Z Magdą był najkrócej. Rozstał się z nią już po kilku miesiącach. A zapowiadało się na trwały związek.
- Poznaliśmy się nietypowo, bo w zakładzie wulkanizacyjnym - mówi Darek. - Zawsze korzystałem z zakładu przy moim domu, ale wtedy akurat podnieśli cenę i tak trafiłem na drugi koniec miasta. Tu wymiana opon była najtańsza. O całe dwie dychy za komplet. Ona czekała na swoją kolejkę i zaczęliśmy rozmawiać. Pomogłem jej jeszcze przepakować zakupy, żeby opony zmieściły się w bagażniku i tak się zaczęła nasza znajomość.
Magda była pielęgniarką w miejscowym szpitalu. Mieszkała w zabytkowej kamienicy w ścisłym centrum miasta. Duże, ładnie urządzone mieszkanie z widokiem na Stare Miasto.
- Bardzo dobrze gotowała - mówi Darek. - Od początku powtarzała, że to jej pasja. Znała dużo przepisów jeszcze od swojej babci. Jej popisowym daniem były jednak wszelkiego rodzaju włoskie pasty. Czasami jej mówiłem, że niepotrzebnie wydajemy pieniądze w restauracji, bo jej jedzenie nie miało sobie równych. Była w tym naprawdę dobra.
Dogadywali się. Mieli wiele wspólnych zainteresowań. Lubili kino, rowery.
- Najczęściej chodziliśmy do kina w środy, bo wtedy były o wiele tańsze bilety - dodaje Darek. - Magda nie zawsze jednak mogła, bo pracowała przecież w szpitalu na zmiany
W weekendy często imprezowali. Najczęściej u znajomych Darka, który mieli duży, letniskowy dom. Czasami wyjeżdżali do pobliskiego uzdrowiska. Brali wtedy samochód Magdy. Mniej palił. Diesel.
- Jedyne, co mnie u Magdy irytowało, to fakt, że nie umiała oszczędzać - przyznaje Darek. - Ja nigdy nie lubiłem przepłacać. Uważałem, że jeśli za coś można mniej zapłacić, to trzeba to wykorzystywać. Ona tego nie rozumiała. A to przecież podstawa.
Darek był informatykiem. To jego pasja od dziecka. Pracował w dużym, państwowym wydawnictwie. Miał propozycje z innych, prywatnych firm, nawet za większe pieniądze, ale uważał, że na "państwowym" ma stabilniejszą pracę. To się dla niego najbardziej liczyło.
- Miałem też dodatkowe zlecenia - mówi. - Finansowo powodziło mi się bardzo dobrze.
Od lat skrupulatnie dbał o swoje dochody. Każdy wydatek zapisywał w specjalnym notesie. Potem korzystał ze specjalnej aplikacji. To przez to rozstał się z Magdą
- Lubiłem zawsze wiedzieć, ile i na co wydaję - tłumaczy. - Kiedy byłem gdziekolwiek na zakupach, to zbierałem paragony, rachunki, żeby potem je wprowadzić do moich zapisków. Przy Magdzie tego nie robiłem. Nie chciałem, żeby czuła się urażona, że robię to ze skąpstwa. Najczęściej płaciliśmy za wszystko po połowie, ale czasami to tylko ja ponosiłem wydatki, kiedy np. tankowałem jej auto na stacji. Nie zawsze mi oddawała, ale miałem to wszystko zanotowane. Co do grosza.
Któregoś dnia, w weekend spisywał kwoty z paragonu do swojego notesu. Poprzedniego dnia byli w pubie, potem na zakupach. Zebrało się sporo paragonów.
- Wtedy zadzwonił kolega - mówi Darek. - Wyszedłem na balkon. Magda w tym czasie weszła do kuchni i zobaczyła notes, rozłożone na stole paragony. Kiedy skończyłem rozmowę, spytała o te moje zapiski. Powiedziałem zgodnie z prawdą, że lubię mieć porządek w finansach. Nie ukrywałem, że np. niektóre kwoty wpisywałem czerwonym długopisem. Tak od lat rejestrowałem wydatki, które nie były wcześniej planowane. Tak z ciekawości chciałem wiedzieć jak często coś kupuję spontanicznie, np. kwiatki dla Magdy. Nie chciała uwierzyć, że nawet wczorajszy jogurt na 2,99 zł znalazł się na mojej liście. Zapisany na czerwono.
Od tej pory wszystko się między nimi popsuło. Któregoś dnia Magda stwierdziła, że nie chce się wiązać z domorosłym księgowym, który potrafi się upomnieć nawet o pięćdziesiąt groszy. Bo tyle musiała mu oddać za hot doga na stacji paliw. Źle wyliczyła kwotę
Z Beatą był jeszcze krócej. To koleżanka z pracy. Młodsza o cztery lata od niego, atrakcyjna, bardzo zgrabna i seksowna blondynka. Widywał ją codziennie, ale bliżej poznał, kiedy zawiesił jej się komputer. Zadzwoniła do niego z prośbą o pomoc. Pracowała w dziale handlowym - na ostatnim piętrze.
- Pomogłem jej jeszcze przy smartfonie - mówi nasz bohater. - Nie wiedziała, jak ustawić aparat do robienia zdjęć w nocy. Za to zaprosiła mnie na kawę po pracy.
Tego samego dnia została u Darka na noc. Był nieco zaskoczony jej swobodnym stylem bycia, ale najbardziej go zaskoczyło to, co potrafiła robić w łóżku.
- Była niesamowita - przyznaje. - I w kółko powtarzała, że jeszcze w życiu nie widziała takiego porządku w mieszkaniu samotnego mężczyzny.
To fakt, Darek od dziecka dbał o czystość. Z czasem stał się pedantem. Wszystko w mieszkaniu miało swoje określone miejsce. Inny kubek do herbaty, inny do kawy. Ulubiona marka papieru toaletowego, pilot od telewizora zawsze na swoim miejscu - z boku łóżka, gdzie zamocował specjalny uchwyt na rzepy. I nic na stole. Wszystko pochowane. Odkurzał co drugi dzień. Miał też mniejszy odkurzacz akumulatorowy. Do parochów i kurzu. Ten był używany codziennie.
- Z Beatą łączył nas przede wszystkim seks - mówi. - Potrafiliśmy od razu po pracy jechać do mnie, bo było bliżej i już w przedpokoju zaczynaliśmy się wzajemnie rozbierać
Było super. Po jej wyjściu musiałem jednak doprowadzić mieszkanie do porządku, bo Beata była straszną bałaganiarą. Wszystko rzucała gdzie popadnie. Nie miała niestety również poczucia estetyki.
I to ich poróżniło. Na tyle, że się rozstali. Poszło o...pościel.
- Któregoś razu Beata wpadła z jakiejś babskiej imprezy - mówi Darek. - Był wieczór, akurat sprzątałem, miałem zmienić też pościel. Leżała na stole w sypialni. Kiedy przyszła, miała od razu ochotę na seks. To ten alkohol chyba na nią tak podziałał. Ja akurat myłem łazienkę. Powiedziałem, że tylko wezmę prysznic, bo miałem ręce brudne od detergentów. Kiedy wróciłem, Beta była już w łóżku. Nagusieńka. Zmieniła nawet przygotowaną pościel.
Zaczęliśmy się kochać, kiedy zauważyłem, że poszwa była założona na lewą stronę
Chciałem ją szybko zmienić na drugą stronę. Nie wiem, co Beatę ugryzło, ale jak zobaczyła, że między namiętnymi pocałunkami szarpię się z tą poszewką, to nagle wstała, stwierdziła, że ja nie jestem normalny i zaraz wyszła trzaskając drzwiami. Nie wiem, czy nie poskarżyła się na mnie koleżankom z pracy, bo od tego czasu niektóre patrzą na mnie ironicznym wzrokiem. A może mi się tylko tak wydaje.
Po Beacie przez dłuższy czas był sam. Zraził się do kobiet. Aż poznał Alę.
- To siostra kolegi ze studiów - mówi. - Znam ją od dawna, bo bywałem u nich w domu. Kilka lat temu wyjechała do Anglii. Niedawno wróciła. Spotkałem ją zupełnie przypadkiem na stacji benzynowej. Nic się nie zmieniła. Od słowa do słowa zeszliśmy na temat komputerów. Ala była grafikiem komputerowym, znała się też na programowaniu, mieliśmy wspólny temat. Fajnie nam się gadało. Kiedy wsiadała do samochodu, zauważyłem, że w środku wygląda jak nowy z salonu. Tak był wysprzątany. Zaimponowała mi.
Od spotkania na stacji benzynowej upłynęło już prawie osiem miesięcy. Ala od dwóch tygodni mieszka u Darka. Stwierdzili razem, że szkoda czasu i pieniędzy na przemieszczanie się z domu do domu. Są razem i jest im dobrze.
- Z Alą nadajemy na tych samych falach - mówi Darek. - Ona nie śmieje się z moich zapisków z wydatkami. Tak, powiedziałem jej o tym. Nie chcę nic przed nią ukrywać. Nawet zaczęła je ze mną analizować. Też uważa, że opłaty za parkingi są coraz większe i warto częściej korzystać z roweru lub hulajnogi. Zgodziła się też ze mną, że mrożone pizze z tego sklepiku pod nami nie są wcale gorsze niż te z pizzerii na Starym Mieście. A tańsze o 19 złotych. Dopasowaliśmy się także w łóżku. Jest wspaniale. Kiedy wczoraj w nocy, po raz kolejny nabraliśmy ochoty na seks, ta dysząc namiętnie, poprosiła żebym sprawdził, czy zgasiła światło w łazience. Zgasiła.
Krzysztof Załuski