Sam przeciwko wszystkim
Rafał odkąd tylko pamięta, musiał walczyć o swoje. Jego ojciec bowiem zostawił rodzinę, gdy ten miał 5 lat.
– Do matki wprowadził się konkubent, który delikatnie mówiąc, łagodnością nie grzeszył – mówi nasz bohater.
Chłopak miał to szczęście, że żył jego dziadek. Uciekał więc do niego, żeby zaznać chwili spokoju.
– Dziadek był wdowcem, bo babcia zmarła, gdy miałem rok. Nie związał się z żadną inną kobietą, pielęgnował pamięć o niej – opowiada Rafał, dla którego dziadek był prawdziwym autorytetem.
– To dzięki niemu dowiedziałem się m.in., że dawną walutą w Finlandii była marka fińska. Opowiadał mi też dużo o historii, zwierzętach, roślinach i samochodach. Był chodzącą encyklopedią – dodaje.
Najgorszym dniem w jego życiu był ten, kiedy dziadek zmarł.
– Przychodzę do jego mieszkania, a tam on siedzi w dużym pokoju przy stole. Wyglądał, jakby zasnął. Wołam – dziadziuś, dostałem piątkę z matmy, a on nie reaguje. Gdy podszedłem bliżej, wiedziałem już, że muszę wezwać pogotowie, bo dziadek nie żyje – wspomina to tragiczne wydarzenie Rafał.
Śmierć najbliższego mu człowieka była dla niego totalnym ciosem. Wiedział, że będzie musiał wrócić do matki i jej konkubenta. Postanowił więc uciec w naukę.
– Po tym, jak karetka zabrała ciało dziadka, wybiegłem z jego domu, krzycząc „nie!”. Zdałem sobie sprawę, że zostałem na tym świecie sam i muszę zrobić wszystko, aby nie stoczyć się jak mama – poprzysiągł sobie chłopak.
Rafał uczył się bardzo dobrze. Niestety środowisko, z którego się wywodził, miało ogromny wpływ na to, jak go postrzegano.
– Gdy tylko komuś skradziono plecak lub ktoś w szkole został pobity, to mnie jako pierwszego wzywano na dywanik. Nauczyciele i szkolny pedagog nigdy nie stanęli w mojej obronie, choć wiedzieli, że jestem dobrym uczniem. Owszem, zdarzyło mi się kilka bójek, ale generalnie nie sprawiałem jakichś większych problemów. Wystarczyło jednak, że mieszkałem w nieciekawej okolicy, a moja mama piła i zrobiono ze mnie naczelnego chuligana podstawówki – opowiada Rafał.
Taka sytuacja doprowadziła do tego, że coraz częściej opuszczał lekcje.
– Kiedy czujesz, że nikt nie chce cię wesprzeć, tylko słyszysz, że nic z ciebie nie będzie, to co robisz? Szukasz sobie innego zajęcia – konkluduje człowiek, który wkrótce wkroczył na niebezpieczną ścieżkę życia.
– Żeby w domu był spokój, latałem partnerowi matki po wódkę. Niedługo potem zostałem też chłopcem na posyłki najsilniejszego gościa w bloku, herszta lokalnej bandy. Tylko tak mogłem przetrwać – wyjaśnia nasz bohater.
Życie na krawędzi
Przywódca blokowej bandy dość szybko stał się dla niego kimś w rodzaju starszego brata.
– Kiedy przyszło pismo z kuratorium, że zostałem zawieszony w prawach ucznia i zobaczył je konkubent matki, rzucił się na mnie z pasem. Wtedy wparował mój starszy kolega i tak mu przylutował w baniak, że tamten już więcej nie podniósł na mnie ręki – opowiada Rafał.
Nie zrobił jednak tego za darmo. W zamian za ochronę musiał zacząć kraść z innymi członkami bandy.
– Początkowo były to drobne kradzieże batoników, chipsów oraz napojów ze sklepów, żeby zaprawić się w boju. Potem przyszła pora na portfele i „grubsze rzeczy”, także z innych rewirów – tłumaczy mężczyzna.
Podczas pierwszej akcji stał na czatach. Miał pilnować, czy nikt nie zbliża się do domu, który okradała jego ekipa.
– Byłem najmłodszy, więc sprawdzałem, czy nikt nie wraca na chatę i czy nie przejeżdża obok policja – mówi Rafał.
Wynieśli wtedy z owego domu telewizor i odtwarzacz DVD. Chłopak był przejęty do tego stopnia, że zemdlał.
– Przestraszyłem się, że nas złapią i padłem. Któryś z chłopaków wziął mnie na ręce i zwialiśmy do samochodu – wspomina.
I tak zaczął stawać się mężczyzną w otoczeniu bandytki. Kradzież i handlowanie „zdobytym łupem”, imprezy, alkohol, bijatyki – to była jego codzienność.
– Inne życie dla mnie wtedy nie istniało. Czułem się królem świata, panem swojego losu. Miałem wokół kumpli, którzy byli dla mnie jak rodzina. Czego chcieć więcej – podsumowuje tamten czas Rafał.
Sam jednak w głębi duszy czuł, że zapędza się powoli w kozi róg.
– Serducho mówiło mi, że powinienem być w innym miejscu. Skończyć szkołę, pójść do technikum ogrodniczego, a przede wszystkim znaleźć normalną pracę, choćby jako cieć – opowiada nasz bohater.
Rozdarty pomiędzy chęcią zmian a dotychczasowym życiem blokersa, podjął decyzję o pójściu do uczciwej pracy. Zaczął sprzątać na jednej z uczelni wyższych. Zapisał się też do wieczorówki.
– Kiedy moi kumple się o tym dowiedzieli, zamiast mnie wspierać, zaczęli się ze mnie nabijać. Liczyli też, że uda im się ukraść coś ze szkoły wyższej, bo przecież mieli tam wtykę w postaci mojej osoby – gorzko podsumowuje znajomych Rafał.
– Pomimo nowej pracy i szkoły, dalej jedną nogą tkwiłem w tym bandyckim świecie. Nie jest tak łatwo się z niego wydostać – dodaje.
Potwierdziło się to w momencie, gdy spotkał się z hersztem swojej ekipy.
– Wziął mnie na rozmowę, podczas której rzucił na stół tabletki, po czym powiedział – opyl to studentom. Kiedy odmówiłem, położył na stole zielsko i dodał – lżej już nie pójdę. Masz dług wobec nas – wspomina Rafał.
Chłopak bał się odmówić. Pomimo ogromnego strachu nie zdecydował się jednak na handel marihuaną. Kiedy przyszło mu skonfrontować się z szefem osiedlowej bandy, doszło do przepychanki.
– Zaczęliśmy się szarpać, aż w końcu chwycił mnie za kark, przycisnął do ściany i powiedział, że w takim razie muszę pójść z nimi na jeszcze dwa włamy – relacjonuje przebieg tamtego spotkania mężczyzna.
Nie była to jednak prosta sprawa, ponieważ mieli obrabować dom pewnego wpływowego biznesmena. Gdy przybyli już na miejsce, okazało się, że czeka na nich konkurencja.
– Kolesie z sąsiedniego osiedla zaczęli rabować dom przed nami. Wywiązała się z tego niezła jatka. Zaczęliśmy wyrywać sobie rzeczy, a następnie się bić – wspomina Rafał.
W pewnym momencie chłopak zorientował się, że został na placu boju sam.
– Tzw. kumple uciekli, a mnie pobito. W efekcie znalazłem się w szpitalu ze wstrząśnieniem mózgu – opowiada bohater tej historii.
Choć lekarze orzekli, że nie przeżył śmierci klinicznej, on sam jest przekonany, że znalazł się wówczas w zupełnie innym świecie.
– Kiedy straciłem przytomność, znalazłem się w białym pokoju. Siedział tam mój dziadek. Patrzył na mnie surowym wzrokiem i nic nie mówił. Obok niego był zegar. Chwilę później przeniosłem się przed jakiś szkolny budynek, który otaczał ogród – opisuje swoje przeżycie Rafał.
Przebudzenie
Po wyjściu ze szpitala postanowił całkowicie zmienić swoje życie i już nigdy nie wracać na przestępczą ścieżkę.
– Zinterpretowałem ten sen, czy też wizję jako ostrzeżenie. Dziadek czuwa nade mną, ale nie jest zadowolony z życia, jakie prowadzę. Zegar to symbol przemijania, tego, że czas nie zatrzymuję się dla nikogo i trzeba mądrze korzystać z tego, co mamy. Szkoła i ogród to z kolei moja przyszłość – uśmiecha się mężczyzna.
Po ukończeniu zaocznie podstawówki oraz technikum ogrodniczego dostał się na studia. Na ogrodnictwie poznał przyszłych wspólników, z którymi założył firmę.
– Zajmujemy się zarówno pielęgnacją ogrodów, jak i prowadzeniem sklepu ogrodniczego – mówi Rafał.
W międzyczasie poznał też żonę, z którą doczekał się dwójki dzieci. Z większością dawnych znajomych nie ma kontaktu.
– Wiem, że herszt naszej ówczesnej bandy siedzi, kilku z moich dawnych kumpli również. Niektórych już nie ma wśród nas. Może jedna lub dwie osoby wyszły na prostą – podsumowuje Rafał.
Najważniejszym dla mężczyzny jest jednak fakt, że odbudował kontakt z matką.
– Mama obecnie odbywa terapię. Rozstała się z konkubentem i zdecydowała się leczyć, bo chce mieć kontakt z wnukami oraz mną i żoną. Nie była to łatwa droga, przekonywanie jej do terapii trwało latami. Na szczęście zgodziła się naprawić swoje życie i jestem z niej dumny – cieszy się mężczyzna.
– Nieważne, skąd pochodzisz, kim byli twoi rodzice, dawni kumple itp. Ważne, dokąd idziesz. Na mnie już postawiono krzyżyk, a jestem tu, gdzie jestem. Jeśli człowiek w porę się ogarnie, to może osiągnąć naprawdę wiele – konkluduje bohater tej historii.
Elvis Strzelecki