- To przyjęcie komunijne było kroplą, która przepełniła dzban – mówi. - Ewa, moja żona zaparła się na jedną z najdroższych knajp. Zaprosiła tyle osób, co niektórzy na wesele. A ja stwierdziłem, że już wystarczy tych nowobogackich gestów.
Sukienka dla Majki też była szyta w jednym z najdroższych salonów w mieście. Owszem, Jarka stać było na taki luksus. Nigdy jednak nie lubił afiszowania się pieniędzmi. Jego żona odwrotnie. Cały świat musiał wiedzieć, że opływa w dostatki.
Myślał, że jest inna
Ewę poznał w przychodni zdrowia, pobierała mu krew do rutynowych badań. Spodobała mu się, miła, uśmiechnięta, delikatna. Wymienili kilka żartów. Jarek mieszkał nieopodal przychodni, wprowadził się właśnie do nowego mieszkania.
- I któregoś dnia zorientowałem się, że nie mam chleba. Wyskoczyłem go kupić, spotkałem Ewę wychodzącą z popołudniowej zmiany – opowiada Jarek. - To było zrządzenie losu, bo ja nigdy nie chodziłem na piechotę, zawsze jeździłem samochodem.
Zaprosił ją do osiedlowej kafejki, tak się to zaczęło. Ewa opowiadała mu, że jej zawód jest jej pasją, że uwielbia pomagać ludziom. Wydawała się taka skromna i szczera. Zaczęli się ze sobą spotykać.
- Po kilku miesiącach okazało się, że jest w ciąży. Trochę mnie to zdziwiło, że pielęgniarka nie umiała zadbać o antykoncepcję – mówi Jarek. - Ale zakochany facet wielu rzeczy woli nie widzieć. Zaproponowałem jej małżeństwo.
Do pracy nie będę wracać
Kupił pół bliźniaka w dobrej dzielnicy. Już wtedy miał pieniądze, biznes szedł wyśmienicie. Wprowadzili się tam zaraz po ślubie. Ewa była zachwycona. Ciążę znosiła świetnie.
- Kiedy urodziła się Majka, stwierdziła, że nie wróci do pracy, aż mała pójdzie do przedszkola – mówi Jarek. - Uznałem, że to dobry pomysł, fajnie, jak dziecko jest z matką.
Tyle tylko, że tak naprawdę małą zajmowała się matka Ewy, była u nich codziennie. Wychodziła natychmiast, jak widziała w drzwiach zięcia. Niby mu to nie przeszkadzało, ale miał wrażenie, że Ewa jest zwyczajnie wygodna.
- Braliśmy ślub, jak była w ciąży, wiadomo, że nie chciałem ją niczym obciążać – mówi Jarek. - Potem zrozumiałem, że wychuchana córeczka mamusi nie bardzo się pali do domowych obowiązków.
Mała poszła do przedszkola, Ewa nie wróciła do pracy, stwierdziła, że pensja pielęgniarki to grosze przy zarobkach męża. Nie ma sensu wstawać rano i z domu wychodzić. I tak mają pieniędzy z nadmiarem.
- Pytałem, co się stało z jej pasją? Mówiła, że pasja się kończy, jak płace są marne – opowiada Jarek.
Wygodne życie
To on zawoził Majkę do przedszkola, bo Ewa uznała, że i tak ma po drodze. Matka Ewy nadal przychodziła, sprzątała, gotowała, odbierała wnuczkę. Ewa miała dostęp do jego konta, a on przecierał czasami oczy ze zdumienia, ile pieniędzy szło na zakupy w ekskluzywnych sklepach.
- Torebki, buty wysypywały się z szafy – mówi Jarek. - Mówiłem jej, żeby zabastowała, że to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Ona zawsze robiła z siebie małą dziewczynkę w takich momentach, co mnie wkurzało jeszcze bardziej.
Ciągle miała jakieś potrzeby. Wczasy w drogich hotelach, nowy samochód, wyjścia do drogich restauracji. Lubiła brylować przed znajomymi, szastała wówczas pieniędzmi. To nie był styl Jarka. Nie żałował sobie na nic, ale uważał, że taka ostentacja jest w złym guście, był coraz bardziej wściekły na Ewę.
- W końcu zabrałem jej kartę kredytową, zacząłem wydzielać pieniądze na życie. Była wściekła, zaczęły się fochy, ciche dni – mówi Jarek. - Miałem tego dosyć.
Poczekałem na komunię córki
Komunijne szaleństwo już tylko utwierdziło go, że decyzja, do której dojrzewał, jest słuszna. Z Ewą już niewiele go łączyło. Miał w domu rozkapryszoną lakę zamiast żony. No ale miał też córkę.
- Dlatego miałem wiele obaw, wahałem się, próbowałem wytrwać – mówi Jarek. - Rozmowy z żoną nie dawały jednak efektu. Wciąż chciała więcej i więcej.
Stąd pomysł na drogą knajpę na komunijne przyjęcie, jakaś idiotycznie długa lista gości, grube pieniądze wydawane na komunijne kreacje. Ewa miała się przebierać – inaczej wystąpić w kościele, inaczej w restauracji.
- Jakiś obłęd, nie chciałem jednak awantur ze względu na córkę – mówi Jarek. - Ale wtedy podjąłem decyzję. Uznałem, że lepiej będzie, jak się rozstaniemy. Może Ewa ochłonie i zmieni swoje życie.
W poniedziałek po komunii zawiózł córkę do szkoły, zapowiedział, że na jakiś czas musi wyjechać. Wrócił do domu. Zabrał z szafy spakowaną torbę. Powiedział Ewie, że odchodzi. Próbowała go zatrzymać, płakała. On jednak wiedział, że musi od tego związku uciekać.
Majka dostanie wszystko
Zostawił Ewie pół bliźniaka, które sam przecież kupił. Ale w sądzie starał się o jak najniższe alimenty w gotówce. Zobowiązał się do pokrywania wszelkich kosztów utrzymania córki – kupowania ubrań, płacenia za prywatną szkołę, fundowania wakacji.
- Przekonałem Ewe, żeby rozwód był bez orzekania o winie, bo jej nie odpuszczę, ani lenistwa, ani szastania pieniędzy. Zagroziłem, że wezmę najlepszych prawników i odbiorę Majkę – mówi Jarek. - Może nie było to piękne z mojej strony, ale okazało się skuteczne.
Nie chciał Ewie dawać pieniędzy, chciał wyłącznie inwestować w córkę. Zmusił tym byłą żonę do powrotu do pracy. Majka zobaczyła nagle całkiem inną matkę.
Jedyna dobra decyzja
Jarek wie, że tkwienie w tym związku było kompletnie bez sensu. Że podjął dobrą decyzję, nie tylko dla siebie, ale i dla córki.
- Nie chciałem, by uważała, że facet ma być jedynie do dawania kasy. A ja byłem w domu wyłącznie bankomatem – mówi Jarek. - Nie sądzę, że to miałoby dobry wpływ na naszą córkę.
Z Majką ma stały kontakt, to mądra dziewczyna. Teraz z obecną partnerką postawili wspólnie dom. Ona ma syna z poprzedniego związku. W nowym domu są pokoje dla ich dzieci. Syn partnerki już studiuje. Ale zawsze może do nich przyjechać. Podobnie jak Majka.
- Mam dziś inny związek i inny układ. Moja partnerka ma swój biznes, nie potrzebuje moich pieniędzy – mówi Jarek. - Finansujemy wszystko wspólnie. To zdrowy związek, bo ja ciągle mam wrażenie, że Ewa chciała tylko moich pieniędzy.
Magdalena Gorostiza