Partner: Logo KobietaXL.pl

Nasza córeczka ma 9 miesięcy. Przed jej urodzeniem pracowałam na śmieciówkach, nigdy nie miałam etatu, zawsze jakieś prace dorywcze, ale w sumie nie było źle. Moja ostatnia pracodawczyni wiedziała, że jestem w ciąży, ale powiedziała, że etatu mi nie da, ona też jest, jako firma, w ciężkiej sytuacji. Bo inflacja, bo rosną koszty itp. Godziłam się na to, bo miałam świadomość, że w ciąży o pracę raczej trudno. Obiecała mi też zatrudnienie, kiedy urodzę i oddam dziecko do żłobka. Byłam dobrej myśli. Niestety, na państwowy żłobek nie mamy szans, wszędzie kolejki i totalny brak miejsc. W prywatnym żłobku opłaty wynoszą od 2 tysięcy złotych wzwyż. Ja nie zarobię znowu tak dużo więcej, a mogą być miesiące, że i mniej, zależy od tego, ile będzie pracy w mojej dawnej firmie.

Siedzenie z małym dzieckiem mnie wykańcza, żyjemy tylko z zarobków partnera no i 500 plus. Mój partner jest dobrym ojcem, ale teraz nie ma go nigdy w domu. Dorabia też w weekendy i ledwo żyje. Obje jesteśmy strasznie zmęczeni, tak bardzo, że czasami nawet nam się rozmawiać ze sobą nie chce. On zarabia około 5 tysięcy złotych na rękę, za wynajem kawalerki płacimy 2,5 tysiąca, plus różne opłaty, pieluchy dla dziecka itp. Córka jest alergiczka, do przychodni na NFZ nie ma jak się dostać, za prywatna wizytę płacę za każdym razem 250 złotych.

Nie wiem, jak żyć. Perspektywa gorącego lata w nagrzanej kawalerce, sprawia, że mam już wszystkiego dość. Oszczędzam na czym się da, kupuję jedzenie na promocjach, nie pamiętam, kiedy nabyłam jakikolwiek ciuch czy buty, dziecko ubieram w ciuchlandach. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że będę tak żyć. O własnym mieszkaniu nie mamy co marzyć, ja nie wiem, kiedy wyjdę do pracy, do ludzi. Kocham córeczkę bardzo, ale bycie z takim dzieckiem 24 godziny na dobę, jest strasznym obciążeniem. Wszystko robię z nia, zakupy, gotuję, sprzątam. Nie mam sumienia prosić partnera o pomoc, bo wiem, jak ciężko pracuje, żeby było na podstawowe wydatki. Boję się, że może zachorować albo coś mu się stanie i wtedy nie będziemy mieć z czego żyć. Jestem już na skraju rozpaczy, sytuacja mie zaczyna przerastać. Ten permanentny brak pieniędzy sprawia, że odechciewa się wszystkiego. Wiem, mogę wyjść do parku albo nad rzekę. Ale wrócę do nagrzanego jak piekarnik mieszkania, bez jakiejkolwiek perspektywy na lepsze dni. Bardzo proszę o anonimowość, nie proszę o żadne pieniądze czy dary. Zwyczajnie, muszę się z kimś podzielić swoją sytuacją. 

Czytelniczka

Tagi:

życie ,  smutek bieda , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót