Partner: Logo KobietaXL.pl

- Bo ich zdaniem, matka powinna być w swoim domu. A ja powinnam wszystko rzucić i się nią zajmować. Tyle tylko, że pomijając fakt, że przecież pracuję, nie byłabym w stanie tego zrobić. Mam w sobie barierę psychiczna – mówi Iwona.

Jest jedynaczką i wiedziała, że kiedyś przyjdzie czas, by zmierzyć się ze starością matki. Nie wiedziała jednak, jak ta starość będzie wyglądać. Matka po śmierci ojca, od kilku lat mieszkała sama. Ale na początku była całkowicie sprawna. Iwona wpadała, robiła większe zakupy, zabierała matkę na cmentarz.

- Żeby była jasność, nigdy nie byłyśmy w wielkiej zażyłości – mówi Iwona. - Moja matka była zawsze z dystansem. Ale to była kobieta z klasą. Zawsze dobrze ubrana, elegancka. Zrobiła też karierę, była szanowaną adwokatką.

Na emeryturze też dbała o siebie. Zawsze zadbana, w domu bardzo czysto. I w stosunku do córki zawsze była w porządku.

- Wiele mnie nauczyła, za co jestem jest wdzięczna – mówi Iwona. - Ale była chłodna, taki miała charakter.

Mimo to lubiła czas z matką spędzać, słuchać o ciekawych sprawach, rozmawiać o polityce, bo matka śledziła, co się dzieje w Polsce. Kilka lat temu jednak jej stan zaczął się pogarszać. Zaczęła się demencja.

- I to już nie była ta sama kobieta. Zaczęła nie dbać o siebie, miała problemy choćby z myciem – mówi Iwona. - Dla mnie to było okropne, jak musiałam prowadzić ją do łazienki i rozbierać, żeby weszła do wanny. Ale jeszcze myła się sama. Wiedziałam jednak, że nie podołam takiej intymnej opiece.

Zaczęła się rozglądać za opiekunka. Trafiła na świetną osobę. Pani Wanda zamieszkała z matką, w weekendy zastępowała ją inna kobieta.

- Wiedziałam, że potrzeba czasu na odpoczynek i na regenerację – mówi Iwona. - Stać nas było na to, bo matka ma dobrą emeryturę po ojcu, ma też oszczędności.

Ona dalej wpadała praktycznie codziennie, robiła zakupy, pomagała w porządkach.

- Ale stan matki zaczął się pogarszać. Trzeba było wprowadzić pieluchy – opowiada Iwona. - Ja wiedziałam, że matce pieluchy nie zmienię. Dla mnie było to upokarzające. Ja nie jestem w stanie robić takich rzeczy.

Nie umie tego wytłumaczyć, ale miała wrażenie, że to przekroczenie jakiejś granicy, której nie powinna z matka przekraczać. Z drugiej strony wie jednak, że gdyby, co nie daj boże, w takiej sytuacji było jej dziecko, nie miała by z tym żadnych problemów.

- Bo to są jednak kompletnie inne relacje, inny jest stosunek do dziecka, inny do rodzica – mówi Iwona. - Może to wynika z dystansu mojej matki wobec mnie? Nie wiem, jedno jest pewne. Nie potrafię zająć się własną matką.

Tymczasem stan rodzicielki stale się pogarszał. Praktycznie przestała już wstawać z łózka, miała przebłyski, kiedy poznawała ludzi wokół siebie, innym razem uważała panią Wandę za swoją własna matkę.

- Opieka wymagała coraz więcej siły i pani Wanda uczciwie mi powiedziała, że nie da rady. Ona sama zasugerowała odpowiednią placówkę – opowiada Iwona. - Powiedziała, że stan matki będzie się pogarszał i nawet najlepsza opiekunka stanie się bezradna.

Oczywiście Iwona mogła kogoś szukać. Ale uznała, że to dość karkołomna decyzja. Dzwoniła do profesjonalnych agencji. Koszt miesięczny opiekunki na cała dobę, siedem dni w tygodniu, to nawet 5 tysięcy złotych.

- Uznałam, że to bez sensu, bo nie wiem, kto to będzie, czy się nada, czy się nie rozchoruje – mówi Iwona. - A za takie pieniądze można mieć dobry dom opieki.

Na wieść o tym, że babcia ma zostać odwieziona do placówki, zaprotestowały dzieci Iwony. Syn i córka podnieśli raban, że matka jest niewdzięczna. Że babcia powinna zostać w domu, a Iwona bardziej sama zaangażować. Nic by jej się nie stało, gdyby nocowała u matki, nadzorowała opiekunki, bardziej pomagała.

- Tyle, że oboje mieszkają daleko. Zaproponowałam, żeby się do babci przenieśli. Może jak sami zaczną zmieniać jej pieluchy i myć ją, to zdanie na ten temat zmienią – wzdycha Iwona. - Oczywiście, żadne z nich nie kwapiło się do realnej pomocy. Słyszałam jedynie wymówki.

Iwona załatwiła prywatny dom opieki. Jeździ do matki raz w tygodniu.

- Raz mnie poznaje, innym razem nie wie kim jestem – mówi. - Ja jestem z tej placówki zadowolona. Matka jest zadbana, nakarmiona, czysta. Ale słucham, że pozbyłam się jej, jak starego mebla.

Iwona wie, że takie są komentarze w rodzinie, że nawet niektórzy znajomi tak twierdzą. Ona jest pewna jednego – nie dałaby rady. Nie tyle fizycznie, co bardziej psychicznie. Nie umiałaby się przełamać. Nic na to nie poradzi i tyle.

- Szkoda tylko, że zamiast realnego wsparcia, muszę mierzyć się z wyrzutami sumienia – mówi. - Bo sama się już czasami zastanawiam, czy jestem dobrą córką.

 

Marzena, profesjonalna opiekunka, która od wielu lat zajmuje się chorymi, leżącymi osobami, mówi, że Iwonę doskonale rozumie.

- Po to są ludzie tacy jak ja, żeby rodzinę wyręczać – wyjaśnia. - Obcym ludziom jest łatwiej zrobić wiele rzeczy dla chorych. Bo my nie mamy do nich tak emocjonalnego stosunku.

Jest też zdania, że profesjonalne placówki są bardzo dobrym wyjściem w sytuacji, gdy ktoś nie jest w stanie zająć się chorą osobą w domu. Nie każdego stać na opiekunki, które przychodzą na zmianę, wiele osób ma właśnie blokady psychiczne.

- Miałam kiedyś pacjentkę, której mąż zrobiłby dla niej wszystko. Bardzo kochał żonę – opowiada Iwona. - Ale pieluch nie był jej w stanie zmieniać. Mówił, że to zabija w nim najpiękniejsze wspomnienia. Każdy z nas jest inny. I zamiast oceniać, trzeba uszanować cudze decyzje.

Magdalena Gorostiza

 

Chcecie podzielić się swoją historią? Piszcie redakcja@kobietaxl.pl

Tagi:

matka ,  córka ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót