Męża pochowałam dwa lata temu. Dlaczego więc teraz ten list piszę? Jestem po rozmowie z przyjaciółką, która dowiedziała się o romansie męża. Od lat zdradzał ją podczas wyjazdów do sanatorium, zawsze z tą samą kobietą. Pytała, co ma robić? Jak ja wytrwałam w takim związku? Może jest więcej takich kobiet, które biją się z myślami? Opowiem więc swoją historię.
Kto mnie zna, bez trudu mnie rozpozna, bo o romansie mojego męża wiedziało wiele osób. Wiedziały też nasze dzieci. To trwało za długo, by dało się to ukryć, mąż widywany był z kochanką na mieście. Czy mnie to bolało? Tak, na początku bardzo. Potem uznałam, że w życiu jest coś za coś.
Mój mąż był wykładowcą akademickim, był profesorem, lubionym, szanowanym. Ja uczyłam w liceum, kochałam bardzo swoją pracę. Moje zarobki w stosunku do tego, co mąż przynosił do domu były jednak zawsze kiepskie. A mąż nigdy na nic nie żałował, był bardzo hojnym i szczodrym człowiekiem. Wyjeżdżał za granicę, wykładał na różnych uniwersytetach. To też dawało mu niezły dochód. No i miał przecież określoną pozycję. Ja też znaczyłam przy nim więcej, mogłam też różne rzeczy na uczelni „załatwić”. To były plusy i było ich więcej. Mąż był opanowany, w domu nie było kłótni, ostrych słów, jeśli nie zgadzaliśmy się ze sobą, była normalna wymiana poglądów. Umiał też ustąpić.
Kiedy zaczął się jego romans, byliśmy dobrze po czterdziestce. Swoją wybrankę poznał w banalny sposób. Nasza agentka od ubezpieczeń przeszła na emeryturę, zaproponowała nam następczynię. Młoda kobietę, blisko dwadzieścia lat od nas młodszą. A ubezpieczeń było sporo, samochody, dom, działka. Mąż ubezpieczał się na każdy zagraniczny wyjazd. Agentka najpierw przychodziła do nas do domu, potem nagle przestała. Mąż twierdził, że wygodniej mu jeździć do niej do biura. Powinnam coś przeczuć, niczego takiego nie było. O ich romansie dowiedziałam się dwa lata później. Powiedziała mi o tym przyjaciółka. Rozmawiałam z mężem, nie udawał, że to nieprawda. Powiedział mi, że zwyczajnie brakuje mu jakiejś odskoczni, bycia z kimś innym, że to nie ma związku ze mną. Mogłam postawić warunek, ona albo ja. Nie zrobiłam wtedy tego. Zapytałam, jak dalej to sobie wyobraża, powiedział, że to nic wielkiego, że nigdy mnie nie zostawi, zawsze będzie ze mną.
Był to czas, kiedy byłam w wielkim dole. Nie wiedziałam, co począć. Poszłam do mojej ciotki, do której zawsze miałam zaufanie. Ona powiedziała mi, że mężczyźni tak mają i nie ma co wpadać w histerię.
- Brakuje ci czegoś? Masz z nim źle? - zapytała. - To po co psuć to, co dobre. Takie jest życie moja droga.
Postanowiłam przeczekać, życie toczyło się niby normalnie. Wspólne święta, wakacje, wspólne plany. Sypialiśmy ze sobą. Przestałam pytać o tę kobietę, ale podświadomie wiedziałam, że mąż się nadal z nią spotyka. Wolałam jednak o tym nie wiedzieć. Kiedy w końcu zaczęłam zadawać pytania, odpowiadał tak samo – po co mamy się ranić? i tak od ciebie nigdy nie odejdę.
Lata mijały, przywykłam do „tej trzeciej” w naszym życiu. Byłam coraz starsza, zmieniły się moje priorytety. Sama pozwoliłam sobie na kilka niewinnych przygód podczas wypadów do sanatorium. Zaczęłam rozumieć męża. Było mi miło, że ktoś mnie adoruje, zabiega o mnie. To naprawdę było zupełnie coś innego.
Trzy lata temu mąż zachorował. Wtedy musieli się już rozstać. Jego romans trwał blisko dwadzieścia długich lat. Ale to ja z nim byłam do końca.
Więc powiedziałam przyjaciółce, żeby machnęła ręką na romans swojego męża. Ja tak zrobiłam, nigdy od niego nie odeszłam, nie potrafiłam. I nie żałuję swojej decyzji, bo życie z nim miałam naprawdę dobre. Co dałby mi rozwód? Samotność? Przelotne znajomości? Mąż mimo wszystko dał mi poczucie bezpieczeństwa.
Jadwiga