Dorota stara się nawet teściową trochę zrozumieć, bo wie, że wychowywała Witka. Ale są granice matczynej troski, są też relacje, które po ślubie syna powinny się rozluźnić. Niestety, teściowa Doroty tego nie rozumie, co gorsza, nie rozumie tego również jej mąż, tak bardzo związany ze swoją matką.
.
- On uważa, że to jest zupełnie naturalne, ja, że to chora relacja – mówi.
Przed ślubem nic nie zapowiadało takiego przebiegu wypadków. Dorota wychodziła z Witkiem, wyjeżdżali razem, nie działo się nic niezwykłego. Czasem podczas wyjazdów jego matka dzwoniła, ale Dorota uważała, że jest to normalne. Ale do ślubu Witek mieszkał z matką, więc może teściowa uznawała, że i tak syn jest jej na wyłączność.
- Bywałam u nich nie raz czy dwa. To naprawdę fajna, ciepła kobieta, myślałam, że uda nam się dogadać. Zawsze była dla mnie miła, zawsze uśmiechnięta. Nadal jest zresztą taka, tylko ta jej troska o syna doprowadza mnie do szału. Nie daje się tak żyć – opowiada Dorota.
Już pierwszego dnia kiedy zamieszkali razem po ślubie, teściowa zadzwoniła punktualnie o godzinie 20. Ona chodzi wcześnie spać i chciała chwilę przed snem pogadać z synem.
- Uznałam, że to OK, pierwsze dni bez niego w domu, jest ciekawa, jak mu się układa, może tęskni. Ale niestety, telefony o godzinie 20 stały się już tradycją – wzdycha Dorota.
Są po ślubie blisko rok i punktualnie o tej porze dzwoni telefon Witka. Nie ważne czy są w domu, u znajomych czy na wyjeździe. Matka wydzwania co wieczór, wypytuje syna o wszystko, o to, co jadł, jak się czuje, czy niczego mu nie potrzeba.
- Szlag mnie trafia, bo na imprezie mąż wychodzi na chwilę, przerywa jedzenie kolacji, odkłada obejrzenie filmu. Po wielokroć mu mówiłam, że to jest jakieś chore, żeby rozmawiać z matką codziennie i być o 20. przywiązanym do telefonu jak pies, ale mąż uważa, że przesadzam, że nie ma nic nienormalnego w tym, że matka chce porozmawiać z synem – mówi Dorota. I dodaje, że jeśli wybierają się do kina i o tej porze Witek telefonu nie odbierze, to dzwoni do matki wcześniej. „ Bo by się denerwowała, że coś może się stało”, a Dorocie gul natychmiast staje w gardle.
Tym bardziej, że Witek bywa u matki kilka razy w tygodniu. Z reguły jeździ tam po to, żeby w czymś jej pomóc.
- Tylko ta rzekoma pomoc to wyłącznie pretekst, żeby go do domu ściągnąć. Nagle trzeba mebel przesunąć, przestawić ciężki kwiatek, zawiesić firankę w oknie – wylicza Dorota i mówi, że pomysłowość teściowej granic nie zna. Ona wówczas siedzi w domu i się wścieka. Bo nie po to wychodziła za mąż, żeby spędzać samotne popołudnia. Na dodatek nawet jak Witek był u matki, ta i tak ona zadzwoni o godzinie 20. jakby nie widziała go od tygodni.
- Dla mnie to jest nie do wytrzymania. Mówiłam mężowi, że rozumiem, że chce pomagać matce, ale nie może tam nieustająco jeździć, niech wyznaczy jedno popołudnie, pojedzie na kilka godzin i zrobi hurtem wszystko – wzdycha Dorota. Bo ona czuję się w tej sytuacji fatalnie, szczególnie, że mąż uważa, że to ona dramatyzuje.
Poszła więc do psychologa, bo zaczęła już prawie wierzyć, że to mąż ma rację.
- Dowiedziałam się ważnych rzeczy, że ta nieodcięta pępowina to problem mojego męża i matki, że to nie ja powinnam go brać na siebie. Że mąż jest niedojrzały emocjonalnie, bo powinien zrozumieć, że teraz relacje się zmieniły i moje uczucia powinny być dla niego ważniejsze, niż uczucia czy potrzeby matki. I że to jednak mam rację, twierdząc, że on musi na nowo zbudować relację z matką, co oczywiście może być momentami bardzo bolesne, ale tylko to jest w stanie uzdrowić nasz związek – wylicza Dorota.
Siadła więc do poważnej rozmowy z mężem, przyznała się, że była u psychologa. Próbowała namówić Witka, by to on skorzystał z takiej konsultacji.
- Mąż powiedział, że wywlekam nasze problemy na zewnątrz, że sama mam kiepski kontakt z rodzicami i to jest powód mojej zazdrości o jego matkę. Mam więc dwa wyjścia – tolerować to do śmierci teściowej, albo nie doczekawszy pierwszej rocznicy ślubu, zakończyć nasz związek. Wyszłam za mąż za niedojrzałego „syneczka mamusi”. Nikt z moich znajomych nie ma podobnych problemów, perspektyw na zmianę nie widzę żadnych i nie bardzo wiem, co robić. Ale wiem jedno, że kiedy słyszę o godzinie 20 jak dzwoni telefon Witka, zaczyna coś mnie dusić w gardle – mówi Dorota.
Magdalena Gorostiza
Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione