Dziś ona i mąż są na emeryturze, niewielkiej, ale zawsze. Miecio stara się dorobić. Codziennie, oprócz niedziel i świąt, przemierza osiedlowe uliczki, ciągnąc swój dwukołowy wózek i zbierając złom. W okolicy znają go wszyscy. Beata mówi, że dobre i to, bo ma świadomość, że Miecio nigdy nie wykazywał się wielkim sprytem, nie był też tak zwaną złotą rączką.
Nowe czasy zmieniły wszystko
Przed laty obydwoje pracowali w dużym zakładzie produkującym wyroby skórzane. On był krojczym, a żona szwaczką. Zarabiali dobrze, ponieważ zakład wysyłał większość swoich wyrobów na eksport. Niestety, gdy w kraju powiał wiatr przemian, eksport się skończył, sprzedaż krajowa mocno się skurczyła i w końcu zakład postawiono w stan likwidacji. Wtedy w jednym dniu oboje stracili pracę. Próbowali znaleźć jakiekolwiek zajęcie. Beata od czasu do czasu szyła jakieś elementy ubrań dla znajomej krawcowej, ale generalnie był to okres, kiedy chętnych do pracy było dużo, a zleceń niewiele. Miecio obrotny nigdy nie był. Czasem udało mu się zastąpić jakiegoś dozorcę w hurtowniach budowlanych, ale to nie trwało dłużej niż trzy miesiące, a potem znowu nic. W rodzinie to Beata była głową i szyją jednocześnie. Wiedziała, że musi coś zrobić, żeby rodzina nie poszła na dno.
Trzeba przecież utrzymać dom
Mieszkali w małym domku, odziedziczonym przez Miecia po babci. Stara, peryferyjna, robotnicza dzielnica miasta. Takich domków jest wkoło jeszcze sporo, choć tu i ówdzie pojawiły się już nowe wille. W domku były dwa pokoje, spora kuchnia, z części której wydzielili łazienkę. Mieli dwóch synów. Sami zajmowali większy pokój, chłopcy mniejszy. Synowie już dorastali, brakowało nieustająco pieniędzy. Jedna z koleżanek zaproponowała Beacie wyjazd do Włoch na zastępstwo, do opieki nad starszym mężczyzną. Chociaż nie znała języka, postanowiła zaryzykować
Beata spakowała walizkę i wyjechała pełna obaw. Zostawiła Miecia z synami w domu. Beata szybko nauczyła się języka i swoich obowiązków. Była sumienna i pracowita. Zarabiała wreszcie przyzwoite pieniądze. Rodzina, u której pracowała, poleciła ją znajomemu, więc nawet po powrocie koleżanki, miała zapewnioną pracę. Lata leciały, ona tęskniła za domem, ale wiedziała, że musi utrzymać bliskich. Co prawda, jeden z synów wyjechał i się usamodzielnił, ale drugi się ożenił i sprowadził żonę do ich domu. Na świat przyszły wnuki.
- Zrobiło się ciasno, Miecio był w mniejszym pokoju, oni we czwórkę w większym – mówi Beata. - Kazałam zrobić plany nadbudowy poddasza, chciałam, żeby młodzi wynieśli się na górę, bo my z Mieciem nie chcieliśmy chodzić po schodach na stare lata. Zarobione pieniądze wysyłałam mężowi.
Mogłam sobie życie ułożyć na nowo
Lata mijały, podopieczni Beaty umierali, ale ona nie martwiła się o pracę. Była uczciwa i znała już dobrze język, rodziny dawały jej świetne rekomendacje. W końcu zatrudnił ją stary kawaler, którego matka potrzebowała opieki.
- Był ode mnie sporo starszy, widać było, że wpadłam mu w oko – opowiada Beata. - Fajny facet, który nigdy nie ułożył sobie życia, chyba przez toksyczną relację z matką. Często ją odwiedzał, a potem już wiedziałam, że przyjeżdża nie tylko z powodu rodzicielki. Mieliśmy romans, nie ukrywam tego. Chyba nawet się w nim zakochałam.
Włoch zawrócił jej do tego stopnia w głowie, że zaczęła myśleć o rozwodzie z Mieciem. Długo nie było jej w domu, rozłąka sprawiła, że mąż stał się daleki, szczególnie, że dzwonili do siebie rzadko.
Może i by go zostawiła, ale pojechała znienacka do domu na święta. To co zobaczyła, wprawiło ją nie tylko w osłupienie. Ogarnął ją żal i wielki gniew,
- Okazało się, że remontu żadnego nie było. Synowa przeniosła dzieci do pokoju Miecia, a jego wywaliła do komórki – opowiada Beata. - On, jak to on. Oddawał im pieniądze, nigdy się nie poskarżył. Ale ja wpadłam w szał. To po to tyrałam na nich wszystkich, żeby tak potraktowali mojego męża?
Na podwórzu stały dwa samochody, na to poszły pieniądze Beaty. Kazała je natychmiast sprzedać, albo wynosić się razem z nimi ze wspólnego domu. Uprzedziła, że nie wyśle już ani jednego euro. Przeniosła z powrotem Miecia do pokoju wnuków, dzieci wyeksmitowała do rodziców. Odbyła z synem i synową długą rozmowę. Kazała im szukać pracy i zapowiedziała, że jak chcą mieć luksusy, to muszą zrobić remont. Mogą też zawsze się przecież wyprowadzić.
Na drugi dzień poprosiła sąsiada, który parał się remontami, żeby jej wycenił zaadaptowanie poddasza na mieszkanie i zapytała, kiedy mógłby się tym zająć.
- Plany rozbudowy już były, bo Miecio się tym zajął – mówi Beata. - Chodziło tylko o ich sfinalizowanie. Dopilnowałam, żeby zaraz po świętach samochody trafiły do komisu. I powiedziałam wyraźnie, na co mają iść pieniądze z ich sprzedaży. Sąsiad szybko zabrał się do roboty.
Pewnie miałabym inne życie
Beata wróciła do pracy. Wiedziała, że musi też porozmawiać ze swoim chlebodawcą, wytłumaczyć mu, że nie jest w stanie zostawić męża.
- To nie była ani łatwa decyzja, ani łatwa rozmowa – mówi dziś Beata. - Mogłam żyć w dostatku, nie martwić się niczym, bo on proponował mi małżeństwo. Ale po tym, co zobaczyłam, wiedziałam, że Miecia nie mogę zostawić.
Jej podopieczna żyła jeszcze dwa lata. Beata była w tym czasie kilka razy w Polsce. Syn z synową i z dziećmi mieszkają już na poddaszu. Beata skrupulatnie pilnuje, żeby dokładali się do rachunków. Powoli wyremontowała parter, kupiła nowe meble. Miecio w końcu mógł przejść na emeryturę, dorabia zbieraniem złomu na osiedlu. W końcu i ona wróciła na stałe, pozostawiając za sobą włoskie marzenia o lepszym życiu.
- Choć trudno mi było synowej wybaczyć, jakoś unormowały się nasze stosunki. Wiedziałam, że to jej sprężyna, bo syn odziedziczył charakter po ojcu. Też jest życiową fajtłapą – mówi Beata. - Ale to przecież moja rodzina. Bardzo kocham wnuki. A Miecio nigdy nie zrobił mi krzywdy, dalej jest taki, jaki był, pogodny, opiekuńczy, niekonfliktowy. I ja nie mogłam pozwolić, by tak upokarzano męża.
W pogodne dni siadają z Mieciem na ławeczce przed domem. Beata nie ukrywa, że czasami tęskni za tym, co mogła mieć. Ale kiedy trzyma męża za rękę, wie, że podjęła słuszną decyzję. Bo przecież obiecała mu wiele lat temu, że nie opuści go, aż do śmierci.
Imiona i niektóre szczegóły zostały na prośbę bohaterki zmienione.