Partner: Logo KobietaXL.pl

Kiedy córka urodziła drugie dziecko, postanowiła szybko wrócić do pracy. Robiła karierę w banku i nie chciała przechodzić na urlop wychowawczy.

 

- Ze starszym była rok w domu, potem oddała go do żłobka. Pomagałam im, zabierałam wnuka, odwoziłam do domu, szykowałam coś do jedzenia. Ale sama wówczas jeszcze pracowałam, to była taka pomoc dorywcza – mówi Irena.

 

Kiedy jednak urodziło się drugie dziecko, córka poprosiła matkę o większe wsparcie. Irena została dość młodo wdową i stwierdziła, że skoro ma stosowny wiek, to weźmie rentę rodzinną po mężu. Dzięki temu nie będzie musiała pracować i może wspomóc córkę. Córka wróciła do banku już po pięciu miesiącach od porodu. To Irena zostawała w domu z wnuczką, zajmowała się niemowlakiem, sprzątała w międzyczasie, coś tam zawsze upichciła. Zięć przywoził ze żłobka wnuka i Irena zostawała z dziećmi aż do powrotu córki. Ona pracę różnie kończy, czasami zjawia się o 17 czasami o 18.

 

- Dla mnie to było takie naturalne, że pomagam a Natalia miała głowę do pracy, jak mały zachorował zostawałam w domu z dwójką dzieci – mówi Irena.

 

Kiedy córka wracała, zięć odwoził Irenę do domu. Zjadała kolację, obejrzała jakiś serial. Nie było czasu myśleć o śmierci męża, o samotnym życiu. Czuła się też bardzo potrzebna. Bo wiedziała, że bez niej córce byłoby bardzo ciężko pogodzić obowiązki domowe i pracę.

 

- Ale ja uważałam, że tak należy, że przecież trzeba pomóc dziecku – wzdycha Irena. - Tylko moja kuzynka pukała się w głowę. Mówiła mi, że się zamęczę, że powinnam mieć swoje życie, a dzieci powinni wychowywać rodzice.

 

Irena jednak nie chciała tego słuchać. Zdrowie jej dopisywało i choć czasami było ciężko, rozpierała ją duma. Że jest cudowną babcią, że jest córce niezbędna.

 

- Czasami to nawet uważałam, że kuzynka tak mówi z zazdrości. Ma dorosłe dzieci, ale wnuków nie ma. Że żal jej, że też by tak, jak ja chciała – wzdycha Irena. - Ale kuzynka tylko się śmiała. Zawsze był aktywna, ma swoje pasje. Nawet jak poszła na emeryturę, to się nigdy nie nudziła.

 

Lata mijały, dzieci rosły. Rano zięć je wozi do szkoły, Irena miała klucze od mieszkania córki. Zjawiała się koło godziny 10. sprzątała, wstawiała pranie, gotowała obiad. Kiedy zięć przywoził wnuki, wszystko było gotowe. Mieli pod nos podstawione. Irena czekała na powrót córki, pomagała wnukom w lekcjach.

 

- Lżej już było, bo dzieci duże, wnuczka ma 10 lat, wnuk 12 – mówi Irena. - Przyzwyczaiły się do mojej obecności, a ja przecież praktycznie je wychowywałam. Widziałam sens, w tym, co robię. Przede wszystkim, czułam się potrzebna.

 

To prawda, że czasami bywały dyskusje z córką, że Irena coś jej tam przestawia, że niektóre rzeczy robi nie tak, jakby Natalia sobie życzyła. Irena próbowała robić wedle wskazówek córki, ale w końcu ma swoje lata i swoje przyzwyczajenia.

 

- Nie były to jednak jakieś kłótnie, ot takie rożne drobiazgi – mówi Irena. - Wydawało mi się, że to nic takiego. Okazało się jednak niedawno, że oni już nie chcą „obcej” osoby w mieszkaniu. Jakiej „obcej”? Przecież ja jestem matką i babcią.

 

Córka wybierała się z rodzina na ferie i przed feriami powiedziała matce, że muszą porozmawiać.

 

- „Niech mama już do nas nie przychodzi po naszym powrocie, bo mama już nam nie jest potrzebna” – usłyszałam od córki. I nogi się pode mną ugięły. Spytałam, co się stało, dlaczego? - mówi Irena.

 

Usłyszała, że dzieci są duże, będą jadły obiady w szkole. Muszą zacząć być samodzielne. Zięć ma dosyć odwożenia codziennie Ireny do domu, chce we własnym mieszkaniu trochę spokoju, bo dziesięć lat codziennie z teściową to już nie na jego nerwy. I że Natalia też to rozumie, jest jej przykro, mama dużo jej pomogła, ale czas najwyższy pępowinę odciąć. Irena proponowała, że będzie wychodzić z domu jak tylko zięć wróci, że sama będzie wracać, autobusem, nie musi jej wozić. Ale córka była nieugięta.

 

- Powiedziała, że muszę zrozumieć, że chcą być sami w swoim domu, że dzieci muszą zacząć dbać o porządek, odrabiać samodzielnie lekcje, a ona weźmie panią, żeby sprzątała i prasowała dwa razy w tygodniu – wzdycha Irena. - No i dodała, że ja też mam już swoje lata, czas na trochę odpoczynku. I że to przecież nie oznacza, że nie będziemy się spotykać. Wpadnę do nich na obiad raz na dwa tygodnie, czy oni wpadną w wnukami do mnie.

 

Irena przeżyć tego nie może. Zostaje sama w swoim mieszkaniu, dni wloką się niemiłosiernie. Straciła kontakt z dawnymi koleżankami, jedyną jej rozrywką jest wyprawa na cmentarz. Bo ile można samotnie spacerować czy oglądać telewizję?

 

- Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Mogłam dłużej pracować, być między ludźmi. To dla córki z tego zrezygnowałam, a teraz czuje się, jakby ktoś wyrzucił mnie na śmietnik – mówi Irena.

 

Tych lat z wnukami nie żałuje, bo kocha je nade wszystko. Ale nie musiała się aż tak angażować. Mogła przecież mieć z nimi kontakt, ale mieć swoje życie.

 

- Czuję się w jakiś sposób wykorzystana i to przez własne dziecko – mówi. - Dziś wiem, że nie warto się dla nikogo poświęcać.

 

Magdalena Gorostiza

 

Imiona na prośbę bohaterki zostały zmienione.

 

 

Tagi:

teściowa ,  matka ,  córka ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót