Partner: Logo KobietaXL.pl

Próbowała brać udział w zajęciach dla seniorów. Ale tam są jakieś zwalczające się kliki. Janina nie chciała brać udziału w żadnych spiskach, wszyscy się znają, a „nowa” nie wzbudziła ani zainteresowania, ani sympatii. Zniechęciła się po kilku wyjściach.

- I tak siedziałam sama, nikt specjalnie nie garnął się do rozmowy ze mną – mówi. - Miałam wrażenie, że są jakieś nieformalne przywódczynie i nie chcą konkurencji.

Wycofała się w swój świat. Wzięła psa ze schroniska, chodzi z nim na spacery. Bywa, że są dni, że jedyną jej rozmówczynią jest ekspedientka w sklepie.

- Gdybym jeszcze miała więcej pieniędzy. Ale moja emerytura, nauczycielska, jest słabiutka – wzdycha Janina. - Szczególnie, że odeszłam wcześniej na pomostówkę.

Tak naprawdę to odeszła nie z własnej woli. Więc córka powinna coś do skromnej emerytury matki dorzucić. Jakoś o tym zapomina, a Janina o pieniądze nie będzie nikogo prosić.

 

Trzeba zająć się chorym mężem

 

Mąż Janiny zachorował na raka, kiedy dzieci były w liceum. Przed nimi matury, walka o dobre studia, matka wzięła na siebie cały ciężar opieki nad ojcem.

- To był błąd numer jeden – mówi dziś Janina. - Ale ja chciałam, żeby oni nie odczuli za bardzo choroby, żeby mieli normalne dzieciństwo.

Rak więc w domu był, ale rodzice przekazywali tylko te optymistyczne wieści. Dzieci maturę zdały doskonale, najpierw córka wyjechała do stolicy na studia, syn rok po niej. Janina została w domu sama ze swoim ciężko chorym mężem.

- Kiedy masz chorego męża, nagle przestajesz istnieć towarzysko – mówi. - Znajomi znikają z twojego życia. Przestają zapraszać, no bo jak, skoro on chory, to ona też nie przyjdzie.

Najpierw ją to dziwiło, potem bolało, potem przywykła. Ale wtedy jeszcze pracowała. Miała swoją szkołę, miała swoich uczniów. Tam się realizowała, była lubiana i przez innych nauczycieli i przez uczniów.

I tak żyła między szkołą a mężem, który wymagał nieustającej opieki. Dzieci studiowały, szło im świetnie. Do domu zaglądały najczęściej w święta, bo miały dużo nauki. W wakacje też jakieś wyjazdy czy praktyki.

- I to był kolejny błąd – mówi Janina. - Trzeba było kazać im przyjeżdżać i zajmować się ojcem. Żebym ja też mogła odetchnąć.

Ale przecież dobro dzieci było dla niej zawsze najważniejsze. Sądziła, że docenią, że matka dba o nie.

- Wydawało mi się, że w życiu jest jakaś symetria – mówi. - Okazuje się, że nie ma.

 

Mama może mi pomóc

 

Mąż zmarł po sześciu latach choroby. Dzieci zrobiły dyplomy. Córka wyszła za mąż, została w stolicy, syn kilka lat później też się ożenił, zamieszkał aż w Gdańsku. Dzieciom dobrze się wiodło, Janina była zadowolona. Pracowała, kochała szkołę, nawet za bardzo nie przeszkadzało jej to, że została sama.

- Można rzec, że nawet odetchnęłam, jakkolwiek to nie zabrzmi – mówi dziś kobieta. - Sześc lat opieki nad ciężko chorym człowiekiem robi swoje. Zaczęłam znowu wracać do życia.

Na świat przyszły wnuki, córka urodziła bliźniaki. Janina od czasu do czasu jeździła w odwiedziny. Ale kiedy dzieci skończyły dwa latka, okazało się, że zięć dostał intratny, dwuletni kontrakt zagranicą. Wiadomo było, że córka nie da rady sama zostać z dziećmi, tym bardziej, że też robiła karierę.

- Zadzwoniła do mnie, powiedziała, ile ten kontrakt dla nich obojga znaczy – opowiada Janina. - Spytała, czy nie mogłabym przejść wcześniej na emeryturę, żeby pomóc jej z dziećmi. Zamieszkałabym wtedy u niej w Warszawie.

Szczerze mówiąc Janina miała wielki dylemat. Nie bardzo chciała odchodzić jeszcze z pracy, no ale przecież trzeba pomóc dziecku.

- Tak, takie było we mnie chore myślenie – mówi dzisiaj smutno. - Że jak odmówię, to córka się obrazi, że może zerwie ze mną kontakty. Że jestem egoistką. A egoistką była ona. Tyle, że ja to dopiero dziś wiem.

Pojechała do Warszawy. I to był błąd trzeci. Te dwa lata nie były łatwe. Córka miała swoje wymagania, nie rozumiała, że matka widzi różne sprawy trochę inaczej. Nie chciała też zrozumieć, że skoro matka dla niej się poświęciła, warto czasami pójść na kompromis.

- W sumie byłam u nich prawie trzy lata – opowiada Janina. - Bo jeszcze prawie rok, jak zięć już wrócił. Zostawiali mnie z dziećmi, bo marzyły im się różne podróże. W końcu stwierdziłam, że jednak czas wracać.

Wróciła do pustego domu, wszystkie stare znajomości jakoś tak się rozpełzły. Niby próbowała dzwonić do różnych koleżanek, ale każda już żyła własnym życiem.

 

Przecież zawsze mama może do nas przyjechać

 

Dzieci rzadko widuje, do niej przyjeżdżają sporadycznie. Boli ja to gdy jest Święto Zmarłych i sama stoi nad grobem męża. Nawet w święta zapominają o matce, bo mają swoje plany – wyprawy z przyjaciółmi, wypady na narty. Syn z synową dzieci nie mają, ciągle są gdzieś w rozjazdach. Niby stale ją zapraszają, ale Janina wie, jak to wygląda. Siedzi sama całymi dniami w domu, nawet w weekendy nie bardzo mają czas dla matki. U córki jest podobnie, wnuki podrosły, pogadają chwilę z babcią i lecą do swoich zajęć. Więc czasami skarży się córce na samotność.

- Ona zawsze odpowiada, że przecież mogę do nich przyjechać. Ja się pytam tylko po co, skoro i tak nikt dla mnie nie ma wtedy czasu – mówi Janina.

 

Tylko Bobik jest przy mnie

 

Wyjścia dla seniorów okazały się niewypałem. Janina nie ma ochoty na kolejne eksperymenty. Wzięła za to psa ze schroniska i Bobik jest teraz jej największą miłością. Chodzą razem na spacery, nawet śpią w jednym łóżku.

- Patrzę wstecz na swoje życie i dziś uważam, że popełniłam wiele błędów – mówi Janina. - Wszystkich chciałam odciążyć, brałam za dużo na swoje barki. Żyłam dla wszystkich, dla mnie nikt nie chciał żyć.

Magdalena Gorostiza

Tagi:

matka ,  starość ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót