Zamiast wypoczynku, jak twierdzi, było marudzenie i podporządkowywanie się potrzebom czterolatki. Co z tego, że to jej chrześnica? Marta, dobrze zna nastawienie Beaty do dzieci, wie też, że Beata nie znosi ich towarzystwa.
Żyjemy z mężem na luzie
Beata ma lat 36, męża i dobrą pracę w korporacji. Oboje ciężko pracują, godnie zarabiają i chcą żyć na luzie. Bez dodatkowych obciążeń. Dzieci nie planują, nie maja ochoty na dodatkowe obowiązki.
- Wystarczająco jest nas na świecie, nie potrzeba moich potomków – mówi Beata. - Zresztą ja dzieci nigdy nie chciałam, kocham żyć po swojemu, robić to, co mi się zechce.
Ma świadomość, że ogranicza ją tylko praca. Ale kiedy jest się wolnym człowiekiem, można wyjechać na drugi koniec świata. Zmienić kraj zamieszkania, firmę, cokolwiek. I Beata chce właśnie takiego życia.
- Nie mamy żadnego psa, ani kota. Domu też nigdy żeśmy nie chcieli – podkreśla. - Mamy mieszkanie w apartamentowcu, kupione bez żadnych kredytów. Możemy zamknąć drzwi za sobą i w każdej chwili gdzieś pojechać. Przy dziecku byłoby to niemożliwe.
Za cudzymi dziećmi Beata też nie przepada, mówiąc bardzo delikatnie. Nie lubi tego cmokania, mówienia jakimś zdziecinniałym językiem, albo nagle w trzeciej osobie.
- Co to w ogóle jest? „Mamusia kupi, mamusia zrobi” – mówi Beata. - To jakieś robienie z dziecka wariata.
Pisk, wrzask, marudzenie, to wszystko doprowadza ją do szewskiej pasji. Ucieka od placów zabaw daleko, kupując apartament kilka razy sprawdzała, co ma być pod jej oknem. Wakacje też chce spędzać z dala od dzieci. Jeżdżą z mężem do hoteli dla dorosłych.
„Zostaniesz Alicji matką chrzestną”
Przyjaciółka Beaty, Marta, ma jednak inne podejście do życia. Została matką cztery lata temu i uwielbia swoją córeczkę. Poprosiła Beatę o to, by została matką chrzestną.
- Ostrzegłam, że dzieckiem nie będę się zajmować – podkreśla Beata. - Marta jednak stwierdziła, że nie chodzi o teraz. Wie, że jak jej córka dorośnie, to będzie mogła mieć we mnie oparcie. Nie odmówiłam.
Do swojej chrześnicy Beata wpada dwa razy do roku. Zostawia prezent urodzinowy i prezent pod choinkę, spędzi kurtuazyjny kwadrans i ucieka. Z Martą albo w dwie pary spotykają się zawsze sami. Wychodzą wieczorami. Marta ma niańkę do dziecka, nie ma z tym problemu.
- W tym roku zaczęła mnie nagabywać na wspólny wyjazd. Powiedziała, że też chce odpocząć od dziecka – mówi Beata. - Pomyślałam, fajnie, we czwórkę może my robić różne rzeczy, pozwiedzać, pobalować.
Wybór padł na Turcję, na początku czerwca, żeby upały nie doskwierały strasznie. Beata szukała hoteli dla dorosłych, ale Marta nie była im chętna. Mówiła, że bardzo drogie, że u nich trochę z kasą krucho. Niech wezmą normalny hotel, zawsze te są nieco tańsze.
- No ja powiem tak, że już wtedy powinno mi się w głowie coś zaświecić. Ale nie podejrzewałam podstępu – mówi Beata. - Wybrałyśmy luksusowy hotel w Belek, też dość drogi. Ale sprawdziłam, że nie zbyt wielu atrakcji dla dzieci, no i nie ma żadnej zjeżdżalni.
Alicja miała zostać z matką Marty. Kilka dni przed wyjazdem okazało się jednak, że babcia rzekomo się rozchorowała. Marta zapowiedziała, że musi zabrać dziecko.
- Byłam zła, nawet bardzo – mówi Beata. - Jakoś cudownie załatwiła miejsce w samolocie, bo z hotelem nie miała problemu. Dziś wiem, że to było podejrzane, bo w samolocie nie było żadnego wolnego miejsca.
„To nie jest dla mnie do wytrzymania”
Beata z mężem siedzieli w samolocie oddzielnie, po drugiej stronie przejścia. Ale Alicja i tak cały czas przychodziła, wysmarowała czekoladą spodnie Beaty, zadawała pytania, choć widziała, że ciotka raczej nie ma ochoty na bliższy kontakt.
- Oczywiście, że byłam wkurzona. Jechałam na swój wymarzony urlop – mówi Beata. - Nie miałam zamiaru zajmować się cudzym dzieckiem.
Podczas pobytu nie było lepiej. Wspólne posiłki były męką. Mała marudziła, czasami rozrzucała po stole jedzenie, wypluwała na talerz. Dla Beaty to było obrzydliwe. Na plaży Alicja biegała, sypała piaskiem, na basenie jej rodzice chcieli siedzieć przy brodziku dla dzieci. Beata stanowczo odmawiała. Ten pisk i wrzask nawet z daleka był dla niej nie do wytrzymania.
Nie było jak porozmawiać, bo mała ciągle się wtrącała. Trzeba było uważać na słowa, hamować z jakimkolwiek przekleństwem. Beata specjalnie nie przeklina, ale czasami lubi sobie pofolgować. To też ja bardzo denerwowało.
- Oczywiście żadnych wyjazdów, żadnego balowania. Szli spać z kurami, bo małe dziecko – mówi Beata. - Byłoby lepiej, gdybyśmy wyjechali sami, bo wzięłabym hotel dla dorosłych. A tak musiałam znosić nie tylko Alicję, ale i pozostałe dzieci.
„Nigdy takiego horroru więcej”
Po kilku dniach Beata zaczęła izolować się od Marty. Przychodzili z mężem na późniejsze śniadania, kolacje też jadali późno. Beata uciekała nad najgłębszy basen, pływała długo w morzu, spędzała czas w SPA. Pojechali z mężem na kilka wycieczek.
- Dwa tygodnie to dość długo, stwierdziłam, że nie będę do końca marnować sobie urlopu – mówi Beata. - Widziałam jednak, że Marta ma do mnie pretensje. Nie lubię takich sytuacji, więc zapytałam, o co jej chodzi. Powiedziałam, że mieliśmy jechać sami, a ona wie, że nie znoszę dzieci.
Przyjaciółka stwierdziła, że Beata „jest przecież matką chrzestną” i nic by się nie stało, gdyby Alicji poświęciła trochę czasu. Beatę aż zatkało. Bo od początku sprawę postawiła jasno. Marta dodała, że wie, że mieli być sami, ale życie pisze inne scenariusze. Że Beata mogłaby być bardziej elastyczna.
- Elastyczna, tak powiedziała. No mnie aż coś się wtedy zrobiło. Dlaczego miałabym robić coś, czego nie znoszę? Na urlopie za grube pieniądze. Szczególnie, że jej wtedy już nie uwierzyłam, pamiętałam, jak zapierała się, żeby to nie był hotel dla dorosłych – mówi Beata. - Podstępem wsadziła nas na minę, bo chciała jechać z kimś na wakacje.
Końcówka urlopu minęła w skwaszonych nastrojach. Beata ma poczucie zmarnowanego czasu i pieniędzy. Marta czuje się chyba dotknięta, że przyjaciółka nie była w stanie poświęcić się choćby tylko przez te dwa tygodnie. Szczególnie, że jej zdaniem Alicja to kochane i niekłopotliwe dziecko.
- Problem z wieloma matkami jest taki, że chciałyby aby ich dziecko dla każdego było największym skarbem. To tak nie działa – mówi Beata. - Marta czuła się obrażona, że unikam jej córki jak ognia. Ja tak samo unikam wszystkich dzieci. Dla mnie te wyjazd to był horror.
Na razie przyjaciółki do siebie nie dzwonią. Beata jest przekonana o swojej racji.
- Bo nawet gdyby było tak, jak Marta twierdzi, że jej mama się rozchorowała, ja i tak zmarnowałam wakacje. Nie każdy musi kochać dzieci i to też trzeba zrozumieć – mówi.
Magdalena Gorostiza