Jurek jest informatykiem. Ma 57 lat. Absolwent politechniki. Mieszka w małej miejscowości na wschodzie Polski. Przez wiele lat pracował w redakcji. Zwolnili go. Zatrudnił się w dużej firmie branży motoryzacyjnej. To była wymarzona praca.
- Miałem dobrą pensję, premie, dodatki – mówi. - Centrala jednak przeniosła się ponad 300 kilometrów od domu. Obiecali podwyżkę, służbowe mieszkanie, dodatki za dojazdy do domu. Nie miałem wyboru. Mogłem oczywiście odmówić i próbować szukać pracy bliżej. Wiedziałem jednak, że nigdzie tyle nie zarobię. Dobra. Powiem. Piętnaście na rękę. Weź się nie skuś.
Basia, jego żona na początku nie była zachwycona tym pomysłem. Jest laborantką w szpitalu. Nie mają długów, żadnych zaciągniętych kredytów, mają duże, ładne mieszkanie na nowym osiedlu, dwa samochody. Nie muszą się już dorabiać. Synowie już się usamodzielnili. Dobrze zarabiają.
- Ustaliliśmy z Basią, że przez rok się jakoś przemęczymy – mówi Jurek. - W piątki miałem pracować krócej, żeby do domu dojechać w miarę wcześnie. Firma zwracała mi też za dojazdy.
Miał też służbowy samochód. Warunki były naprawdę bardzo dobre. Firma wynajęła mu również mieszkanie. Do pracy miał 5 minut drogi spacerkiem. 50 mkw. z dużym balkonem na pierwszym piętrze, miejsce parkingowe w podziemnym garażu. W zupełności mu to wystarczało, zwłaszcza że mieszkanie było do tego komfortowo urządzone.
- Pracy miałem dużo, bo zarządzałem m.in. siecią w serwisach samochodowych i to w całej Polsce – mówi nasz bohater. - Jednym z podstawowych warunków dobrych zarobków była dyspozycyjność. W razie awarii musiałem być pod telefonem przez całą dobę. Jak była taka konieczność, to musiałem jechać nawet w nocy na drugi koniec Polski. Coś za coś. Miałem też duże doświadczenie w tej branży. Również to było atutem, że akurat we mnie zainwestowali.
Z początku obydwoje z żoną nie mogliśmy się doczekać kolejnego wspólnego weekendu. Tęsknili za sobą, często wydzwaniali do siebie. Jurek robił Basi często niespodzianki. Kiedyś przyjechał dzień wcześniej i czekał na nią pod szpitalem. Nie kryła radości, kiedy wręczył jej ogromny bukiet czerwonych róż. Tego dnia były akurat jej urodziny. Wcześniej wszystko dokładnie zaplanował.
- W weekendy szliśmy najczęściej do naszej ulubionej knajpy – mówi. - Raz na jakiś czas odwiedzaliśmy dzieci. A zdarzało się, że i przez cały dzień leżeliśmy w łóżku.
Pieniądze odkładał. Nie wydawał wiele na siebie. Tyle co na życie
- Planowaliśmy z Basią, że za jakiś czas pojedziemy do Kanady – mówi Jurek. - Mamy tam rodzinę i od dawna zapraszają nas do siebie. Chcieliśmy spędzić za oceanem co najmniej dwa miesiące.
Na razie z wyjazdu wyszły nici. Na tak długi urlop nie zgodzili się w firmie Jurka. Nawet na bezpłatny. Basia poza tym zaczęła mieć poważne problemy ze zdrowiem. Zaczął jej dokuczać kręgosłup i musiała być operowana.
Jurek tymczasem dostał propozycję dodatkowej pracy. Zdalnej. Głównie w weekendy.
- W dwa dni mogłem zarobić 2 tysiące złotych – mówi. - Szkoda mi było takiej kasy.
Do domu przyjeżdżał coraz rzadziej. Jeśli już się zdecydował za przyjazd, to większość czasu w domu siedział przy komputerze. Basia w końcu się zbuntowała. Dała jednak za wygraną, kiedy pokazał jej rezerwację hotelu w Egipcie. To była kolejna niespodzianka, jaką dla niej przygotował – tym razem na rocznicę ślubu.
- Po powrocie z urlopu rzuciłem się w wir pracy – mówi. - Do pustego mieszkania nie musiałem się śpieszyć, pracowałem do późna. Któregoś razu odkryłem, że lubię takie samotne wieczory. Siadałem sobie wygodnie w fotelu, robiłem drinka, zamawiałem sushi albo pizzę i oglądałem mecze czy też jakieś filmy. Pełen luz. W domu Basia nie lubiła, kiedy piłem sam alkohol. Chyba, że byli goście. Ona sama stroniła od alkoholu. Rzadko się kiedyś kłóciliśmy, ale jak popołudniu chciałem sobie uciąć drzemkę albo po prostu położyć się na kozetce, to Basia zaraz wynajdowała tysiąc najróżniejszych zajęć. A to, że w piwnicy trzeba wreszcie posprzątać, a to, że zmywarkę trzeba wyczyścić albo klamki naoliwić. Tutaj, w tym służbowym mieszkaniu nie musiałem nic robić. Cisza i spokój. Nie jestem też z tych, którym w głowie flirty i romanse. Obce baby to nie dla mnie.
Z czasem i żona Jurka zauważyła, że samotność nie jest dla niej większym problemem
- Początkowo niby żartem mówiła, że się już odzwyczaiła od tego, że się jej ktoś plącze po mieszkaniu – mówi Jurek. - A tak na serio to zauważyłem, że irytuje ją, że znowu deska od sedesu nie jest opuszczona, albo nie wstawiłem brudnego talerza do zmywarki tylko do zlewu. Gdyby wiedziała, że ja w tym swoim służbowym mieszkaniu, myję naczynia raz na tydzień, kiedy już nie mieszczą się w zlewie, nie mówiąc o tym, że zupełnie nie przeszkadza mi osadzający się kamień na kabinie prysznicowej. W „prawdziwym” mieszkaniu Basia sprawdza po każdej kąpieli, czy wytarłem dokładnie baterie i szybę prysznicową. Czasami już wolę się umyć w zlewie.
Rozłąka Jurka i Basi wychodzi im powoli bokiem
- Już w ostatnie święta nie było tak jak dawniej – mówi Jurek. - W pewnej chwili każde z nas było w innym pokoju. Ja przeglądałem internet, Basia coś czytała. Prawie całe popołudnie tak spędziliśmy. Wcześniej staraliśmy się być jak najdłużej razem. Ta rozłąka nam nie służy. Powoli się odzwyczajamy od siebie. Obydwoje nabraliśmy też nowych nawyków. Basia praktycznie przestała jeść mięso. Jak przyjeżdżam, to specjalnie dla mnie robi kotlety czy też zrazy. Dla siebie najczęściej rybę bądź jakieś warzywne dania. Musi dwa razy gotować. Ma też swoje ulubione seriale, a ja w tym czasie chciałbym obejrzeć mecz i zaraz jest kłótnia. Zauważyłem też, że żona chodzi później spać niż pięć lat temu. Ja z kolei lubię już przed dziewiąta być w łóżku z książką w ręku. Mam bardzo lekki sen i kiedy ona koło północy szykuje się dopiero do spania, to zaraz się budzę i potem nie mogę długo zasnąć. Wysypiam się dopiero w drugim mieszkaniu. Tam mi nikt nie przeszkadza. To niby są błahostki, ale wcześniej nie miałem z tym zupełnie żadnych problemów. Przez te lata każdy z nas nauczył się żyć swoim rytmem dnia. Mamy teraz problem, żeby na nowo się dopasować. To nie jest tak, że się kłócimy ciągle o coś, spieramy, ale jak wracam do mojego służbowego mieszkania, to łapię się na tym, że czasami czuję ulgę. Myślę, że Basia ma tak samo. Wreszcie mamy czas tylko dla siebie. Jak chcę, to się położę na łóżku nawet w butach. Nie muszą też akurat tego dnia odkurzać. Cieszę się oczywiście, jak po tygodniu czy dwóch wracam do niej, ale już następnego dnia myślę o tym, co będę robić wieczorem „u siebie”. Kochamy się, jest nam ze sobą dobrze, ale boję się, że za jakiś czas zupełnie się od siebie odzwyczaimy, a deski to już na pewno nigdy się nie przyzwyczaję opuszczać.