Spokoju jednak nie ma. Od rana pod jej oknem słychać jeżdżące po chodniku hulajnogi. Z placu zabaw dobiegają krzyki i piski.
- Od świtu do ciemnej nocy, a popołudniami pod moim oknem starsi chłopcy grają w piłkę – opowiada Ewa. - Ja jestem u kresu wytrzymałości psychicznej. Nikt się jednak z moim stanem zdrowia nie liczy.
Przeklina dzień, w którym zdecydowała się kupić mieszkanie z ogródkiem i widokiem na wewnętrzne patio. Deweloper przekonywał, że będzie tam zieleń, ławeczki, kolorowe klomby. Wspólnota przegłosowała plac zabaw.
- I nagle zamiast zieleni masz pod oknem piaskownicę i huśtawki – mówi Ewa. - I jesteś bezsilna, bo rodzice nie rozumieją, że starszy człowiek potrzebuje spokoju. Szczególnie, kiedy jest chory.
Kolos na glinianych nogach
Kiedy mąż żył, Ewa nie musiała pracować. Dla swojej przyjemności tworzyła rękodzieło. Nie spodziewała się ani tego, że tak szybko mąż odejdzie, ani tego, że jego dochodowy biznes, to kolos na glinianych nogach.
- Bo żyło nam się nieźle, nie jakieś miliony, ale starczało na wszystko – mówi Ewa. - Umarł nagle, odziedziczyłyśmy z córką po nim spadek. Niebawem zaczęli się do nas zgłaszać wierzyciele.
Okazało się, że długi są całkiem spore, że mąż lubił żyć na kredyt. Nie płacił kontrahentom. Ewa zmuszona była sprzedać ich wspólne mieszkanie, duży apartament w dobrym punkcie.
- Wolałam to zrobić sama, niż żeby zrobił to komornik – mówi. - Spłaciłam długi męża, zostało mi na zakup niewielkiego mieszkania.
Miały być piękne klomby
Wybrała niewielkie mieszkanko na parterze, ale za to z ogródkiem. Ta zielona przestrzeń miała służyć temu, by było gdzie odetchnąć, posiedzieć z lampką wina, poczytać książkę. I faktycznie, jakieś dwa lata Ewa miała spokój. Niestety, potem z przerażeniem obserwowała, jak zamiast uroczych klombów, pojawiają się pod jej oknami huśtawki.
- To był dla mnie koszmar – mówi Ewa. - Nie tam miało być, deweloper mnie oszukał. I zaczęła się moja gehenna.
Od świtu do nocy szaleństwo na huśtawkach, piski w piaskownicy. Gra w piłkę, krzyki matek nawołujących dzieci. Ewa liczyła, że może ktoś zrozumie, że starsza kobieta potrzebuje trochę ciszy. Zaczęła pisać pisma do wspólnoty.
- Ile ich wysłałam? Sama nie wiem? - mówi i pokazuje mi jedno z pierwszych. - Na żadne nie dostałam odpowiedzi.
Trzeba z czegoś żyć
Zawsze miała manualne zdolności. Potrafiła zrobić coś pięknego praktycznie z niczego. Ale do swojej pasji nie podchodziła na poważnie. Raczej robiła upominki dla znajomych.
- Koleżanka mi podpowiedziała, że mogę zacząć swoje wyroby sprzedawać – mówi Ewa. - Pomyślałam, że to nie jest głupi pomysł. Postanowiłam założyć firmę.
Wzięła kredyt pod zastaw mieszkania. Działalność prowadziła w domu. Założyła sklep w internecie, wystawiała rzeczy na popularnych serwisach. Ładne, oryginalne, znajdowały nabywców.
- Jakoś zaczęło nawet fajnie iść – mówi. - Tylko ten plac zabaw spędzał mi sen z powiek.
Wariatka spod trójki
Pomyślała jednak, że może się wyprowadzi. Sprzeda to nieszczęsne mieszkanie i znajdzie co innego. Sklep szedł, zarabiała całkiem nieźle, bez problemu spłacała kredyt. Przyszła jednak pandemia.
- I nikt nie miał głowy do kupowania takich rzeczy – opowiada Ewa. - Wszystko nagle siadło. Zaczęłam mieć problemy z kredytem. Zdrowie się zaczęło sypać.
Przez ten plac zabaw nabawiła się nerwicy. Pierwsze skrzypienie huśtawki wywołuje u niej dreszcze. Próbowała sama dzieci uciszać, chodzić po sąsiadach, namawiać do wspólnej akcji, bo wie, że nie tylko jej ten plac zabaw zatruwa życie.
- Nikt nie chce mnie poprzeć. Jestem z tym kompletnie sama – mówi. - „Wariatka spod trójki”, tak na mnie mówią. Jestem wyzywana i hejtowana.
Dlatego prosi, by zmienić jej imię i nie ujawniać tego, gdzie mieszka. Już ma problemy z sąsiadami, boi się, że będzie miała większe.
Trzeba tu było mieszkania nie "kupywać”
Ewa wprowadza mnie do swojego mieszkania. Jest faktycznie niewielkie i wszędzie stoją jej wyroby. Nie ma gdzie wcisnąć szpilki. Wyrzucić szkoda, a nie ma siły zająć się handlem.
- Od dwóch lat leczę się na depresję – mówi Ewa. - Czuję w sobie jedynie bezsilność.
Hałas zza okna doprowadza ją do szału. Próbowała wzywać policję. Jeden patrol powiedział jej, żeby nagrywała filmiki dla prokuratury.
- Drugi patrol stwierdził, że nie mogę dzieci nagrywać – dodaje Ewa. - To co mam robić?
Kiedy piłka wpada do jej ogródka, tatusiowie bez pozwolenia przeskakują ogrodzenie, chociaż to jej teren, własność, za która zapłaciła. Próbowała z rodzicami dzieci rozmawiać.
- Usłyszałam, że: trzeba było mieszkania tu nie "kupywać” – mówi Ewa. - Tylko, jak ja je kupiłam, to miała być tu zieleń.
Czekam na licytację
Ewa jest chora, nie ma pieniędzy. Ma długi i niespłacony kredyt w banku. Ma córkę, ale ona mieszka na drugim końcu Polski. Ma dwoje dzieci, które sama wychowuje.
- Finansowo mi nie pomoże, nie zwalę jej się na głowę w tym stanie – mówi Ewa. - Tak naprawdę czasami pomaga mi siostra, zostawi kilkadziesiąt złotych na jedzenie. Albo coś podrzuci. A ja wariuję w tym hałasie.
Mieszkania sprzedać teraz nie może, bo bank oddał sprawę do komornika. Ewę czeka pewnie licytacja, bo nie potrafi dogadać się z komornikiem. Wie, że na licytacji mieszkania straci, ale nie ma siły, żeby teraz zająć się jego sprzedażą.
- Była raz u mnie kobieta z agencji, akurat jak plac zabaw był pełen – mówi Ewa. - Wyjrzała do ogródka, szybko drzwi zamknęła. Powiedziała, że takiego mieszkania to nikt nie zechce. No chyba, że za grosze.
Można iść do sądu
Beata Nadulska, zarządca nieruchomości, prezes ADM Śródmieście w Lublinie, tłumaczy, że zgodnie z przepisami prawa budowlanego place zabaw zaliczane są do obiektów małej architektury i podlegają obowiązkowi zgłoszenia właściwemu organowi. Urządzenia winny być użytkowane zgodnie z przeznaczeniem a zamontowane wyposażenia i nawierzchnia powinny spełniać normy PN-EN-1176. Na placu zabaw należy zapewnić stosowane przeglądy, które są dokumentacją obiektu budowlanego. Planując plac zabaw, należy przestrzegać art.3 ustawy Prawo Budowlane oraz Rozporządzenie w sprawie warunków technicznych a par. 40 ust.3, wskazuje, że należy zastosować odległość placów zabaw od ulicy, okien, miejsc składowania odpadów, parkingów co najmniej 10 m – czyli zachodzi konieczność stworzenia strefy bezpieczeństwa. Tyle od strony formalnej. Decyzję o budowie placu zabaw podejmuje wspólnota większością głosów.
— Decyzja o lokalizacji placu zabaw na terenie wspólnoty to czynność przekraczająca zakres zwykłego zarządu (zmienia przeznaczenie części nieruchomości wspólnej, a także wymaga zaangażowania środków finansowych). Nie jest wystarczające działanie samego zarządu, a właściciele lokali muszą wypowiedzieć się w formie uchwały tłumaczy prezes Nadulska. — Obowiązuje zdrowy rozsądek, bezpieczeństwo, relacje sąsiedzkie oraz koszty związane z wykonaniem, a także utrzymaniem. Plac zabaw może być dla części mieszkańców uciążliwy, tak więc przed podjęciem dalszych czynności należy zatem mieć na uwadze, że uchwałę o wybudowaniu na terenie wspólnoty placu zabaw można zaskarżyć. Zgodnie z art. 25 ust 1 UWL właściciel lokalu może zaskarżyć uchwałę do sądu z powodu jej niezgodności z przepisami prawa lub z umową właścicieli lokali albo jeśli narusza ona zasady prawidłowego zarządzania nieruchomością wspólną lub w inny sposób narusza jego interesy.
Kto ma na to siłę?
- Ja do pani zadzwoniłam, bo czytałam ten artykuł o hałasujących dzieciach – mówi Ewa. - I wiem, że choć wielu osobom to przeszkadza, każdy się boi wychylić. Ja to zrobiłam i odczuwam skutki.
Tu przeczytać artykuł o hałasujących dzieciach: https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/zmeczeni-halasem-dzieci-zwracac-uwage-czy-nie/xbptlfj,30bc1058
Ma dość złośliwych uwag sąsiadów, zaczęła przemykać przez patio. Matki obrzucają ja ironicznym spojrzeniem, nikt nie reaguje na trwające godzinami wrzaski. Ma świadomość, że jest na przegranej pozycji, ale chce, żeby przynajmniej uzmysłowić ludziom problem.
- Mnie ten plac zabaw zabija, jestem u kresu. I myślę, że nie jestem odosobniona, tylko ludziom brakuje odwagi. Godzimy się na przemoc, bo zmuszanie ludzi do życia w takim hałasie to nie jest normalne – mówi Ewa. -
Magdalena Gorostiza
Imię bohaterki i niektóre szczegóły zmieniłam.