Takie zwykłe małżeństwo
O swoim małżeństwie też myślała, że jest takie „wybrakowane”. Takie zwykłe, bez emocji, bez jakiś wielkich wspólnych planów i pasji.
- Zwykły mąż, szary urzędnik, nie zrobił wielkiej kariery – mówi Joanna. - Jego główne zainteresowania to piłka nożna i wyjazdy na grzyby. Kiedy tylko jest wysyp, znika ciągle z domu.
Ona te grzyby potem przygotowuje, choć sama ich jeść nie lubi. Ale w zeszłym roku wpadła na pomysł, żeby trochę sprzedać. Grzyby zawsze są w cenie. Poszło sporo marynowanych i suszonych.
- Nie powiem, było całkiem niezły zastrzyk gotówki – śmieje się Joanna. - W tym roku będę inaczej patrzeć na pasję mojego męża. I to nie tylko z tego powodu.
Ale tak poza tym to można rzec, szara codzienność. Praca, liczenie wydatków, planowanie, czy uda się odłożyć na jakieś wakacje. I Joanna przez lata wzdychała nad tym swoim życiem, że takie banalne, takie daleki od marzeń, które miała w młodości.
Syn nie poszedł na studia
- Też „wybrakowany” – żartuje Joanna. - Chcieliśmy dla niego świetlanej przyszłości. Miał zdobyć solidne wykształcenie, zostać prezesem jakiejś firmy. Żeby dobrze zarabiał i miał prestiż.
Skończyło się na budowlance. Syn założył firmę. Prosperuje świetnie, jeździ do pracy głównie do Niemiec. Ma swoją renomę, jest cenionym fachowcem. Ale Joanna marudziła, że sam ciężko pracuje, że zostawia żonę i dziecko.
- Tyle tylko, że jego żona wcale się nie skarży – opowiada Joanna. - Jest pielęgniarką, kocha swoją pracę. Jak syn przyjeżdża, tak ustawia dyżury, żeby być z nim kilka dni non stop razem. Dalej są w sobie zakochani. Tylko ja miałam pretensje.
Córka jest singielką
To też Joannie się nie podobało. Młoda, ładna, zdolna. W odróżnieniu od syna, skończyła prawo i robi karierę w międzynarodowej korporacji. To powód do dumy, ale życia sobie nie ułożyła.
- Może przez tę pracę właśnie? - zastanawia się Joanna. - Siedzi w papierach godzinami. Ale widać, że to kocha, że to jej wielka pasja.
Matkę jednak martwi to, że czas leci, a tu ani męża, ani wnuków, ani widu, ani słychu. Chciałaby dla córki dobrej rodziny, żeby nie była w życiu samotna. Córka, co prawda, mówi, że jej to pasuje, ale Joanna też uważa, że brak obrączki to też rodzaj „wybrakowania”. Raczej uważała, bo zdanie już zmieniła.
Pomiędzy marzeniem a rzeczywistością
Joanna wielokrotnie zastanawiała się nad życiem i nad tym, jak często wcale nie idzie po naszej myśli. Chciała czego innego dla siebie, czego innego dla dzieci. I często miała wrażenie, że los sobie z niej zakpił.
- Wiem, że to może głupie, ale syn budowlaniec nie do końca pasował do moich wyobrażeń, tak faktycznie to zwykły robotnik – mówi Joanna. - Inaczej też myślałam, że będzie w moim małżeństwie. Że coś się będzie działo ciekawego, że będziemy podróżować, żyć bardziej na luzie. Tymczasem jesteśmy zwykłymi, przeciętnymi ludźmi.
Ta przeciętność długo uwierała. Czasami Joanna czyta o życiu celebrytów. Ogląda piękne kreacje, wakacje na jachtach. Bywało, że zazdrościła. Nie pieniędzy. Ale wielkiego świata, ciekawych doznań i towarzyszących im emocji.
- No bo jak się ma takie „wybrakowane” życie, to czasem żal, że nie do końca wyszło – mówi Joanna. - Ale nadszedł moment, gdy doceniłam wszystko.
Nieoczekiwane spotkanie z Dorotą
Tego momentu Joanna nie zapomni nigdy. Dorota - najładniejsza dziewczyna w liceum, chodziła z najfajniejszym chłopakiem. W dodatku zdolna, bez problemu dostała się na wymarzone studia. Wszystkie dziewczyny jej zazdrościły. Długich pięknych nóg i cudownych, naturalnych blond włosów.
Kilka tygodni temu Joanna Dorotę spotkała. Nie widziały się całe lata. Dorota nadal jest piękna, mimo upływu lat. Nie była sama. Pchała wózek inwalidzki z młodą, równie piękną, jak ona kobietą.
- Okazało się, że urodziła niepełnosprawne dziecko – opowiada Joanna. - Została z córką sama, mąż dawno ją rzucił. Mimo to, nie załamała się, bardzo kocha swoją chorą córkę.
Stały i rozmawiały chyba blisko godzinę. Dorota opowiadała o swoim życiu. O tym, że pomagają jej finansowo rodzice, chociaż już sami są starsi i na emeryturach. Że choć skończyła świetne studia, nigdy nie pracowała, bo musiała zająć się dzieckiem. Że martwi się tylko ty, co będzie z córką, gdy ona straci siły i w końcu odejdzie. Ale stara się żyć każdą chwilą i cieszyć drobiazgami. Bo przecież nikt nie mówił, że będzie zawsze cudownie i po naszej myśli.
- Stałam słuchałam i robiłam się w środku czerwona ze wstydu – opowiada Joanna. - Za te swoje wyrzekania, za żal, że się nie powiodło. Nagle pokochałam to swoje „beznadziejne” życie. Zrozumiałam, jak dużo dostałam, tylko nie potrafiłam nigdy tego docenić. To był kubeł zimnej wody na moja głowę.
Wzięła od Doroty numer telefonu. Od tej pory spotykały się już kilka razy. Joanna uczy się opieki nad córką Doroty. Jak będzie gotowa, chce od czasu do czasu zostawać z nią na kilka godzin.
- Żeby Dorota wyszła do kina czy do fryzjera, choćby sama na spacer – mówi Joanna. - Uznałam, że zamiast marudzić, warto coś dobrego zrobić. Wtedy też życie nagle staje się inne.
Magdalena Gorostiza