Mówisz otwartym tekstem o tym, że zostałaś zdradzona, a w konsekwencji porzucona. Dla wielu kobiet to temat tabu, uważają się przez to za gorsze. Jeśli decydują się na wypowiedź, proszą o anonimowość. Ty nie. Odważna jesteś.
Cóż, bycie zdradzoną może nie jest powodem do dumy, ale też nie jest powodem do wstydu. Nie uważam, że byłam idealną żona, ale nie zrobiłam niczego złego. Drażnią mnie teksty typu, że „prawda zawsze leży pośrodku”. Ja na to mówię - g… prawda. Bo dwoje dorosłych ludzi powinno usiąść razem i rozmawiać. Przecież mój były już mąż mógł powiedzieć, że nie jest tak, jak było, że coś go w naszym związku uwiera, że trzeba zmiany. Niczego takiego nigdy nie usłyszałam, przez przypadek dowiedziałam się, że ma kochankę. Wróciłam z pracy, był taki nieswój, zapytałam, co się dzieje. Spytałam też, czy ma kogoś? I wszystko się posypało, całe nasze 25-letnie małżeństwo. Po dwóch dniach wyprowadził się z domu. Nie będę mówić, że to łatwe doświadczenie, bo byłoby to kłamstwo. Byłam zdruzgotana. Na szczęście miałam wokół siebie przyjaciółki, nie byłam w tym wszystkim sama.
Jak się pozbierałaś?
Nie powiem, że było łatwo, że otrząsnęłam się natychmiast i poszłam dalej. Przede wszystkim trafiłam do świetnej terapeutki. I ona zadała mi kluczowe pytanie „Czego mi teraz będzie brakować?”. Zaczęłam o tym myśleć intensywnie i stwierdziłam, że tak naprawdę to niczego. Oczywiście, były cudowne chwile w naszym związku, byliśmy zakochani, mamy dwóch synów. To nie tak, że wszystko było przecież źle. Ale to pytanie okazało się dla mnie kluczowe i puszczam je dalej w świat. Bo ono nie dotyczy tylko małżeństwa. Może chodzić o pracę, o przyjaźń, relacje rodzinne, które nagle się zrywają. I jak znajdziemy na nie odpowiedź, może okazać się, że tkwimy w jakimś jałowym układzie, który już dawno się wypalił. Albo żałujemy czegoś, czego nie ma sensu żałować. Więc ta historia wiele mnie nauczyła. Innego spojrzenia na życie, proszenia o pomoc, w czym też nie ma wstydu. I przede wszystkim tego, że zawsze należy mieć plan B.
Już na ślubnym kobiercu warto taki mieć?
Nie zakładajmy, że źle się coś potoczy, że będzie romans na boku, nie o to wcale chodzi. Rzecz w tym, żeby nie poświęcić się wyłącznie mężowi, dzieciom, do czego wiele kobiet ma inklinacje. Trzeba mieć swoje życie, pasje, zawód, który się kocha, przyjaciół, znajomych wkoło. Trzeba mieć swoje pieniądze. To jest bardzo potrzebne i ratuje w podobnej sytuacji. Pandemia, wojna na Ukrainie, a teraz tragedia w Turcji i w Syrii, pokazują nam, jak nasze życie jest kruche, jak szybko może coś się zmienić na niekorzyść. Ja kiedyś to magiczne „tu i teraz” traktowałam z lekkim przymróżeniem oka. Teraz doskonale rozumiem, że trzeba cieszyć się chwilą, że wszystko jest w życiu takie ulotne. I moja historia też mnie tego właśnie nauczyła. Nie robić dalekosiężnych planów, nie snuć odległych wizji. Co nie oznacza, że nie warto mieć marzeń czy próbować je realizować. Chodzi o to, żeby być przygotowanym na to, że wszystko może się nagle zmienić. Dlatego, jeśli pytasz o ten wstyd, to we mnie go nie ma. Bo dostałam gorzką lekcję, umiałam się podnieść i z takim przesłaniem idę do kobiet – hej, głowa do góry, życie po zdradzie też jeszcze może być piękne.
Twoje zmieniło się całkowicie…
I równie niespodziewanie. Mąż odszedł we wrześniu, doszły rożne problemy finansowe, również z jego winy, no, nie było lekko. Nadszedł ponury listopad i postanowiłam założyć konto na portalu randkowym. Nie, żeby zaraz romansować, ale żeby z kimś pogadać, bo czułam się samotna. Pomyślałam, że skoro ja mam taki pomysł, to może też na taki pomysł wpadł ktoś podobny do mnie. Postanowiłam korespondować po angielsku, żeby szlifować język. Odezwał się do mnie Ian. Mieszkał w Berlinie, ja pod Zielona Górą. Po jakimś czasie zaproponował spotkanie. Byłam zdziwiona, że chce taki kawał drogi jechać. Ale umówiliśmy się. Jest przeciwieństwem mojego byłego męża, wysokiego, barczystego faceta. Ale ujął mnie jego uśmiech, taki szczery. I piękne niebieskie oczy. Okazał się być moim aniołem, który odmienił całe moje życie. Ale ja wtedy jeszcze byłam bardzo pogruchotana i nie do końca wierzyłam w nowy związek.
Jednak powoli się przełamywałaś?
Trochę to trwało, zaczęliśmy jeździć na wakacje, w końcu Ian zaproponował mi przeprowadzkę do Berlina. Wzięłam roczny urlop zdrowotny w szkole i pojechałam „na próbę”. Zostałam z nim i jest cudownie. W Berlinie zaczęłam się też urządzać po swojemu, bo ja nie chciałam być wyłącznie „panią domu”. Ubolewam, że nie znam niemieckiego, bo byłoby mi znacznie łatwiej. Niestety, wiele Polek jest w podobnej do mojej sytuacji. Często pracują poniżej kwalifikacji, bo nie znają dobrze języka. Znam angielski, ale to za mało, niemieckiego teraz się uczę. No ale zrobiłam, to co mogłam. Założyłam na Facebooku grupę Maja Body and Soul, jestem absolwentką AWF, instruktorką fitness, coachem. Zapraszałam kobiety na ćwiczenia na świeżym powietrzu, bo była akurat pandemia. Przychodzą głównie Polki, gadamy też, śmiejemy się, czasami są łzy. Grupa stała się taka sportowo – terapeutyczna. Jest nas na Facebooku teraz 600. Potem powstała kolejna grupa - Kobiety w drodze. Organizujemy wyjazdy do Polski 4 razy w roku, takie relaksująco – energetyczne. W Niemczech można być tak zwanym „wolnym strzelcem” i zarabiać pewną kwotę bez podatku. Ale potrzebowałam ubezpieczenia, zatrudniłam się więc w pomocy ambulatoryjnej. Jeżdżę do starszych, chorych ludzi, przypominam o lekach, czasami w czymś pomogę. To bardzo wzruszająca praca, kiedy widzę, jak na mnie czekają, bo nawet te 10 minut ze mną przez chwilę łagodzi ich samotność. Uczę też w polskiej szkole. Ale nie powiedziałam ostatniego słowa, jeszcze chcę inne rzeczy robić, najpierw jednak doszlifuję język.
Inspirujesz kobiety do zmiany?
Staram się to robić, bo wiem, jakie to ważne. Żeby nie tracić poczucia wartości z powodu życiowych zawirowań. Nie mieć niepotrzebnych kompleksów, nie dusić w sobie swoich porażek. I wierzyć, że może być lepiej. Ja jestem tego najlepszym przykładem. Mój obecny związek jest zupełnie inny.
Też czasami miewam gorsze dni, czasami żal mi mojego domu czy ogrodu, który kochałam i straciłam. Ale uczę się nie przywiązywać do rzeczy. Bardziej zależy mi na pozytywnych emocjach. Na moje urodziny córki Iana przygotowały mi fantastyczne niespodzianki, min. domowe SPA, była dobra kolacja. Ja nigdy nie sądziłam, że kiedyś będę tak urodziny spędzać. Dużo podróżujemy, o czym zawsze marzyłam. Byliśmy na Kubie, w Tajlandii, we Włoszech, w Portugalii, niebawem ruszamy na Bali. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział, że moje życie będzie tak wyglądać, nigdy bym w to nie uwierzyła. A jednak…
Rozmawiała Magdalena Gorostiza