Na wspólne wakacje jeździliśmy kiedy dzieci były małe, ale wtedy chodziło o to, by spędzać wspólnie czas, pokazywać im różne ciekawe miejsca. Dzieci z domu dawno wyfrunęły i po kilku wspólnych wyjazdach, ustaliliśmy z mężem, że nie będziemy się nawzajem męczyć. On kocha żagle, raz z nim byłam, dla mnie to żadna frajda. Wymęczyłam się okrutnie, miałam ciągle jakieś pretensje. Mąż nie kocha leżenia na plaży, nie uznaje nicnierobienia. Jak już ma wypoczywać, to tylko aktywnie. Próby zmuszania mnie do spacerów spełzały na niczym, ja z kolei nie mogłam go namówić na wieczorne wyjścia do sklepów. Uznaliśmy wspólnie, że nie ma się co męczyć, że każde z nas ma swój sposób na wypoczynek i lepiej, jeśli zaczniemy jeździć osobno. Mamy też psa, odpadł więc kłopot z opieką nad nim, bo nie jeździmy tym samym czasie. Dzięki temu każde z nas zyskuje dodatkowe dwa tygodnie w domu, co też jest bardzo fajne.
Oczywiście, jeśli są pary, które mają wspólne pasje, to i wspólny wypoczynek może być fajny. Ale ja jeżdżąc sama, obserwuje ludzi wkoło i widzę, jak to w praktyce wygląda. Fochy, dąsy, ciche dni na urlopie, totalnie bez sensu. Nawet wspólny pokój potrafi być wtedy męczący, zważywszy, że jest to dość mała przestrzeń.
Co roku jeżdżę w inne miejsca, wybieram sobie hotele dla dorosłych, albo takie, które nie mają za dobrej oferty dla dzieci. Spotykam więc głównie pary w moim wieku, albo dosyć młodych ludzi. W tym roku poznałam trzy małżeństwa, dwa z nich kłóciły się nieustająco. O to, czy iść na plażę czy na basen, czy zejść już, bo jest upał, czy ona powinna pić drinka o godzinie 11 rano i tym podobne bzdety. Trzecia para najczęściej spędzała czas osobno. On głównie siedział w klimatyzowanym pokoju i czytał książki, ona od świtu do nocy leżała na słońcu. Przynajmniej nie mieli powodów do awantur.
Pojechałam z paniami na zakupy, bo mężowie nie mieli na to ochoty. Byłam proszona o dyskrecję, żeby nie mówić, ile wydały, bo mogłoby to skończyć się kolejna kłótnią. Jedna z pań nawet poprosiła mnie o przewiezienie trzech sukienek, bo mieszkamy w tym samym mieście. Na wyprawie na zakupy marudziły, że mężowie na wakacjach je męczą. Zapytałam szczerze, czemu nie jeżdżą same, były zdumione takim pomysłem. Dla niech to by było coś niebywałego, że można wyjechać na wakacje bez męża. Chyba jednak to one bardziej by się bały stracić współmałżonka z oczu.
Ja nie mam takiego problemu, mój mąż również. Dobrze wiemy, że jak ktoś chce zdradzić drugą osobę, to zrobi to z sąsiadem czy sąsiadką z tego samego bloku. Wróciłam bardzo wypoczęta, jadłam, kiedy chciałam spałam, kiedy chciałam, chodziłam, gdzie mnie oczy poniosą. Mąż niebawem jedzie na rejs z kolegami. Wiem, że będą imprezować, ale wcale mi to nie przeszkadza. To jest czas dla niego. A ja już się ciesze na dwa tygodni samotności w domu, bez obowiązków, z książkami i z psem. Małżeństwa powinny jeździć na wakacje oddzielnie. Ten czas rozłąki jest też dla związku bezcenny!
Renata