Prowadzili z mężem wspólnie dosyć dochodowy interes. Był to zakład tapicerski, połączony z renowacją mebli, w tym antyków. On był jego głową, a ona szyją. On był zaopatrzeniowcem, kierowcą i kierownikiem działu wykonawstwa, ona menadżerem, projektantem, kontrolą jakości, główną księgową i kasjerką. Zatrudniali dwóch pracowników na stałe i kilku dorywczo, w ramach potrzeby w danym momencie.
Owocem ich małżeństwa był syn Mariusz, nad którym od samego początku, rozpostarła parasol ochronny.
W wieku 40 lat została wdową
Krzysztof był od Magdy sporo starszy. Kiedy wychodziła za niego za mąż, nie miało to dla niej wielkiego znaczenia. Miał też wrodzoną wadę serca, która z czasem przekształciła się w poważną chorobę i tylko operacja, mogła uratować mu życie. Przed pójściem do szpitala, oprowadził ją po całym domu, instruując, gdzie są jakie kable, w jaki sposób biegną rury, jak podłączony jest piec, przekazał jej wszystkie dokumenty związane z domem. Zdawał sobie sprawę z tego, że czeka go ciężka operacja i na wszelki wypadek nie chciał jej zostawiać bałaganu w papierach. Dwa dni po operacji zmarł w wieku 60 lat. Ona została 40-letnią wdową z osiemnastoletnim synem, obłożnie chorą teściową i trzypiętrowym domem, który trzeba było utrzymać.
Próbowała dawać radę sama
Próbowała firmę prowadzić sama. Zatrudniała dorywczo kierowcę i żeby zaoszczędzić, był nim sąsiad rencista, który niestety często zaglądał do kieliszka. Sama prawa jazdy nie miała, a pełnoletni syn też się nie kwapił do jego zdobycia. Do firmowych obowiązków doszła jej funkcja zaopatrzeniowca i nadzoru nad pracownikami. W dodatku opieka nad niepełnosprawną teściową, również potrzebowała dużo zaangażowania z jej strony. Biegała więc z piętra do warsztatu i z warsztatu na piętro. Gotowanie, pranie, mycie teściowej, zmienianie pampersów, karmienie. Mariusz jej w tym nie pomagał. Uczył się, najpierw ekonomia, potem informatyka i w końcu nic z tego nie wyszło. Jak twierdził - wszystko byłoby ok, gdyby nie denerwowali go idioci, którzy go otaczali. Wolał zamykać się na klucz w swoim pokoju i grać w gry komputerowe.
Starała się to wszystko ogarnąć wspomagając się alkoholem. Najpierw to były pojedyncze drinki, a później coraz więcej i więcej. Zaczęła również tracić klientów. Nikt nie chciał rozmawiać z bełkoczącą właścicielką. Stali klienci przenieśli się do konkurencji, a nowi rozłączali rozmowę, lub odwracali się na pięcie, kiedy zorientowali się, że właścicielka zakładu jest nietrzeźwa. Po dwóch latach zmarła jej mama, a po czterech teściowa. Odziedziczone po nich pieniądze z czasem też zaczęły się kurczyć, firma podupadać, aż w końcu postanowiła zamknąć działalność.
Alkohol decydował o jej życiu
Doszła do wniosku, że zacznie wynajmować pokoje i z tego żyć. Lokatorzy byli z polecenia, więc nie powinna mieć z nimi kłopotów. Na początku nie miała, ale kiedy zorientowali się, że Magda lubi wypić, wpadali do niej na pogawędkę z piwem lub wódką i z reguły impreza kończyła się w łóżku. Pożyczała im pieniądze, które mieli oddać po wypłacie, później okazywało się, że pracę stracili, ale szukają nowej i znowu od niej pożyczali. Kupowali za nie alkohol, przychodzili z nim do niej, znowu impreza, łóżko, a czas uciekał. W dodatku rachunki trzeba było płacić. Zakład energetyczny i gazownia nie miały litości. Lokatorzy z polecenia się zmieniali i tylko lokatorzy, reszta zostawała taka sama. Kiedy ostatni z nich podniósł na nią rękę, powiedziała dość. Pomogła jej w tym jedyna znajoma, która się od niej nie odwróciła. Agnieszka pomogła Magdzie się ogarnąć. Wysprzątała jej dom, zamówiła kontener na śmieci i obie powrzucały do niego, wszystko co zbędne i co ma złą energię. Magda poszła na terapię. Przestała pić, postanowiła, że spróbuje zacząć zupełnie inne życie. Koleżanka załatwiła jej wyjazd do pracy w Holandii.
Można zawsze zacząć od nowa
Dzisiaj Magda ma 56 lat. Od dwóch lat wyjeżdża do pracy przy segregowaniu cebul kwiatowych. Po trzech miesiącach pracy przywozi do domu 3 tysiące euro. Pozbyła się zaległości w rachunkach. Wynajęła całe piętro spokojnemu małżeństwu i odbudowała relacje z niektórymi znajomymi. Kiedy tylko może, chodzi na długie spacery z kijkami. Najbardziej relaksuje ją kontakt z przyrodą.
Zdjęła w końcu ochronny parasol znad głowy syna, złożyła go i wyrzuciła do kontenera z innymi śmieciami. Na następny wyjazd zabiera go ze sobą, załatwiła mu pracę konserwatora. Dobrze zna angielski i potrafi naprawić drobne rzeczy. Od czegoś musi zacząć. W jej domu nie ma już miejsca na alkohol. Magda nie chce też pamiętać tego, co robiła po pijanemu. To już odległa przeszłość.
- Po szesnastu latach znowu zaczęłam oddychać pełną piersią i przestałam się bać. Do złych lat nie wracam pamięcią, bo to nie ma sensu. Muszę żyć i chcę żyć, chociażby tylko dla siebie – mówi Magda.
Imię bohaterki zostało zmienione.