Mam tylko skromną emeryturę
Justyna ma na swoje wydatki niecałe 3 tysiące złotych miesięcznie na rękę. Ale potrafi i z takich pieniędzy odłożyć na wakacje. Obowiązkowo, co roku wyjeżdża gdzieś na dwa tygodnie z przyjaciółką. Planują podróż jeszcze w styczniu, kupują w first minute. Tym razem wybrały Bułgarię. Może dla innych to nie jest szczyt marzeń, ale dla Justyny i owszem. Była w Sozopolu, wróciła zachwycona i hotelem i samym miastem.
Córka Justyny pracuje w znanej kancelarii, zarabia pewnie dziesięć razy tyle, co jej matka.
- Ale nigdy mi finansowo nie pomagała, nawet o to nie prosiłam – podkreśla Justyna. - Jakoś daję sobie radę. Zięć też ma świetna posadę, to majętni ludzie, co nie jest bez znaczenia w tej sytuacji.
Niech mama przyjedzie nam pomóc
Traf chciał, że niedługo przed wyjazdem Justyny, zięć złamał nogę. Ma gips od pachwiny do kostki, wrócił ze szpitala do domu i wymaga opieki. Jest też dwójka małych dzieci. One jeżdżą do przedszkola, ale to zięć je odbierał.
- Bo córka czasami wraca o godzinie 20. albo nawet później – mówi Justyna. - Tak wygląda praca w takiej kancelarii.
Do domu przychodziła studentka, która popołudniami zajmowała się dziećmi. Teraz jednak wyjechała na wakacje.
- I zostali sami, on z tą noga w gipsie, no i z dziećmi – mówi Justyna. - Ma problem, żeby iść nawet do toalety, trzeba podawać mu kaczkę.
Córka więc zadzwoniła do Justyny, żeby ta do nich przyjechała na czas choroby zięcia. Justyna zaprotestowała. Po pierwsze, nie przepada za nim i nie chce go obsługiwać, po drugie miała zaplanowany dużo wcześniej wyjazd.
Zięć też ma matkę
- Zaproponowałam córce, żeby przyjechała teściowa, też nie pracuje – mówi Justyna. - Bo ja nie wystawię przyjaciółki do wiatru. Poza tym, są bogaci. Mogą zatrudnić i pielęgniarkę i opiekunkę do dzieci. Stać ich.
Teściowa córki odmówiła pomocy, bo podobno doskwiera jej kręgosłup. Justyna jest przekonana, że to tylko wymówki.
- Kobieta jest zdrowa jak ryba, przecież wiem – mówi. - Nie chce jej się zajmować synkiem i wnukami. Po co siedzieć w mieście, jak się ma dom na wsi. Mogła przecież zabrać syna i wnuki do siebie, ale nie było takiej propozycji. Ciekawe, czy zięć się obraził na matkę, tak jak moja córka na mnie. I czy ona się na teściową też obraziła.
Córka obiecywała Justynie złote góry, że odda za stracony wyjazd, kupi następną wycieczkę. Justyna tłumaczyła, że to niemożliwe. Może pomóc, jak wróci, weźmie dzieci do siebie. Ale zajmować zięciem się nie będzie.
- Dla mnie to bufon, nigdy nie był zbyt miły – wyjaśnia. - Nie będę mu niczego pod nos podtykać i podawać kaczki. Nie chciałam tego wprost mówić córce, ale delikatnie dałam jej do zrozumienia, że to kolejny powód mojej stanowczej odmowy. Coś burknęła i skończyły się nasze rozmowy.
Mam prawo do swojego życia
Justyna jest rozżalona, że córka milczy. Że w żaden sposób nie chciała przyjąć do wiadomości argumentów matki.
- Jak coś nie po jej myśli, to od razu obraza – mówi. - Sama się dziwię, że wychowałam taką egoistkę.
Podkreśla, że zięć nie umiera, nie ma jakiejś podbramkowej sytuacji. No i dodaje kolejny raz, że córka jest majętną osobą, bez problemu może zatrudnić cały sztab ludzi. Szkoda, że uważa, że tylko jej matka powinna być bezpłatną opiekunką.
- Proszę mnie źle nie zrozumieć – mówi Justyna. - Oddałabym dla córki i wnuków ostatnią koszulę. Ale to nie jest koniec świata. Miło by więc było, gdyby córka zrozumiała, że też mam prawo do własnego życia.
Magdalena Gorostiza