardziej ten ogień zapalający się w oczach, kiedy czuł na twarzy mój oddech. Coraz częściej bywałam w jego mieszkaniu, coraz więcej moich rzeczy tam zostawało. Byłam szczęśliwa nie tylko podniecającym niepokojem w podbrzuszu, ale spokojną pewnością, że mogę mu ufać. I pewnością, że poradzę sobie w każdej sytuacji. Przyszedł moment, że Jarek postanowił przedstawić mnie swojej mamie. Uprzedził mnie, że mama jest nadopiekuńcza i przesadza trochę z troską o niego. Ale jest dobrą nauczycielką, więc najlepiej jak będę z nią rozmawiać o moich planach zawodowych, a nie o naszym prywatnym życiu. Bardzo byłam jego mamy ciekawa. Poza tym mimo danej sobie obietnicy, byłam w nim zakochana, a niesforna wyobraźnia już snuła plany wspólnej przyszłości. Ta niedziela była pięknym, słonecznym dniem. Przygotowaliśmy prezent dla mamy Jarka. On kupił wino, a ja upiekłam sernik. Ruszyliśmy do mojej być może przyszłej teściowej. Przed drzwiami mieszkania czułam się jak uczennica przed ważnym egzaminem. Jarek zadzwonił, usłyszeliśmy stukot obcasów na posadzce i po chwili drzwi otworzyła nam kobieta.
Kiedy ją zobaczyłam, poczułam własne serce chcące wyrwać się z piersi. Chciałam uciec, ale nie mogłam się ruszyć. Znałam ją. Widziałam jej uśmiechniętą twarz, wtuloną w szyję Julka. To ona zniszczyła mi życie. A teraz nie pozwoli mi być szczęśliwą. Zdrętwiałam. Sernik wypadł mi z rąk, szklana podstawka się stłukła.
Ona też mnie poznała. Zrobiła się czerwona na twarzy. Zacisnęła dłoń na klamce od drzwi i powiedziała cicho „ Przepraszam. To już skończone”. Jarek przyglądał nam się ze zdziwieniem, nie wiedząc o co chodzi.
Po chwili odzyskałam czucie w nogach, odwróciłam się na pięcie i bez słowa wybiegłam z klatki. Przez lecące łzy nic nie widziałam. W głowie kołatały się myśli, że nie pozwolę żeby znów zniszczyła mi życie, dlaczego to ona jest matką Jarka i że to niesprawiedliwe. Jarek dogonił mnie, złapał mocno za ramiona i wtulił w swoją pierś, głaszcząc i mówiąc, żebym się uspokoiła. W końcu udało się uspokoić i opowiedzieć mu co się stało. Wysłuchał w skupieniu.
− To jest moja mama, ale ja kocham ciebie i to z tobą chcę spędzić resztę życia. Będziecie gotowe to zaczniecie rozmawiać. Przecież mamy czas – powiedział.
Miał rację. Może uda nam się to kiedyś wyjaśnić. Mamy czas. I wiedziałam, że Jarek jest cierpliwy i niezłomny w postanowieniach. A historia jego mamy i Julka już się skończyła. Może kiedyś przestanę mieć do niej żal.
Agnieszka Oknińska